[ Pobierz całość w formacie PDF ]
błyszcząca od kremu twarz nie wyrażała protestu, bólu ni poczucia krzywdy.
No to śpijmy zaproponował zmęczony Bieg.
I wtedy żona odezwała się niespodziewanie: Ty masz krytyczny stosunek do Zmarłego.
Krytykowałeś pamiątki. A słowo krytykować zabrzmiało tak, jakby miało bezpośredni
związek z krojeniem. Z przekrawaniem czegoś na pół.
dalej zapis
Wszystko jest jakby większe, stwierdza Sylwester, czując coś w rodzaju skrępowania prze-
strzenią dziedzińca, jej wewnętrznym światłem. Zwiatło promieniuje z okien pastelowej
szkoły, położonej naprzeciwko pałacyku. Płynie z olbrzymich szyb, przenika pięknymi łuka-
mi w trawniki i klomby, grzebie w ziemi swe czerwone skrzydła. Ten widok jednocześnie
niepokoi go i uspakaja. Pozwala zrzucić z siebie ciężar upokorzeń, jakimi przypłacił podróż
do Miejscowości&
& kiedy przesiadł się na osobowy przyśpieszony, znalazł się w towarzystwie trzech osób,
które postanowiły zaryglować drzwi, by już nikt inny nie wszedł do przedziału. Nie pytali go
o zdanie. Był tu pierwszy, a więc odznaczył się w ich oczach sprytem podróżniczym; na pe-
ronie, kiedy to zdezorientowany tłum podejmował niemą walkę o miejsca siedzące, choć wy-
czekiwany pociąg jechał gdzieś jeszcze za lasem i miejsce siedzące stanowiło fikcję, coś w
rodzaju miękkiego fotela, który każdy budował w marzeniach, on, Sylwester, upatrzył widać
wśród tych ludzi miejsc, stojących jeszcze po kolana w kolejowym mroku, a już podsiadają-
cych się wzajem, jakiś zaniedbany przesmyk, i w przesmyku zbiorowej nieuwagi, między
górami piętrzących się uwag, ich taternictwem, ich olinowaniem, że niejeden wydostawał się
spojrzeniem ponad tłum, by z wyżyn kłębów pary objąć cały peron, bezskutecznie, on pierw-
szy, kto by pomyślał: Sylwester, zdołał się przesmyknąć i wskoczyć do wagonu najwcześniej.
Okazał się zdecydowanie cwany; ci trzej podążyli za nim, także cwani, ale jednak mniej. I oto
pełni szacunku dla jego większego cwaniactwa przejęli inicjatywę: zaryglowali drzwi. Za-
chowywali się wobec Sylwestra tak, jak gdyby był jednym z nich. Sprowadzili go całego!
do stereotypu; czuł się haniebnie uproszczony, płaski, jak gazeta, gorzej, jak satyryczny rysu-
nek na ostatniej stronie przyzakładowego czasopisma, ośmieszający kolejowe chamstwo.
Próba wywyższenia się ponad tych trzech, więc dramat honoru, wydały mu się czymś podej-
rzanym, etycznie niepewnym. Sylwester nigdy nie czuł się bezpiecznie w klimacie pogardy.
Wolał uczucia łatwiejsze, jak gdyby dziewczęce, rozrzewnienie, tkliwość. Z szamotaniny
przy klamce po tamtej stronie drzwi, z siły szarpnięć i rodzaju przekleństw zaczął budować
sobie w wyobrazni sylwetki pasażerów tak okrutnie pozbawionych miejsc siedzących, ludzi
skazanych przez jego milczący współudział w cwaniactwie kolejowym na chłód nocy, zady-
mionej i brudnej w chybotliwym, wąskim korytarzu. Pewno stoi tam, myślał, starowinka z
tobołem mokrych grzybów. Grzybów ciężkich, z garściami mchu. Staruszka niedowidzi,
zresztą goni już resztkami sił, dorabiając dzień i noc na garaż dla syreny swej przybranej cór-
ki& Tu Sylwester przyłapał się na prymitywnym reprodukowaniu życia. Wszak podstawił w
miejsce (stojące) za zakurzoną firanę i szkło zaryglowanych drzwi postać kobiety docho-
dzącej , która raz na tydzień sprząta mu pokój. Wpisał w to miejsce jej historię, opowiedzianą
37
mu kiedyś podczas wspólnego pastowania podłóg. Zapachniało nie tylko pastą, ale i małym
realizmem, przeciwko któremu Sylwester występował ostatnio w prasie. Skreślił staruszkę.
Grzyby wyrzucił przez okno. Spalił syrenę na sposób filmowy, śledząc, jak samochód, w pa-
noramie, perłowy, koziołkuje po spadzistej skarpie i zajmuje się tłustym ogniem. Stoi za
drzwiami, pomyślał, ciężarna kobieta o twarzy pełnej zadumy i znużenia. Przez chwilę zado-
walał się tą kreacją. Kobieta symbol. Człowiek i natura. Korytarz wagonu i korytarze mrocz-
nych dziejów gatunku ludzkiego. Praptaki odciśnięte w węglu, paprocie, ich szum. Kobieta
rozpływała się jednakże w archipelagu archetypów. Tonęła w abstrakcji. Sylwester z filozofią
archetypów miał także swoje porachunki; zaczął szukać ściślejszych powiązań własnych wizji
z dniem dzisiejszym. Może, myślał, dopomina się o swoje prawa weteran powstań narodo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]