[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z niewłaściwych powodów. Jak amator. Tyle że tobie i tak byłoby to obojętne.
Poprowadził mnie na ganek, trzymając za rękę. Za lewą rękę. Mógł trzymać mnie za nią cały
dzień.
- Muszę sprawdzić, czy nie masz przy sobie broni, Manuelu.
- Rozumiem - rzekł Manny. Wszedł na ganek, a Antonio cofnął się na wypadek, gdyby
Manny chciał się na niego rzucić. Odwrócił się do mnie tyłem i gdybym chciała, mogłabym
mu strzelić w plecy. Był nieostrożny i któregoś dnia mógł zapłacić za to życiem.
32
Nakazał Manny emu, aby stanął przy barierce i wprawnie go obszukał. Robił to starannie,
ale w gniewie, szybko i gwałtownie, jakby drażnił go fakt, że musi dotykać Manny ego.
Nawet przez myśl mu nie przeszło, aby sprawdzić także mnie. Coś podobnego.
Do siatkowych drzwi podszedł drugi mężczyzna. Miał jakieś czterdzieści lat. Nosił flanelową,
rozpiętą koszulę z podwiniętymi rękawami i biały podkoszulek. I był spocony. Mogłam się
założyć, że pod koszulą z tyłu skrywał pistolet. Czarne włosy tuż nad czołem przecięte były
pasemkiem siwizny.
- Co tak długo, Antonio? - spytał szorstko ochrypłym głosem.
- Musiałem go obszukać.
Starszy mężczyzna pokiwał głową.
- Jest gotowa, by się z wami spotkać.
Antonio odstąpił na bok, powracając na swoje miejsce na ganku. Cmoknął głośno, gdy go
mijałam. Poczułam, że Manny sztywnieje, ale weszliśmy do salonu bez oddania choćby
jednego strzału. Punkt dla nas.
Pokój był przestronny, po lewej stronie mieliśmy jadalnię. Pod ścianą stało pianino. Kto na
nim grał? Antonio? Nie. Przez krótki korytarz dotarliśmy za mężczyzną do sporej kuchni.
Promienie światła kładły się ciężko na wyłożonej czarno-białymi płytkami podłodze. Podłoga
i kuchnia były stare, ale sprzęty nowe. Luksusowa lodówka z kostkarką do lodu i
podajnikiem wody zajmowała sporo miejsca pod ścianą. Sprzęty były jasnożółte. Dobrane
kolorystycznie. Przy kuchennym stole siedziała sześćdziesięcioletnia kobieta. Jej pociągłe
brązowe oblicze zdawało się być poprzecinane zmarszczkami od częstych uśmiechów.
Znieżnobiałe włosy upięła w kok. Siedziała sztywno na krześle, opierając dłonie o drobnych
kościach na blacie stołu. Wyglądała niegroznie. Ot, miła starsza pani. Jeśli choć jedna
czwarta z tego, co o niej słyszałam, stanowiła prawdę, był to najlepszy kamuflaż, z jakim
miałam okazję się zetknąć.
Uśmiechnęła się i wyciągnęła ręce. Manny postąpił naprzód i ucałował jej kłykcie.
- Miło cię widzieć, Manuelu - rzekła ciepłym, aksamitnym kontraltem.
- Ciebie również, Domingo. - Puścił jej dłonie i usiadł naprzeciw niej.
Zerknęła na mnie; wciąż stałam w drzwiach.
- A. więc jednak się do mnie pofatygowałaś, Anito Blake.
Dziwnie to zabrzmiało. Spojrzałam na Manny ego. Uniósł lekko brwi. On także nie wiedział,
co chciała przez to powiedzieć. Pięknie.
- Nie wiedziałam, że oczekujesz mnie z taką niecierpliwością, Senora.
- Wiele o tobie słyszałam, chica. Mówią o tobie niesamowite rzeczy. - Coś w tych czarnych
oczach i uśmiechniętej twarzy zdradzało, że wcale nie była niegrozna.
- Manny? - spytałam.
- To nie ja.
- Nie. Manuel już ze mną nie rozmawia. Zabrania mu tego jego malutka żoneczka. - W
ostatnim zdaniu zawarła mnóstwo goryczy i gniewu.
33
Boże. Najpotężniejsza kapłanka voodoo na Zrodkowym Zachodzie zachowywała się jak
wzgardzona kochanka. Cholera.
Spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem.
- Wszyscy parający się voodoo prędzej czy pózniej przychodzą do Senory Salvador.
- Ja nie param siÄ™ voodoo.
Skwitowała moją odpowiedz śmiechem. Jej twarz przepełniło rozbawienie.
- Ożywiasz zmarłych, zombi i nie parasz się voodoo. Tak, chica, to doprawdy zabawne. - Jej
oczy rozbłysły radosnymi iskierkami.
Cieszyłam się, że mogłam poprawić jej humor.
- Domingo, powiedziałem ci, dlaczego chcieliśmy się z tobą spotkać. Wyraziłem się jasno... -
rzekł Manny.
Uciszyła go ruchem ręki.
- Och, Manuelu, przez telefon byłeś bardzo powściągliwy. - Nachyliła się do mnie. - Bardzo
jasno dał mi jednak do zrozumienia, że nie zamierzasz uczestniczyć w żadnym z moich
pogańskich rytuałów. - Gorycz w jej głosie była wręcz namacalna. - Podejdz tu, chica. -
Wyciągnęła do mnie rękę. Miałam ją ucałować, tak jak Manny. Nie sądziłam, że mam
spotkać się z papieżem.
I nagle zrozumiałam, że nie mam ochoty jej dotknąć. Nie zrobiła nic złego. A jednak mięśnie
moich ramion były tak napięte, że aż zawyły z wysiłku. Bałam się i nie wiedziałam dlaczego.
Postąpiłam naprzód i ujęłam jej dłoń, nie bardzo wiedząc, co robić dalej. Miała ciepłą, suchą
skórę. Nie puszczając mojej dłoni, przyciągnęła mnie do siebie i posadziła na sąsiednim
krześle. Powiedziała coś głębokim, łagodnym głosem.
- Przykro mi, nie znam hiszpańskiego. - Pokręciłam głową.
Dotknęła moich włosów drugą ręką.
- Czarne włosy, czarne jak skrzydła kruka. Nie pasują do jasnej skóry.
- Moja matka była Meksykanką.
- A mimo to nie mówisz w jej języku. - Wciąż trzymała mnie za rękę, chciałam się od niej
uwolnić.
- Umarła, kiedy byłam mała. Wychowywała mnie rodzina ze strony ojca.
- Rozumiem.
Uwolniłam dłoń i od razu poczułam się lepiej. Nic mi nie zrobiła. Zupełnie nic. Czemu byłam
taka zdenerwowana? Facet z pasemkiem siwizny we włosach stanął za Senorą. Widziałam
go wyraznie. Widziałam jego dłonie. Podobnie jak tylne drzwi i wejście do kuchni. Nikt nie
mógłby się do mnie podkraść. A jednak włoski na moim karku zjeżyły się.
Spojrzałam na Manny ego, on jednak gapił się na Senorę. Złożył dłonie na blacie i zacisnął
tak mocno, że zbielały mu kłykcie. Czułam się jak na festiwalu filmów zagranicznych bez
napisów. Mniej więcej rozumiałam, co się działo, ale nie miałam pewności, czy pojmowałam
to właściwie. Zwierzbienie skóry zdradzało mi, że działała tu jakaś magia. Zachowanie
Manny ego sugerowało, że czary były wymierzone w niego. Barki Manny ego obwisły. Dłonie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl