[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do jednego końca sznurem. Każdy był też przepasany sznurkiem, za który zatknął długi nóż.
- Aowią ryby? - spytał Tuck.
- Po prostu patrz - odparła Beth. - Stąd plemię Rekinów wzięło swoją nazwę.
Malink w towarzystwie czterech mężczyzn wynurzył się z dżungli. Nieśli plastikowe
wiadra.
- Robią kubły z pływaków sieci zastawianych przez wielkie trawlery - wyjaśniła Beth. -
Sami nie są w stanie wytworzyć równie twardego materiału.
Tuck patrzył, jak płyną na rafę, trzymając wiadra na głowach.
- Co w nich jest?
- Zwińska i kurza krew.
Dwóch mężczyzn pomogło Malinkowi wspiąć się na rafę i wzięło od niego wiadro. Malink
spojrzał na morze, powiedział coś w ojczystym języku, a potem odwrócił się do pobratymców na
plaży, jakby chciał im dać do zrozumienia, że jest gotowy.
Na rozkaz wodza ludzie opróżnili kubły z krwi i nagle znalezli się po kolana w szkarłatnej
wodzie. Krew rozlała się po oceanie jak olbrzymia chmura.
- Czy to nie jest niebezpieczne? - zaniepokoił się Tuck.
- Oczywiście. To obłęd.
Ciekawy dobór słów. Tuck dziwił się trochę, że żaden z tubylców nie wygląda na przejętego
obecnością Beth.
- Dlaczego nie płaszczą się przed tobą i nie biją w bębny?
- Nie wolno im, kiedy przychodzÄ™ tak ubrana. Takie sÄ… zasady. Czasem potrzebujÄ™ odrobiny
prywatności.
- Naturalnie.
Dwadzieścia metrów od rafy wysunęła się z wody płetwa. Ktoś krzyknął i Tuck rozpoznał
Abo z charakterystycznym kokiem wojownika. Malink pokiwał głową, na co Abo rzucił się do
wody i zaczął płynąć w stronę rekina. Zanim pokonał pierwsze dziesięć metrów, płetwa zwróciła
siÄ™ w jego kierunku.
Zaczęły się pojawić kolejne. Malink skinieniami głowy dawał zgodę i kolejni mężczyzni z
kijami skakali do wody.
- Kurczę, przecież to samobójstwo! - mruknął Tuck. Pierwszy rekin zaszarżował na Abo,
który uskoczył przed nim jak matador. - Musisz to powstrzymać!
Nie pamiętał, żeby kiedyś tak bardzo się bał o innego człowieka.
Beth Curtis ścisnęła go za ramię.
- WiedzÄ…, co robiÄ….
Rekin zawrócił i znów zaatakował. Tym razem Abo nie usunął się z drogi, lecz wepchnął kij
poziomo w paszcze rekina niczym uzdę, wskoczył mu na grzbiet, a następnie leżąc, przełożył linę
pod płetwami piersiowymi i zaczepił o drugi koniec patyka, zabezpieczając go w ten sposób przed
wypadnięciem. Woda wzburzyła się, gdy rekin zaczął się miotać, ale Abo utrzymał się na jego
grzbiecie. Trzymając kij jak kierownicę motocykla, najpierw szarpnął do góry, uniemożliwiając
drapieżnikowi zanurzenie się, a potem skierował go na płyciznę, gdzie czekali już inni, uzbrojeni w
noże.
Tłum na plaży ryknął, gdy Abo oddał zdobycz myśliwym i uniósł ręce w geście triumfu.
Rzeznicy rozpruli rekinowi brzuch, wycięli kawał wątroby i podali go Abo, który wgryzł się w
niego, oderwał kawałek i przełknął. Krew ściekała mu po piersi.
Następni myśliwi zaczęli sprowadzać swoje rekiny na płyciznę; masa trójkątnych płetw
wzburzyła głębszą wodę. Chmura czerwieni rozlewała się, w miarę jak coraz więcej rekinów
ginęło, a ich miejsce zajmowały następne. Wypatroszone ryby wywlekano na plażę, gdzie kobiety
dzieliły mięso i rozdawały kawałki dzieciom albo wyłupywały trójkątne zęby, z których chłopcy
zrobią pózniej naszyjniki i będą nosić jako myśliwskie trofea.
Jeden z myśliwych stanął wyprostowany na grzbiecie ogromnego rekina młota i niewiele
brakowało, żeby się wykastrował o płetwę grzbietową, gdy ryba wpłynęła na płyciznę i zrzuciła go
do wody. Rekin został pochwycony i zabity razem z innymi.
Pół godziny pózniej polowanie dobiegło końca. Morze poczerwieniało w promieniu tysiąca
metrów, plażę usłały truchła setki rekinów: ostronosów, młotów, żarłaczy czarnopłetwych,
białopłetwych i błękitnych. Jedne z najniebezpieczniejszych drapieżników na świecie dały się
złapać jak gupiki w siatkę, przy czym nikt z plemienia nie został ranny - chociaż wielu miało
otarcia na wewnętrznej stronie ud: płynąc na rekinach, poharatali się o ich skórę. Byli umazani
krwią od stóp do głów i półprzytomni ze szczęścia.
Tucka zamurowało. Nigdy wcześniej nie widział ani takiej odwagi, ani tak krwawej jatki i
ciarki przebiegały mu po grzbiecie na wspomnienie wszystkich nocy, kiedy beztrosko pływał w
tych wodach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl