[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jack - szepnęła. Nie chciała, żeby wyjeżdżał. Długo leżała w ciemnościach,
w końcu wstała cichutko z łóżka.
Jack nie spał. Leżał na wąskiej, niewygodnej sofie i myślał o Francesce, o
tym, co dla niego znaczy.
73
S
R
Klamka poruszyła się powoli. Ktoś nie chciał go obudzić. %7łar z kominka
oświetlał pokój przygasającym czerwonym blaskiem.
Zobaczył ją, białą postać w drzwiach. Stała przez chwilę bez ruchu, jakby się
zastanawiała, czy wejść.
- Francesca? - Nie mógł uwierzyć, że jest tutaj. Usiadł na kanapie, bał się, że
zaraz zniknie. - Nie odchodz. - Zamknęła cicho drzwi i podeszła do niego. - Ty też
nie możesz zasnąć? - Podniósł się. - Nic dziwnego, po tym, co dzisiaj przeszliśmy.
- Ciągle go mam przed oczami, jak leży na zakrwawionym śniegu.
- Niełatwo coś takiego zapomnieć.
- Postawią nas przed sądem za zabójstwo?
- Nie, skądże. Ty nie masz nic wspólnego z jego śmiercią, a ja działałem w
obronie własnej.
- Przycisnęłam jego rękę do muru. Trzymałam go. - Zadrżała.
- Uratowałaś mi życie. - Dotknął jej dłoni. - Usiądzmy, tak będzie wygodniej.
- Podprowadził ją do sofy, gdzie usiedli i okryli się pledem.
Przyglądała się Jackowi przez chwilę, po czym dotknęła sińca na policzku.
- Boli?
- Nie bardzo, wyglÄ…da tylko paskudnie.
Dumała o czymś przez chwilę, wreszcie powiedziała:
- Nie jesteś taki, jakim mi się przedstawiałeś, Jacku Holbertonie.
- A jakim ci się przedstawiałem?
- Twierdziłeś, że jesteś człowiekiem, który nie wie, co to honor.
- To prawda.
- Nie - zaprzeczyła żywo. - Z pewnością nie. Masz więcej honoru niż setka
innych ludzi razem wziętych.
Zaśmiał się gorzko. Prawda była trudna do zniesienia. Twarz Franceski
oświetlał poblask idący od kominka. Dotknął lekko jej policzka.
74
S
R
- Muszę ci coś wyznać - powiedział. - Coś, o czym wiedzą tylko ojciec i mój
brat Richard.
- Nie musisz mi nic wyznawać - powiedziała łagodnie.
- A jednak chcę, nawet jeśli potem będziesz patrzyła na mnie z pogardą.
Powinnaś znać prawdę.
Kiwnęła głową.
Jack przymknął oczy. Musiał przemóc tłumiące wszelkie słowa wyrzuty
sumienia, a także wstyd i gorycz. Po chwili zaczął mówić:
- To zdarzyło się rok temu w Londynie, tuż przed świętami Bożego
Narodzenia. Zostałem wyzwany na pojedynek. Chodziło o kobietę. Ustalono broń,
miejsce i czas. Pistolety, Wimbledon Common, dwa dni po wizycie sekundantów
tamtego człowieka, świt. Jednak nie stawiłem się na Wimbledon Common o ozna-
czonej porze, bo leżałem w łóżku pijany, z kobietą. Dodam tylko dla porządku, że
nie z tą, o którą miałem się pojedynkować. W takim stanie znalazł mnie Richard.
Usiłował postawić mnie na nogi, zawiezć do Wimbledonu. Bez skutku.
Powiedziałem mu, że nie dbam ani o swoją reputację, ani o honor rodziny, i każdy w
Londynie może mówić, co mu się żywnie podoba na mój temat. Nie zdawałem sobie
sprawy, jakie mogą być konsekwencje moich słów. Nawet nie zauważyłem, kiedy
Richard wyszedł, zabierając z sobą coś z mojej garderoby. Przebrał się i zamiast
mnie stawił w Wimbledon Common, żeby ratować dobre imię Holbertonów.
Jesteśmy do siebie podobni, o szarym świcie mógł ujść za mnie. Nikt niczego się nie
domyślił, ale Richard został postrzelony w nogę. Mało brakowało, a byłby zginął.
Stracił mnóstwo krwi, nim lekarz powstrzymał krwotok, rana zle się goiła. - Jack z
trudem wracał do tamtych chwil. - Przeżył, ale od tamtej pory kuleje - dokończył
zdławionym głosem.
Położyła dłoń na jego dłoni, próbując go pocieszyć.
- Jack...
Nie zasługiwał na jej współczucie.
75
S
R
- Ja tam powinienem być, nie on.
Zamknęła palce na jego dłoni.
- Nie znałam cię wtedy, ale wiem, jakim człowiekiem jesteś teraz. Dwa razy
uratowałeś mi życie. Uratowałeś życie Tomowi i wielu innym, którzy zginęliby z
ręki Grosely'ego. Widziałam w twoich oczach żal i cierpienie. - Pocałowała go w
policzek. Słodki to był pocałunek. - Jesteś najbardziej honorowym człowiekiem,
jakiego znam, Jacku Holbertonie.
Na jego twarzy odmalowało się bezmierne zdumienie. Udręka, ciężar winy,
hańba, wszystko, z czym zmagał się od roku, jakby stało się łatwiejsze do
zniesienia. Objął Francescę i przytulił. Położyła głowę na jego ramieniu. Siedzieli
tak w milczeniu, serce przy sercu, słuchając bębnienia deszczu, tykania zegara i
trzasku dogasajÄ…cych polan na kominku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]