[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Bently zaniemówił z wrażenia. Przez chwilę leżał, ciężko wdychając powietrze.
- Ty im powiedziałeś - warknął w stronę kapłana. - Wszystko stracone.
- Zapłaciłem ci - odparł Corazon. - Zamilcz.
To przepełniło gorycz Bently ego.
- Zapłaciłeś?! - wrzasnął. - Wierzyłem ci! Wierzyłem w twoją bezcenną Historię! Wy-
korzystałem kobietę! Drugą zabiłem! Ty chuju!
- Stul pysk! - krzyknÄ…Å‚ Corazon.
Ponownie usłyszałem szept Jancy.
- Przestańcie. Proszę, przestańcie.
Bently nie próbował powstać, aby zbliżyć się do Corazona. Przetoczył ciało i chwy-
ciwszy kapłana, pociągnął go w dół. Zaczęli turlać się po schodach, minęli Jancy. Corazon
chwycił kostkę Bently ego. Rozległ się wrzask.
Musiałem odskoczyć, aby uniknąć zderzenia. Splątane ciała zatrzymały się dwa metry
poniżej cokołu. Bently usiłował obezwładnić Corazona. Kapłan oburącz chwycił go za kostkę
i silnie wykręcił. Bently wyprężył się z bólu, a Corazon odepchnął go i odskoczył. Chciałem
pobiec za nim, lecz odrętwiałe od nocnych wędrówek nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Za
plecami usłyszałem narastający grzmot, obok mnie mignęła łapa Radża. Lecz albo odległość
była zbyt duża, albo niedzwiedz obawiał się skrzywdzić któregoś z widzów i chybił. Corazon
zniknął w tłumie, ścigany snopem iskier z Radżowej łapy. Poczułem strach. Radż był zbyt
zajęty, aby utrzymać stabilność umysłu Jancy. Ogarnęło mnie przerażenie. Może Jancy po-
trzebowała natychmiastowej pomocy? Może Radż tego nie zauważył? Nawet chocalaca nie są
wszechwiedzÄ…ce.
Wróciłem pod cokół. Poczułem, że coś we mnie mięknie. Spojrzałem w górę. Stephen
Calhoun rozpływał się z wolna na tle nieba, lecz zmiany w wyglądzie posągu były zbyt nikłe,
aby dostrzegł je ktoś z tłumu. Znów się zaczęło, pomyślałem. Tym razem nic miałem gdzie
zabrać Jancy. Nic było ucieczki.
Szczurzy wiatr dmuchnÄ…Å‚ z nowÄ… silÄ….
Niektórzy z Indian opanowali rozszalałe kemu i próbowali wyładować. Nie potrafili
jednak ominąć biegających wokół osadników.
Nikt nie zauważył, kto strzelił.
Pierś jednego z Indian wybuchnęła krwawą miazgą. Jego towarzysz nie potrafił sa-
motnie zapanować nad Efektem. Kanu runęło, przygniatając kilku osadników. Miałem na-
dzieję, że był wśród nich ten, kto strzelał. Indianie nakładali pociski na groty włóczni. Osad-
nicy wycelowali broń w górę. Nad sobą, na wysokości trzydziestu metrów, dostrzegłem wo-
jownika mierzącego wprost we mnie. Nie miałem czasu się ukryć. Od śmierci dzieliło mnie
kilka chwil.
Wówczas cichy głos, łagodny niczym mgła zalegająca nad morskim brzegiem i pełen
życia, jak wiejska zagroda z wieloma zwierzętami, wypełnił przestrzeń.
- Odejdz stąd, szczurze - powiedziała Sara. - Wynoś się.
Wiatr szarpnął się, niczym pies powstrzymany przez zbyt krótki łańcuch. Powiał lek-
ko.
- Wypuszczę na ciebie kota - odezwała się Sara.
Szczur wycofał się szybko i uciekł w głąb zaułków Jackson, pozostawiwszy po sobie
smród rozgrzebanego śmietniska.
- Nie będzie walki - przemówił ten sam głos, ale inaczej. Dobiegał z miejsca, gdzie
pod posągiem swego pradziadka stała Jancy Calhoun.
- Wszystko zaczęło się przeze mnie, więc ja muszę to zakończyć.
Słuchali jej wszyscy. Mówiła Jancy, lecz wiatr szeptem powtarzał jej słowa pomiędzy
budynkami i szybującymi łódkami. Gwizdał lekko w lufach karabinów. Głos Sary.
Jancy była smutna. Płakała, lecz nikt się nie roztapiał.
- Masz moc - powiedział zdumiony Thomas. - Jesteś silniejsza niż kiedykolwiek.
- Znalazłam rytm, na którym mogę się wesprzeć - odparła. - Był, a raczej była tu zaw-
sze, ale nie wiedziałam, że jest tak silna. Chce być całością tak bardzo, jak ja pragnę się roz-
paść.
- Jest tu - powiedziałem, a może tylko pomyślałem. - Wciąż żyje.
Padł strzał i kula zagłębiła się w lewym kolanie Stephena Calhouna. W kurtce, którą
nosiła Jancy, widniała dziura. Dziewczyna spojrzała w dół. Twarz miała zaczerwienioną
niczym szukajÄ…ca pomsty bogini.
- Cholera - mruknął Bently. - Chybiłem.
Stał obok nieruchomej postaci szeryfa, trzymając w dłoni jego rewolwer.
- Chciałem zabić tego pierdolonego Indianina. Pragnę wojny.
Więc celował w Thomasa, nic w Jancy. Byłem zbyt daleko, aby go dopaść.
- Wiedziałeś, że czynisz zle, lecz mnie wykorzystałeś, by krzywdzić innych - powie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl