[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Usiadł i utkwił spojrzenie w Vinsie, który pomyślał, że dość długo. Miał takie wrażenie, jakby w jego żołądku nara-
takim wzrokiem mógłby spoglądać dobrze wypasiony kot na stała ciężka i niestrawna kula. Wiedział doskonale, że nie po-
nieznany rodzaj myszy. winien tubylców ani drażnić, ani lekceważyć. W końcu wes-
 Wygląda na to, że przy dosyć kiepskim oświetleniu, na tchnął.
jakie możemy pozwolić sobie w tym miejscu, widzisz cał-  Szpiegowałem Gondala z powodów czysto osobistych
kiem dobrze  powiedział po chwili.  A jednak twoje oczy  wyznał.  A jeżeli chodzi o Vredan&
nie są większe niż oczy Vredan. Co więcej, zdołałeś wypa- Ginganibren się uśmiechnął.
trzyć mnie i kantabeleena, chociaż zasłaniały nas wówczas  Nie widzę potrzeby, żeby w tej chwili torturami wycią-
liście drzew i krzewów. A zatem, czy posiadasz niezwykły gać z ciebie tę informację. Myślę jednak, że możemy się po-
dar widzenia w ciemności? rozumieć w jednej sprawie: żaden z nas nie wyda drugiego
Vince zesztywniał i poczuł, że po plecach wędrują mu Vredanom. A co do Gondala, jeżeli nie powiesz mu, że go
zimne dreszcze. Ta prymitywna istota miała umysł szalenie szpiegowałem, ja również mu nie powiem, że go śledziłeś.
bystry! Czy zgadzasz się, że to uczciwe postawienie sprawy?
 Ja, uhm& rzeczywiście dobrze widzę w ciemności  Vince popatrzył przez chwilę na porośniętą sierścią isto-
odparł.  A poza tym, istnieją przyrządy umożliwiające wi- tę. Potem, chyba trochę wbrew sobie, także się uśmiechnął.
dzenie& w świetle, które zazwyczaj jest niewidoczne.  Zgadzam się. Niechaj tak będzie  powiedział.  A je-
Wojownik lekko zwinął macki-uszy. żeli chodzi o Gondala  dodał, poważniejąc  nie sądzę, że-
 Słyszałem o tym  odparł.  Może ty właśnie takim bym go jeszcze kiedykolwiek zobaczył.
dysponujesz? Zresztą, to nieważne. Zaczynam dochodzić do Ginganibren uśmiechnął się, wyraznie czymś bardzo roz-
przekonania, Carcaninie, że nie jesteśmy nieprzyjaciółmi. bawiony.
Mimo wszystko wtedy także ukradkiem szpiegowałeś Gon-  Stanie się, jak zechcą Władcy Losu  orzekł.  No cóż,
dala. nie możemy pozostać dłużej w tym miejscu. Rozwiążemy cię,
Ujrzawszy zdumienie na twarzy Cullowa, porośnięta sza- Carcaninie, ale moi wojownicy będą trzymali broń w pogoto-
rą sierścią człekopodobna istota uśmiechnęła się szeroko. wiu. Mamy przed sobą co najmniej godzinę marszu.
 Tak, dobrze go znam  oznajmiła po chwili.  A teraz Vince już miał zapytać, dokąd pójdą, i powiedzieć, że po-
zjawiłeś się tu  powiodła ci się ryzykowna próba wyprowa- zostawił bez opieki swój wahadłowiec, ale ugryzł się w język.
126 127
Postanowił nic nie mówić. Wahadłowiec mógł jeszcze stać
siÄ™ jego atutem w grze.
Obrali drogę wiodącą trochę w dół zbocza góry i zaczęli
wędrować na północ. Korzystali ze szlaków wydeptanych
przez dzikie zwierzęta, a może nawet samych tubylców. Na
ile Vince zdołał się zorientować, w okolicy nie było raczej
groznych drapieżników. Możliwe, że ipsisumoedanie albo Vre-
danie nie pozwalali, żeby zapuszczały się one w te rejony kon-
tynentu.
Od czasu do czasu mijali strażników. 14
Droga nie była łatwa. Czasami musieli się wdrapywać po
wyszczerbionych skałach, czasem znów przedzierali się przez
kaniony i parowy. Raz nawet wspinali się po pędach porasta-
jących zbocze wąwozu dzikich winorośli, zwisających z ga-
łęzi i konarów niczym naturalne girlandy. W końcu jednak tarając się nie okazywać przerażenia, podszedł powoli
dotarli do otoczonej ze wszystkich stron gąszczem krzewów Si stanął przed wielomackim Onsjaninem. W milczeniu,
polany, po której obrzeżach przechadzali się wartownicy. Jak wpatrywał się weń dobrą minutę.
poprzednio, Vince ujrzał także kilku wojowników głaszczą-  A więc udało ci się przekupić także tubylców  odezwał
cych podobne do kotów świecące zwierzęta. się w końcu pogardliwym tonem.  Masz na swoje usługi
Nagle zamarł, oszołomiony i przerażony. doprawdy niezwykłą zbieraninę! Thooda Hivvisa, vredańskie-
Na skraju polany spostrzegł średniej wielkości wahadło- go funkcjonariusza, który załatwił ci ten wahadłowiec, szpie-
wiec. Zauważył od razu, że jest to model umożliwiający za- gów w obrębie kolonii i nawet ipsisumoedan.
równo loty w przestworzach, jak i pływanie pod powierzch- Gondal niedbałym ruchem oderwał mackę oddechową od
nią wody. Nieopodal wahadłowca, niedbale rozciągnięta na pojemnika na plecach.
zaśmieconej liśćmi trawie, spoczywała jakaś istota. Ogryzała  Sss-sss-sss. Zapomniałeś wymienić szpiegów, których
od niechcenia pieczoną nogę małego zwierzęcia i od czasu do mam pośród Nessan  powiedział.  Przyznaję jednak, że nie
czasu sięgała oddechową macką do pojemnika na plecach. udało mi się ich wielu zwerbować. W porównaniu z innymi
Vince rozpoznał Gondala. jestem raczej drobnym przedsiębiorcą. Niezupełnie powio-
dło mi się także na samej Shannie. Nie zdołałem przekupić
kilku najważniejszych osób i właśnie to spędza mi sen z po-
wiek. Tym bardziej że  jak powiadają istoty mojej rasy 
wyczuwam dziwaczny smak w tutejszych prÄ…dach.
Vince spojrzał na Ginganibrena. Barczysta człekopodob-
na istota uważnie mu się przyglądała. Wyprężyła słuchowe
128 9  Zwiat bez słońca 129 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl