[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bliznięta. - Uśmiechnął się. - Dlatego tak się spieszyłem.
Zdążyłem w ostatniej chwili.
- Rodzice bardzo ją kochają - powiedziała z namysłem
Leonora. - Jak ona siÄ™ czuje? A dzieci?
- Wszyscy są w doskonałej formie. Czy pani Squires była
bardzo nieznośna?
- Owszem. Rozsiadła się w poczekalni i oznajmiła mi, że
jest bardzo chora. Choć moim zdaniem nic jej nie dolega. -
Zerknęła na niego pytająco. - Widzi pan, znam ją od wielu lat
i zawsze uskarżała się na wszystkie możliwe dolegliwości,
więc nikt jej już nie wierzy.
- Istotnie nic jej nie dolega. Poza tym, że jest złośliwa.
Uważa, że została potraktowana tak bezdusznie, bo ma pani
złamane serce z powodu zerwanych zaręczyn.
- Tak powiedziała? Całe miasteczko usłyszy jej wersję w
ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin.
- Mam nadzieję, że nie. Odwołałem się do jej
wielkoduszności.
- Nie musiał pan tego robić...
- Czy ma mi pani za złe, że się wtrąciłem w pani sprawy?
A propos, czy szanowny pan Beamish dał jakiś znak życia?
- Nie. A ja nie chcę o tym rozmawiać.
- Oczywiście. Mam nadzieję, że kiedy się odezwie,
przemówi pani do niego tak lodowatym tonem, jakim
rozmawia pani ze mną. - Wstał, ignorując jej gniewny
pomruk. - OdwiozÄ™ paniÄ… do domu. Czy wytrzyma pani
następny dzień tej pracy?
- Oczywiście. Już zdążyłam ją polubić. Pani Crisp wróci
dopiero za kilka dni, więc jutro przyniosę kanapki.
- Nie ma takiej potrzeby. PrzyjadÄ™ po paniÄ…, kiedy
skończę wizyty domowe i możemy zjeść lunch u mnie.
- To zbyteczne... - zaczęła Leonora. - To znaczy... chętnie
będę dyżurować w przychodni. Dzień minął mi tak szybko, że
nie miałam czasu na myślenie.
- To dobrze. Zaczyna pani odzyskiwać odwagę i pewność
siebie. Przydadzą się pani podczas następnego spotkania z
Beamishem.
- Nie zamierzam się z nim więcej widywać.
- Nigdy nie wiemy, co czeka na nas za rogiem - oznajmił
życzliwym tonem doktor Galbraith. - A teraz odwiozę panią
do domu, zanim zaczną pani szukać.
Kiedy dojechali na miejsce, jak zwykle wysiadł i otworzył
jej drzwi samochodu.
- Dziękuję pani za to, że tak dzielnie broniła pani naszej
fortecy. Mam nadzieję, że wykaże pani podobny rozsądek
podczas spotkania z Beamishem.
- Już mówiłam, że nie zamierzam się z nim widzieć.
Nie odpowiedział, lecz był pewien, że Tony planuje
następną wizytę i jest przekonany o jej powodzeniu. I
oczywiście miał rację.
ROZDZIAA SIÓDMY
Drugi dzień pracy przebiegł Leonorze bez większych
zakłóceń. Nadal miała trudności z wyszukiwaniem kart
pacjentów, ale telefon i księga zgłoszeń nie budziły już w niej
lęku. Poranek minął bardzo szybko. Sama była zaskoczona,
kiedy ostatni pacjent wyszedł, a do poczekalni zajrzał doktor
Galbraith.
- Napijmy siÄ™ kawy, dobrze? Zaraz dam pani listÄ™ wizyt
domowych. Gdybym był potrzebny, może pani dzwonić na
mój numer komórkowy. Kiedy wraca pani Crisp?
- Pod koniec tygodnia.
- To dobrze. Będzie tu dyżurowała po południu.
Wypił kawę i odjechał, a ona zaczęła przygotowywać
karty pacjentów, którzy mieli się zgłosić po południu.
Zastanawiała się, jaki może być James Galbraith w życiu
prywatnym. Czy zawsze jest taki opanowany i małomówny?
Czy zdarza mu się wpadać w gniew, tracić panowanie nad
sobÄ…?
Umyła filiżanki po kawie i podlała rosnące na parapecie
kwiaty. Potem odebrała kilka telefonów od pacjentów, którzy
chcieli odnowić receptę lub umówić się na wizytę, żadna z
tych spraw nie była jednak bardzo pilna. Doktor wrócił przed
pierwszą, zaprosił ją do samochodu i ruszył w kierunku domu.
Lunch był już gotowy, ale oni wyszli na chwilę do ogrodu,
by pobawić się z Todem. Leonora z zazdrością patrzyła na
starannie ostrzyżoną trawę i przycięte krzewy. Ogród jej
rodziców, choć dwukrotnie większy, był - mimo jej wysiłków
- bardzo zaniedbany. Potem zasiedli do stołu, by zjeść omlet z
serem, sałatę i ciasto waniliowe. Gdy skończyli pić kawę,
Leonora przypomniała sobie o swoich obowiązkach.
- Muszę już wracać - oznajmiła. - Czy mam zadzwonić z
przychodni, kiedy tam dojdÄ™?
- Nie, odwiozę panią. Chcę zobaczyć, jak radzi sobie pani
Bates. Cecil czuje się lepiej, może zechce go odwiedzić...
- Dziś nie złapie już żadnego autobusu.
- I tak jadę do Bristolu, więc mogę ją zabrać.
Jest dobrym człowiekiem, pomyślała Leonora, gdy
odjeżdżał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]