[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dwóch latach zamiast trzech i że ją nie tylko szanuje, ale bardzo wysoko
ceni. Chodziły słuchy, że siostra Langtry w czasie wojny pełniła trudną i
odpowiedzialną służbę, za co otrzymała Order Brytyjskiego Imperium. Ta
informacja pozostawała jednak wyłącznie w sferze plotek, gdyż ona sama
nigdy się na lata wojny nie powoływała.
Dopiero po pół roku spędzonym w Morisset udało się Helen przekonać
wszystkich, że nie odbywa tu pokuty, nie szpieguje na rzecz jakiejś
tajemniczej agencji w Sydney ani nie jest kopnięta. Wiedziała już teraz, że
lubią ją oddziałowe, ponieważ pracuje ciężko i wydajnie, nigdy nie
choruje i przy niezliczonych okazjach udowadnia, jak bardzo jej
przygotowanie zdobyte na internie przydaje siÄ™ w takim miejscu jak
Morisset. Garstka tutejszych lekarzy nie dałaby nigdy rady przebadać
każdego pacjenta, aby sprawdzić, jakie schorzenia organiczne wpływają na
jego stan psychiczny. Siostra Langtry spadła im więc z nieba. Nie tylko
potrafiła zauważyć
272
i rozpoznać początkowe stadium zapalenia płuc, ale wiedziała także, jak je
leczyć. Potrafiła rozpoznać półpasiec, gruzlicę, ostre schorzenia brzuszne,
zapalenie ucha wewnętrznego i środkowego, anginę i wiele innych
dolegliwości, które od czasu do czasu nękały pacjentów tutejszego
szpitala. Umiała także odróżnić zwichnięcie od złamania, zwykły katar od
kataru siennego i migrenę od bólu głowy na tle nadciśnienia. Miała
również talent do przekazywania swej wiedzy innym. To wszystko czyniło
ją niezwykle użyteczną.
Pielęgniarki pracowały tu bardzo ciężko. Dyżury trwały po dwanaście
godzin: dzienny od 6.30 do 18.30, nocny od 18.30 do 6.30. Na oddziałach
było od sześćdziesięciu do stu dwudziestu pacjentów. Salowych w ogóle
nie zatrudniano. Na oddział przypadały trzy lub cztery pielęgniarki, w tym
jedna oddziałowa. Każdy pacjent musiał być codziennie kąpany, choć w
większości oddziałów znajdowała się tylko jedna wanna i jeden natrysk.
Sprzątanie, mycie ścian, proste naprawy urządzeń elektrycznych, nawet
froterowanie podłóg - to wszystko należało wyłącznie do personelu
pielęgniarskiego. Gorącą wodę dostarczały bojlery na koks. Palenie pod
nimi też było obowiązkiem pielęgniarek. Poza tym musiały dbać o odzież
pacjentów, oddawać ją do pralni i reperować. Wprawdzie posiłki
przygotowywano w centralnej kuchni, ale dostarczano je do
poszczególnych oddziałów nie porcjowane, więc trzeba je było odgrzać,
podzielić na porcje, pokroić. To wszystko robiły pielęgniarki. Często
musiały także gotować na oddziale desery i jarzyny. Wszystkie sztućce,
garnki i patelnie myło się na oddziale. Pielęgniarki przygotowywały
również posiłki pacjentom na specjalnej diecie, gdyż nie było tu ani kuchni
dietetycznej, ani żadnego dietetyka.
Ale gdyby nawet gotowe były pracować nie wiem jak długo i ciężko, to i
tak w żaden sposób nie mogłyby zrobić wszystkiego na czas. To było
zupełnie niemożliwe, skoro były tylko trzy lub cztery i musiały bez
pomocy salowych doglądać co najmniej sześćdziesięciu, a często dwa razy
tyle pacjentów. Dlatego też i tutaj, podobnie jak w bazie 15, korzystano z
pomocy pacjentów, którzy bardzo sobie ten obowiązek pracy cenili. Każdą
nową pielęgniarkę pouczano od razu na wstępie, że naczelną zasadą jest
nigdy nie przeszkadzać pacjentowi w pracy. Jeśli dochodziło do
nieporozumień, to przeważnie przez to, że pacjenci kradli sobie nawzajem
pracę albo utrudniali czy wręcz uniemożliwiali jej wykonanie.
273
Na ogół pracowali bardzo dobrze. Ustanowili sobie nawet pewną
hierarchię trudności - zależnie od możliwości i ambicji każdego z nich.
Podłogi zawsze błyszczały, nigdzie nie było nawet pyłka, a urządzenia w
łazience i kuchni lśniły czystością.
Wbrew popularnej opinii o szpitalach psychiatrycznych panował tu ciepły
i serdeczny klimat. Robiono wszystko, by stworzyć pacjentom domową
atmosferę. Pielęgniarki z reguły dbały o nich. Razem stanowili jedną
społeczność. Zatrudniano tu całe rodziny: matkę, ojca i ich dorosłe dzieci,
i wszyscy mieszkali w Morisset, więc dla wielu członków personelu
szpital był prawdziwym domem i traktowali go tak, jak się traktuje własny
dom.
Szpital dbał o towarzyskie i kulturalne rozrywki - zarówno pacjentów, jak i
personelu. I jedni, i drudzy starali się aktywnie w nich uczestniczyć. W
poniedziałki wieczorem w holu wyświetlano filmy. Oglądano je wspólnie.
Często organizowano koncerty, których wykonawcami oraz entuzjastyczną
widowniÄ… byli pacjenci i ludzie z personelu. Raz na miesiÄ…c urzÄ…dzano
tańce, a po nich na stołach pojawiała się wyborna i obfita kolacja. W
czasie zabawy pacjenci siedzieli pod jedną ścianą, pacjentki pod drugą.
Przed każdym tańcem mężczyzni pędzili przez salę i porywali w tan
ulubione partnerki. Od personelu oczekiwano, że będzie tańczył wyłącznie
z pacjentami.
Na co dzień oddziały pozostawały zamknięte. Pacjenci i pacjentki
mieszkali w oddzielnych budynkach i nie spotykali siÄ™. Przemieszanie
następowało jedynie w czasie towarzyskich okazji, z tym że tuż przed
spotkaniem i zaraz po dokładnie liczono pacjentów. Pacjentki były
doglądane przez personel żeński, pacjenci wyłącznie przez mężczyzn.
Tylko niewielu odwiedzali bliscy. Niewielu też miało prywatne dochody.
Niektórzy otrzymywali małe wynagrodzenie za specjalne prace, które
nieraz wykonywali na terenie szpitala lub w jego sÄ…siedztwie. Pacjenci
uważali szpital za swój stały i jedyny dom. Niektórzy w ogóle nie
pamiętali innego domu, inni zdążyli już o nim zapomnieć, ale byli i tacy,
którzy umierali z tęsknoty za pamiętanym, prawdziwym domem, w
którym zostawili kochających rodziców lub współmałżonków. Zdarzało
się, i to wcale nierzadko, że w dozwolonych godzinach pacjentom z
demencją towarzyszyli ich zupełnie normalni mężowie czy żony, którzy z
własnej woli przebywali w pobliżu swych chorych, nie mogąc się zdobyć
na rozstanie z nimi na zawsze.
274
Szpital w Morisset nie był oczywiście rajem, ale stosunek do pacjentów
był tu serdeczny i troskliwy. Większość personelu rozumiała, że nic nie
zyska, a może wiele stracić, jeśli uczyni ze szpitala miejsce, w którym
chorzy nie będą się dobrze czuli. Pacjenci i bez tego byli dostatecznie
nieszczęśliwi. Oczywiście zdarzały się złe oddziały, złe oddziałowe i złe
pielęgniarki, ale na pewno nie było ich wiele. W każdym razie na oddziale
kobiecym, gdzie pracowała pielęgniarka Langtry, nie tolerowano
pielęgniarek sadystek ani też nie pozwalano, aby oddziałowe rządziły jak
udzielne władczynie.
Pewne tutejsze zwyczaje sprawiały, że szpital w Morisset mógł się
wydawać trochę śmieszną i staromodną instytucją. Niektóre oddziały
znajdowały się bardzo daleko od hotelu pielęgniarek, a więc siostry
przywożono tu i odwożono krytą konną bryczką, którą powoził jeden z
pacjentów. Podobnie siostra przełożona i dyrektor szpitala na swój
codzienny obchód o dziewiątej rano jezdzili z oddziału na oddział
dwukołowym gigiem, też powożonym przez pacjenta. Przełożona siedziała
jak królowa w przepychu pełnej bieli. W silnym słońcu i w czasie deszczu
trzymała zawsze nad głową parasol. W pełni lata pamiętano i o koniu:
wkładano mu na głowę wielki słomiany kapelusz z wyciętymi otworami
na uszy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]