[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak należy. Patrzyła na niego wyzywająco. Więc jak to jest? Może się
zdecydujesz?
Nie mam czasu na kłótnie.
Najwyrazniej masz. Zastąpiła mu drogę. Bo właśnie to robisz.
Cruz spojrzał ponad jej ramieniem. Odwróciła się i zobaczyła, że
Vanessa i Luke wychodzÄ… z domu na ganek.
Hej, co z Hankiem? zawołała Vanessa, a Luke pognał do rodziców.
Savannah pierwsza zdołała wziąć się w garść i zamaskować dręczące
ją uczucia. Dłonią osłoniła oczy od słońca, aby lepiej widzieć Vanessę i
synka.
Ma złamaną rękę.
Ale przeżyje? Luke miał przerażoną minę.
109
RS
Savannah uśmiechnęła się. %7łycie bywa trudne, lecz ona przynajmniej
miała Luke'a. Był dla niej czymś absolutnie najcenniejszym. Patrząc na
synka, poczuła słodko gorzki skurcz w sercu.
Tak, skarbie. Hank na pewno przeżyje. Potrzebuje tylko trochę
czasu, żeby wydobrzeć.
Wiecie co? Vanessa po trzech schodkach zeszła z ganku, patrząc
na Cruza. Jeśli potrzebujecie kogoś na zastępstwo, to mój ojciec na pewno
mógłby podesłać paru ludzi z Dwóch Koron", żebyście dali sobie radę...
Ponieważ oferta została złożona przez Vanessę i Cruz wiedział, że ona
ma dobre intencje, więc potraktował ją grzecznie. Nie podobało mu się
jednak to, że jej zdaniem potrzebował czyjejś dobroczynności. Nawet kogoś
tak zaprzyjaznionego, jak Vanessa.
Dzięki za dobre chęci, ale pomoc jest zbędna odparł krótko. Temat
został zamknięty.
Ale właśnie mówiłeś... Oczy Savannah rozszerzyły się ze
zdumienia. Jak mógł odrzucić taką wspaniałą propozycję?
PoradzÄ™ sobie.
Nikt nie będzie uważał go za biednego Meksykanina, którego
Fortune'owie muszą wybawić z kłopotów. Duma nie pozwoliłaby mu
przyjąć jałmużny, niezależnie od tego, w jakiej byłaby formie lub jak
szlachetni są ofiarodawcy. Akceptacja czyniła z człowieka dłużnika, a on nie
zamierzał nim zostać.
Nie byłoby z tym żadnego problemu. Vanessa podeszła do Cruza.
Po wiosennym znakowaniu jest na ranczu mniej pracy, więc...
Wargi Cruza wygięły się w grzecznościowym uśmiechu, który znikł
po paru sekundach.
Nie. Naprawdę dziękuję. Poradzimy sobie.
110
RS
Savannah wzięła głęboki oddech. Jako dobra, uległa żona wciąż
łudziła się nadzieją, że Cruz przejrzy na oczy. Teraz miała już dosyć tego
czekania. Wystarczająco dobrze wszystko wyłuszczyła, a on wcale nie
chciał zrozumieć ani wyjść jej naprzeciw chociaż w ćwierć drogi.
A przecież tak bardzo się starała, robiła wszystko, co w jej mocy.
Pomagała, prowadziła księgowość, była matką jego dzieci, a mimo to Cruz
okazywał jej mniej względów niż temu zrebakowi, któremu od miesiąca
matkował.
Koniec z takim podejściem.
Nie zaprotestowała stanowczo, choć jej głos omal się nie załamał,
gdy spojrzała na męża. Nie poradzimy sobie.
Cruz święcie wierzył w to, że mężowie i żony nie sprzeciwiają się
sobie nawzajem w obecności osób postronnych, nie wyłączając najlepszych
przyjaciół.
Savannah... Zmroził ją wzrokiem. Było to ostrzeżenie.
Lepiej już pójdę. Vanessa posłała przyjaciółce ciepły uśmiech.
Ruszyła do samochodu, lecz Luke zastąpił jej drogę.
Nie jadę z tobą? W głosie chłopca zabrzmiało rozczarowanie.
Nie, kochanie. Pogładziła go po policzku. Może innym razem.
Twoi rodzice chyba nigdzie siÄ™ nie wybierajÄ….
Przeciwnie oświadczyła Savannah. Powiedziała to takim
zdecydowanym tonem, że zdumiała zarówno Vanessę, jak i Cruza. Jeden
rodzic nie zmienił zdania.
Cruz właśnie odchodził w stronę zagrody dla koni. Teraz raptownie się
zatrzymał i odwrócił na pięcie. Był tak oszołomiony słowami żony, że
całkiem zapomniał o świadkach.
Co chcesz przez to powiedzieć? wycedził.
111
RS
Savannah zebrała się na odwagę. Potulne czekanie na to, aż Cruz
przejrzy na oczy i obiektywnie oceni sytuację, dłużej nie miało sensu. Jak
dotąd nie przyniosło pożądanych rezultatów.
To, że chyba nie tylko Luke pojedzie do Vanessy. Spojrzała na
przyjaciółkę. Znajdziesz miejsce dla jeszcze jednej osoby?
Vanessa szybko zerknęła na rozgniewaną twarz Cruza.
Dla ciebie? spytała.
Było już za pózno na odwrót. Może to i dobrze, uznała Savannah.
Dla mnie.
Oczywiście. Ale może powinnaś to przemyśleć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]