[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaklęcia aktywującego natychmiast ujawniała prawdę, ale użycie jej oznaczało sięgnięcie do kieszeni
piwafwi i zamknięcie na chwilę oczu. Jeśli w pobliżu znajdowali się spowici iluzją strażnicy, byłby to
doskonały moment, żeby go obezwładnić.
Nie, zda się na zaklęcia, którymi zabezpieczył się do tej pory. Siedem zwierciadlanych odbić,
które stworzył, nadal unosiło się w wodzie obok niego. W razie ataku z zaskoczenia
prawdopodobieństwo, że to on zostanie zaatakowany, wynosiło tylko jeden do siedmiu.
Tymczasem Oothoon wyglądała na spokojną. Matriarchini abolethów leżała w swojej niszy, a
jedyną oznaką niepokoju, jaką zdradzała, była perła przyciśnięta ochronnym gestem do podbrzusza.
Oothoon nie przywołała strażników, którzy zastąpiliby tego obezwładnionego przez Pharauna, nie
wykonywała też żadnych gwałtownych ruchów. Niepotrzebnie się martwił. Jego urok z pewnością
zadziałał. Postanowił poddać ją próbie, zadając pytanie, na które nie odpowiedziałaby, nie będąc pod
wpływem uroku.
- Gdzie jest teraz Quenthel? - zapytał.
- Wyruszyła na poszukiwanie statku chaosu.
- Powiedziałaś jej, gdzie jest?
Matriarchini po prostu wpatrywała się w niego, ale jej milczenie wystarczyło mu za odpowiedz.
Pharaun rozejrzał się szybko po komnacie i wreszcie dostrzegł brakujące elementy układanki.
Otwór wejściowy był oklejony lepkimi nićmi, które wyglądały jak resztki poszarpanej pajęczyny.
Zauważył też szyjkę butelki wystającą z wodorostów, na których spoczywał brzuch Oothoon. Nie
wszystko, co widział Jeggred, było iluzją. Quenthel specjalnie użyła swojej różdżki, żeby utrzymać go po
drugiej stronie drzwi. Pózniej, gdy uzyskała od Oothoon potrzebne informacje, rozpuściła barierą
93
alkoholem.
Quenthel i Oothoon przy pomocy starannie przygotowanego i popartego iluzją fortelu wywiodły
w pole Jeggreda - i Pharauna. Oothoon cały czas czekała na swoją nagrodę. Matriarchini wiedziała, że
Pharaun, gdy tylko dowie się o  śmierci Quenthel, wróci...
... i zostanie pożarty.
Pharaun podniósł rękę, żeby rzucić zaklęcie, ale zanim skończył inkantacją, perła trzymana przez
Oothoon pojawiła się nagle tuż przed nim - przed prawdziwym magiem, a nie jego zwierciadlanym
odbiciem. Matriarchini włożyła ją do ust i plunęła nią w maga, maskując ruch iluzją.
Perła uderzyła go w pierś i eksplodowała falą dzwięku, która wycisnęła mu wodą z płuc i
zadzwoniła w uszach. Oszołomiony, nie mógł mówić ani kiwnąć palcem, obwisł samotnie w wodzie,
gdyż jego sobowtóry rozproszyły się pod wpływem wybuchu. Choć kręciło mu się w głowie, był zbyt
słaby i otumaniony, żeby się ruszyć, jakaś część jego umysłu była w stanie odnotować ironią losu. Miał
zamiar omamić Oothoon zaklęciem, ale to matriarchini pokonała go tym samym rodzajem magii. To, co
wziął za  perłą , było niczym innym jak magicznym koralikiem mocy należącym do Quenthel.
Wyglądało na to, że Oothoon nie dała się jednak omamić jego urokiem. Nie zwiodły jej też jego
zwierciadlane odbicia - iluzja, którą musiała przejrzeć, skoro plunęła koralikiem we właściwego
Pharauna. Drażniła się z nim tylko, wiedząc, że wkrótce będzie bezbronny jak jaszczurka schwytana w
sieć.
Wypływając z niszy, Oothoon pomknęła w stronę wiszącego bezradnie Pharauna. Otworzyła
szeroko pysk i wessała maga do środka. Wciąż oszołomiony wybuchem koralika, nie miał nawet siły
krzyknąć, gdy szczęki zatrzasnęły się wokół niego. Otoczyła go ciemność, a ostre jak brzytwy zęby
wgryzły mu się w ciało.
94
ROZDZIAA 22
Halisstra stała obok jednego z drzew trofeów z rękojeścią muzycznego miecza uniesioną do ust.
Po tym jak zabila fazowego pająka dwie noce temu kapłanki pozwoliły jej zatrzymać ułamany miecz, a
także tarczę i kolczugę Seyll. Oddały jej też insygnia jej domu, które schowała do kieszeni, zamiast
przypiąć do piwafwi oraz pozostałe pierścienie i magiczne przedmioty będące jej własnością. Zatrzymała
również magiczną lirę, choć nie miała ochoty używać ani jej, ani innych przedmiotów pochodzących z
Podmroku. Zamiast tego ćwiczyła grę na muzycznym mieczu, przebierając palcami po rękojeści i usiłując
dostosować melodię do nastroju panującego wśród ośnieżonych drzew i sunących leniwie po niebie
chmur, tak białych i zwiewnych jak włosy.
W pewnej odległości od niej, na pniu drzewa, siedział ze skrzyżowanymi nogami Ryld, ostrząc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl