[ Pobierz całość w formacie PDF ]
celującego w oczy, a następnie odbić płazem brzeszczot, który tym razem był wymierzony w
kolano. W pojedynku z hoplitą lekko zbrojny Azjata nie miał żadnych szans, co zostało
udowodnione dwa pokolenia pózniej. Gdybym miał teraz na sobie porządną zbroję i
nagolenniki, mógłbym pokonać całą czwórkę! pomyślał Everard, zręcznie manewrując tarczą
nie tylko po to, by się osłonić, lecz także żeby zmusić przeciwnika do odwrotu; uparcie starał się
wśliznąć pod długi miecz chiliarchy i zadać mu cios w brzuch.
Harpagos uśmiechnął się pogardliwie pod nastroszonymi siwymi wąsami i odskoczył. Chciał
zyskać na czasie i to mu się udało. Trzech żołnierzy wdrapało się na brzeg i z krzykiem rzuciło
na rzekomego Meandra. Atakowali w rozproszeniu. Wspaniale walczÄ…c w pojedynkÄ™, Persowie
nigdy nie przyswoili sobie europejskiej dyscypliny, której im zabrakło na polach Maratonu i
Gaugameli. Jednakże tocząc nierówny bój z czterema wojownikami, Manse nie miał żadnych
szans.
Oparł się plecami o drzewo. Pierwszy przeciwnik rzucił się na niego i jego miecz zadzwięczał
na podłużnej greckiej tarczy. Brzeszczot miecza Everarda wyskoczył do przodu i zagłębił się w
ciele Persa. Poczuwszy miękki, ale mimo wszystko wyrazny opór Amerykanin, który stoczył już
niejedną walkę, wyciągnął ostrze z rany i szybko odstąpił na bok. Zmiertelnie ranny wojownik z
jękiem osunął się na ziemię. Powoli wyciekało zeń życie. Zrozumiawszy, że umiera, zwrócił
twarz ku niebu.
Jego towarzysze otoczyli Manse a. Zwisające nisko gałęzie uniemożliwiały im użycie lass,
więc zdecydowali się na bezpośrednie starcie. Uderzeniem tarczy Everard odtrącił brzeszczot
miecza atakującego go z lewej strony Persa, odsłaniając przy tym swój prawy bok. Zwiadomie
podjął to ryzyko, bo Harpagos polecił swoim ludziom wziąć go żywcem. Drugi strażnik
zamachnął się mieczem, mierząc w kostki uciekiniera, który podskoczył i ostrze ze świstem
przemknęło pod jego złączonymi stopami. Napastnik z lewej ponownie zaatakował. Manse
poczuł mocne uderzenie i zobaczył, że perski miecz zagłębił się w jego łydce. Odskoczył do tyłu.
Promień zachodzącego słońca przedarł się przez gęstwinę, oświetlając krew, która niesamowicie
zalśniła. Zraniona noga ugięła się pod Meandrem .
Tak, tak! wołał Harpagos stojący jakieś trzy metry dalej. Rąbcie go!
Manse warknął znad krawędzi tarczy:
Wasz dowódca to szakal, który nie odważyłby się zrobić tego sam po tym, jak uciekł
przede mnÄ…, chowajÄ…c ogon pod siebie!
To było dobrze obliczone. Ataki na chwilę ustały i Manse, zataczając się, postąpił krok
naprzód.
Jeśli wy, Persowie, koniecznie musicie być psami łańcuchowymi jakiegoś Meda podjął
to przynajmniej wybierzcie sobie człowieka honoru, a nie tchórza, który zdradził króla i teraz
ucieka przed samotnym Grekiem.
Nawet w kraju leżącym tak daleko na zachodzie i w tak odległej epoce żaden Azjata nie mógł
puścić płazem takiej obelgi. Harpagos wcale nie był tchórzem; Everard doskonale wiedział, że
jego oskarżenia są bezpodstawne. Chiliarcha zaklął wściekle i zaatakował. Amerykanin dostrzegł
oszalałe oczy osadzone w chudej twarzy z krogulczym nosem. Chwiejąc się na nogach, stawił
czoło wezyrowi. Pozostali Persowie wahali się sekundę za długo. Everard i Harpagos starli się.
Szabla Meda spadła na grecki hełm, ześliznęła się po tarczy i wbiła w nogę Meandra . Luzna
biała tunika zafalowała przed oczami Manse a, który pochylił się i pchnął mieczem z całej siły.
Wyciągnął miecz z, dobrze znanym zawodowcom, okrutnym skrętem, który zamieniał każdą
ranę w śmiertelną, odwrócił się na prawej pięcie i wychwycił cios tarczą. Przez chwilę zaciekle
walczył z kolejnym napastnikiem. Kątem oka dostrzegł, że pozostali żołnierze zataczają krąg,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]