[ Pobierz całość w formacie PDF ]

długie czarne włosy, lekko przetykane siwizną, co tylko przydawało jej urody.
John Grey objął ją i przedstawił rodzinie:
- To doktor Aileen Wright. Jest doktorem nie medycyny, jak wy, ale
antropologii. Poznaliśmy się w wiosce, w której mieszkałem, i
zaprzyjazniliśmy... Hm, teraz zamierzamy się pobrać.
Rosalinda spojrzała na Emily, która spojrzała na Lizę.
- To miło - rzekła, uśmiechając się Rosalinda. - Zawsze chciałam mieć
matkę. - Podeszła do Aileen i pocałowała ją w policzek.
Aileen zrobiła na wszystkich jak najlepsze wrażenie. Miała zamiar
zatrzymać się w hotelu, ale Alex nie chciał o tym nawet słyszeć. Jechała
samochodem razem z Rosalindą, Emily, Jackiem i Holly. Widać było, że lubi
dzieci i umie z nimi rozmawiać. Odpięła dużą srebrną broszkę, która zdobiła jej
- 113 -
S
R
bluzkę, i pozwoliła Holly ją przymierzyć. Zapewniła, że dziadek kupił dla niej
równie ładną i że czeka ona na nią w walizce.
- Na pewno pomogłaś mu ją wybrać - wtrąciła Rosalinda z uśmiechem.
- Nie potrzebował zbytnio mojej pomocy. Jak na mężczyznę, ma
zadziwiająco dobry gust. Chyba wiedział, jak was ubierać, prawda?
- Rzeczywiście. Dopiero teraz to sobie uświadomiłam.
- Ja specjalizuję się w biżuterii, więc pozwoliłam sobie zasugerować to i
owo. Ale John i tak we wszystkim się ze mną zgadzał.
- Czemu dziadek nie napisał, że z nim przyjedziesz? - spytała Holly.
- Założę się, że Rosalinda i Emily wiedzą, dlaczego.
- On uwielbia niespodzianki - wyjaśniła Emily.
- Ty jesteś naprawdę sympatyczną niespodzianką - zapewnił Aileen Jack.
- Miło mi to słyszeć. Bo to, że wy jesteście sympatyczni, nie jest dla mnie
żadną niespodzianką; spodziewałam się tego. John tyle mi o was opowiadał, że
mam wrażenie, że znam was od wieków. Zawsze chciałam mieć rodzinę i wie-
rzę, że się zaprzyjaznimy.
Rosalinda polubiła Aileen już od pierwszego spotkania.
- W przyszłą sobotę urządzamy przyjęcie - poinformowała Rosalindę
przez telefon Emily. - Tym razem u nas. Tata i Aileen oficjalnie ogłoszą
zaręczyny. Uda ci się wziąć wolne?
- Myślę, że nie będzie problemu. Chciałabym być przy tym, jak Aileen
zostanie przyjęta w poczet rodziny.
- Sądzę, że już do niej należy. Tak czy owak, chciałabyś kogoś
przyprowadzić? Podobno zerwałaś z Willem, więc może wpadłabyś z Markiem?
To przyjaciel rodziny.
- Z przyjemnością go zaproszę. Tylko pamiętajcie, że on jest znajomym i
kolegą z pracy, nikim więcej.
- Jasne - odrzekła Emily, chichocząc do słuchawki, co bardzo Rosalindę
zirytowało.
- 114 -
S
R
Było ich dziesięcioro i ledwie zmieścili się przy stole. Oczywiście w
centrum uwagi byli teraz Aileen i John; dzieciaki wprost świata nie widziały
poza dziadkiem.
Przedstawiła Marka jako dobrego przyjaciela.
- Nie przeszkadza ci, że jesteś tylko przyjacielem? - spytał John.
- Przeszkadza. Czuję się pominięty. To okropne, prawda?
Wszyscy się roześmiali.
Rosalinda zauważyła, że Aileen bacznie przygląda się Markowi, który
zachowywał się bardzo swobodnie. Nie tylko rozprawiał o medycynie z Alexem
i Stephenem, ale również panie zabawiał rozmową i opowiadał anegdoty. Teraz
wspominał właśnie, jak to Rosalinda opiekowała się nim na Malapie.
- No więc leżę w malignie, aż tu nagle słyszę, że ktoś wchodzi do pokoju.
Otwieram oczy i widzę Matildę. Matilda była kimś w rodzaju gosposi.
Pamiętam, jak pomyślałem: Biedna Matilda, coś nam strasznie zbladła... I te
rude włosy... Po co je ufarbowała? I wtedy usłyszałem głos, który powiedział:
 Już prawie jestem lekarzem..."
Rosalinda poczuła, że bardzo kocha swoją rodzinę... i że bardzo kocha
Marka. Wierzyła, że i on na swój sposób ją kocha, choć zdecydował się
postępować zgodnie z własnymi zasadami. Nic na to nie mogła poradzić - mogła
tylko robić dobrą minę do złej gry.
Po posiłku, gdy goście pili kawę w salonie, Rosalindzie udało się na
osobności zamienić kilka słów z Aileen.
- Chciałam ci powiedzieć, że bardzo się cieszę, że wychodzisz za tatę. Nie
mógł dokonać lepszego wyboru.
- Cudownie, że tak uważasz. Przeważnie to właśnie najmłodszym córkom
najtrudniej jest zaakceptować macochę. No i cieszę się, że Liza i Emily są takie
szczęśliwe w małżeństwie. Więc mówisz, że Mark to tylko przyjaciel?
- Tak, tylko przyjaciel. Na razie wystarcza mi praca. A zresztą, może
nigdy nie wyjdę za mąż... Chyba nie jestem stworzona do małżeństwa.
- 115 -
S
R
- Nigdy to cała wieczność...
Do kuchni zajrzała Liza w poszukiwaniu dzbanka z kawą.
- Powiedz Aileen, że jestem samowystarczalna - zwróciła się do niej
Rosalinda. - Powiedz jej, że lubię być sama.
- Wiesz, Aileen, ona doprowadza nas do rozpaczy. - Liza z żałosną miną
załamała ręce. - Dajemy jej dobry przykład, służymy radą, a ona i tak robi
swoje... - Zabrała dzbanek, wzruszyła ramionami i wyszła z kuchni.
- John też mówił, że jesteś samotnicą. Ale właśnie tacy ludzie kochają na
zabój.
- Może inni, nie ja. Ja zamierzam zostać chirurgiem. To dlatego
przyjaznię się z Markiem. On dużo mi pomaga.
- Naturalnie... - odrzekła Aileen.
Jednak coś w jej głosie zaniepokoiło Rosalindę. Ojciec uwierzył w jej
wyjaśnienia, lecz Aileen jest kobietą...
ROZDZIAA DZIEWITY [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl