[ Pobierz całość w formacie PDF ]

naśladując ruch tłoka.  No to szykuj się, kochanie!
Roger przeciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™. Zanim pojechali do Cody, on i jego partner
zaszli do Lwiej Paszczy, wypili kilka piw, rozegrali kilka kolejek w kręgle,
bo bez względu na fakt, że polowali na ludzi, czasami dobrze się bawili.
Rozdział ósmy
Pokój
Przynajmniej raz Grace siedzi za kierownicą. Popołudniowy deszcz
uderza o maskę niczym długie, srebrne gwozdzie, które wyglądają jak
kraty więzienia. Zagłębienia w drodze są kałużami głębokimi na dwie
stopy. BÅ‚yskawice wstrzÄ…sajÄ… niebem.
 Może powinniśmy zjechać z drogi.  Grace wysuwa twarz do przodu.
Jedziemy powoli na zachód drogą nr 14, przejeżdżamy przez Cody w
Wyoming. Phil Weal siedzi spokojnie na dodatkowym siedzeniu,
przejawiając znaczną awersją do piorunów. Co do mnie, to trzymam naszą
srebrną walizeczkę z czterema pozostałymi Planetami. Wprost przed nami,
mniej więcej w odległości mili, błyskawica trafia w drogę.
 Zjeżdżamy  powiada Grace. Aagodnie skręca na pobocze.
Wyglądamy przez przednią szybę, deszcz bębni w dach. Przed nami
pojawia się jeszcze więcej rozwidlonych błyskawic.
 Niedobrze  powiada Phil.  Powinniśmy być gdzieś pod dachem.
Już niemal mówię, jakim bezpiecznym miejscem jest samochód, ale
powstrzymuję się. Po pierwsze, może to być bzdura, po drugie, woda
dostaje się do wnętrza przez ościeże.
 Hej  Grace pokazuje palcem na mojÄ… szybÄ™.  Popatrzcie.
Patrzymy, Phil i ja. Za niespokojnym polem deszczu i kilkoma
olbrzymimi dębami wyłania się potężna pięciokondygnacyjna rezydencja.
Ma dwuspadowy dach i kopuły. Nad werandą wisi modny zielony
neonowy szyld z napisem, jeśli dobrze to widzę: SPA SPOKOJU.
 Spa spokoju?  pytam.  Co to jest?
 Przynajmniej będziemy pod dachem  powiada Phil. Grace patrzy nie
na mnie, tylko przeze mnie.
 Wiecie co? Czytałam o tym miejscu. To spa.  Skręca w długi,
efektowny podjazd.
Na widok potężnej nieruchomości marszczę czoło.
 Lubię znane ustronia  powiada Grace.  Ze względu na obecność
sławnych ludzi i te sprawy. Kiedyś ludzie z  Powergirl zorganizowali
tutaj sesję zdjęciową.
 My nie jesteśmy sławni  mówię.
 Przynajmniej będziemy pod dachem  powtarza Phil. Grace parkuje
w bezpośrednim sąsiedztwie maserati.
Oglądamy rezydencję. Przedłużeniem jednego ze skrzydeł jest
gigantyczna oranżeria, szyby są przezroczyste i w tym samym zielonym
kolorze co napis SPA SPOKOJU. Całe miejsce kojarzy się z opowieściami
science fiction, z miejscami, w których ty sobie drzemiesz na leżaku przy
basenie, a jakaś fikusopodobna roślina wysysa ci duszę przez ucho.
 Wygląda na drogie miejsce  mówię do Grace.  I wydawało mi się,
że do piątku chcesz dotrzeć...
 Zostaniemy tutaj tylko na jedną noc.  Grace wpełza na materac,
wsuwa ubrania do torby na ramię.  Rusz się, nie możemy dalej jechać,
droga jest zalana. Poza tym to miejsce wygląda całkiem romantycznie.
Jakby zostało specjalnie stworzone na miesiąc miodowy.
 Jestem spłukany  powiada Phil.
 Ja płacę  deklaruje Grace.
 WchodzÄ™ w to.
Bębnię palcami w walizeczkę z Planetami. Jest w tym budynku coś, co
każe mi się trzymać od niego z daleka. Są to jakieś instynktowne odczucia,
tak jakbym był w oranżerii we śnie albo jakby moi przodkowie zostali pod
nią pogrzebani. Nie mogę tego uchwycić, ale nie mam czasu, żeby się
zastanawiać, ponieważ jakiś młodzieniec ubrany w czarny płaszcz
kąpielowy wychodzi pospiesznie z budynku i rozchlapując wodę, zbliża
się do moich drzwi. Ma kręcone, czarne włosy i nosi sandały. W ręku
trzyma parasol w kształcie bombowca Stealth. Litery wyszyte jasnozieloną
nitką nad lewą piersią składają się na wyraz  Tinę . Opuszczam szybę.
Deszcz stuka o chodnik.
 Witamy  powiada facet.
Grace wskakuje na siedzenie kierowcy i pochyla siÄ™ nade mnÄ….
 Chcielibyśmy zamówić pokoje.
 Co to znaczy Tiney?  pytam.
 TinÄ™ to moje imiÄ™. Nie Tiny. TinÄ™. TinÄ™ jak fine. Phil i ja
wymieniamy spojrzenia.
 Tinę.  Phil sprawdza, jak to imię brzmi głośno.
 Mamy jeszcze trzy wolne cele na noc.
 Wezmiemy dwie  postanawia Grace.  JednÄ… dla nas, jednÄ… dla Phila
Weala.
Wchodzimy do hallu rezydencji, który wykończono w czarnym
chromie. W recepcji jest ściana z olbrzymim akwarium otoczonym
zielonymi fluoryzującymi światłami. Oczywiście w akwarium pływa
zwariowany mały rekin piaskowy.
 Wyczha!  mówi Grace.
Dywan w hallu jest zielony. Przechodzi kilkoro gości, wszyscy mają
sandały i płaszcze kąpielowe takie jak Tinę, ale bez wyszytych imion.
Goście mają szykowne fryzury. Tinę prowadzi nas do recepcji, gdzie na
ladzie znajduje się stojak z broszurkami. Jedna z nich jest zatytułowana
Bezwstyd winy.
Grace płaci. Tinę daje nam klucze i niezbędne wskazówki.
 Jeszcze przez dwadzieścia minut restauracja podaje posiłki z
przedpołudniowego menu.  Tinę macha dłonią w stronę oranżerii. 
Zabiegi przeprowadza siÄ™ w solarium, tam gdzie pokazujÄ™. Najbardziej
znany z naszych zabiegów to  ziołowy kokon . Nalegam, byście państwo
skorzystali z niego. Przynosi ulgę zarówno ciału, jak i duszy.
Grace popędza nas wzdłuż hallu. Znajdujemy nasze cele. Phil idzie do
jednej, ja i Grace do drugiej. Dywan w naszej celi jest czarny, a łóżko
jaskrawozielone jak ściany. Tabliczki na stolikach nocnych informują, że
płaszcze kąpielowe i sandały należy nosić we wszystkich
ogólnodostępnych pomieszczeniach. Grace podaje mi płaszcz z czarnego
jedwabiu.
Odbieram go dwoma palcami.
 To jakiÅ› absurd.
 Kiedy w Topece...  mówi Grace.
Zdejmuję kłaczek z tej idiotycznej rzeczy. Grace miała jednak rację,
burza to nie żarty. A w dodatku, przynajmniej przez tę noc, będziemy
ukryci tak jak tego sobie życzy, ponieważ chłopcy od Honeya nigdy nie
szukaliby takiego niechluja jak ja w takim zamku jak ten. Dlatego to mi
pasuje.
Spotykamy Phila i znajdujemy restaurację, gdzie na każdym stole stoi
zielona lampka. Chuda blond maitre d hótel pokazuje nam miejsce. Na jej
płaszczu widnieje słowo Gretl. Wydaje się jakby znajoma. Odchodzi
szybko i kiedy czytamy menu, zjawia siÄ™ kelnerka. Jest wysoka, ma
śródziemnomorską cerę, popalone czarne włosy, zmęczone oczy i
wystające kości policzkowe. Na jej płaszczu widnieje napis  Lucia .
 Tutaj nie wolno wnosić żadnego bagażu, sir. Zaniosę ją do szatni. 
Lucia wyciąga rękę w stronę walizeczki, którą schowałem pod fotelem.
Chwytam dziewczynę za rękę.
 Nie rozstanÄ™ siÄ™ z tym ani na chwilÄ™. Lucia uwalnia siÄ™.
 Bardzo proszÄ™.
 Co może pani powiedzieć o małżach?  pyta Grace. Lucia ogląda
sobie paznokcie. Sprawia wrażenie zmęczonej.
 Niebo w połówkach muszelek.
Najwidoczniej zbliża się koniec zmiany Lucii. Pozostałe stoły są puste,
jeśli nie liczyć używanych talerzy.
 Co proszÄ™?  pyta Grace.
 Przykro mi.  Lucia mówi do swoich naskórków wokół paznokci. 
Chciałam powiedzieć, że nasze małże zaspokoją gust najbardziej
wymagajÄ…cych smakoszy. KurczÄ™, naprawdÄ™ sÄ… niczego sobie.
 Co za suka  powiada Grace, kiedy Lucia odeszła. Phil rozkłada
serwetkÄ™ na udach.
 Ma po prostu kiepski dzień.
 Kto to jest Bertram BÅ‚ock?  pytam Grace. Nie jestem pewny,
dlaczego pytam o to teraz. Ma to coś wspólnego z ponurą pogodą na
zewnÄ…trz.
Grace uważnie się we mnie wpatruje, stara się podjąć jakąś decyzję.
 Jest facetem z mojej młodości.
 Stewart, Bertram Błock.  Rozkładam sztućce na stole.  Stewart i
Bertram, tajemniczy mężczyzni mojej żony.
 Henry.  Jej głos brzmi jak ostrzeżenie.
 Brzmi mi to po prostu tak, jakbyś była dość aktywna w młodości, i
tyle. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl