[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwykle za wzrokiem swego rozmówcy, nawet się za Karlem nie obejrzał,
a Karl odniósł wrażenie, że w tym zachowaniu się tkwi wyraz pewnego
rodzaju przekonania Greena, iż każdy z nich, Karl sobie, a Green sobie,
powinien spróbować wykazać się swoimi uzdolnieniami, a konieczne
stosunki towarzyskie pomiędzy nimi ułożą się z czasem same, w wyniku
zwycięstwa lub klęski jednego z nich.
Jeśli on tak myśli powiedział sobie Karl to jest głupcem. Ja
naprawdę niczego od niego nie chcę i niech on mnie także zostawi w
spokoju.
Zaledwie wyszedł na korytarz, przyszło mu na myśl, że pewno
zachował się niegrzecznie, gdyż z wzrokiem wlepionym w Greena dał
się przez Klarę niemal wyciągnąć z pokoju. Tym chętniej szedł teraz
obok niej. Idąc przez korytarze nie wierzył z początku własnym oczom,
gdy widział, że co dwadzieścia kroków stoi służący w bogatej liberii z
świecznikiem, którego grubą podstawę trzyma obydwiema rękami.
Nowa instalacja elektryczna jest na razie założona tylko w jadalni
wyjaśniła Klara. Dopiero niedawno kupiliśmy ten dom i kazaliśmy go
całkowicie przebudować, o tyle, o ile w ogóle można przebudować stary
dom, majÄ…cy bardzo swoisty charakter architektoniczny.
A więc już i w Ameryce są stare domy powiedział Karl.
Naturalnie powiedziała Klara śmiejąc się i pociągnęła go dalej.
Ma pan szczególne pojęcie o Ameryce.
Nie powinna się pani ze mnie wyśmiewać odparł z irytacją.
Ostatecznie znał już Europę i Amerykę, a ona tylko Amerykę.
W przejściu Klara wyciągniętą ręką pchnęła lekko jakieś drzwi i
powiedziała nie zatrzymując się:
Tutaj będzie pan spał.
Karl chciał naturalnie zaraz obejrzeć pokój, lecz Klara wyjaśniła
niecierpliwie i niemal podniesionym głosem, że na to jest przecież dość
czasu, a on ma iść z nią dalej. Szarpali się trochę po korytarzu w tę i
w tamtą stronę, w końcu Karl zdecydował, że nie musi we wszystkim
stosować się do Klary, wyrwał się jej i wszedł do pokoju. Niespodziewaną
ciemność za oknem tłumaczyła korona drzewa, kołysząca się tam w całej
okazałości. Słychać było śpiew ptaków. W samym pokoju jednak, do
którego nie dotarło jeszcze światło księżyca, nie można było nic rozróżnić.
Karl żałował, że nie wziął u sobą elektrycznej latarki, którą dostał od
wuja w podarunku. W takim domu kieszonkowa latarka była naprawdę
nieodzowna, gdyby mieli tu kilka takich latarek, można by było odesłać
służących, aby poszli spać. Karl usiadł na parapecie okna i, wyglądając
na dwór, nasłuchiwał odgłosów. Zdawało mu się, że spłoszony ptak
przeciska się przez listowie starego drzewa. Gdzieś w oddali rozległ się
gwizd nowojorskiego pociągu podmiejskiego. Poza tym było cicho.
Nie trwało to jednak długo, i po chwili pośpiesznie weszła Klara.
Z widoczną złością krzyknęła: Cóż to znaczy? I uderzyła dłonią po
spódnicy.
Karl chciał odpowiedzieć dopiero wtedy, kiedy Klara będzie
uprzejmiejsza. Ale ona podeszła do niego wielkimi krokami i zawołała:
Więc chce pan iść ze mną czy nie? i pchnęła go w pierś umyślnie
czy tylko w podnieceniu tak mocno, że wypadłby przez okno, gdyby
w ostatnim momencie ześliznąwszy się z parapetu nie dotknął stopami
podłogi.
Byłbym wypadł powiedział z wyrzutem.
Szkoda że tak się nie stało. Czemu jest pan taki niegrzeczny?
WypchnÄ™ pana jeszcze raz.
I rzeczywiście objęła go ramionami twardymi jak stal dzięki
uprawianiu sportów i zaniosła go, początkowo tak oszołomionego, że
zapomniał zwiększyć ciężar ciała bezwładem, niemal aż do okna. Ale tam
Karl opamiętał się, uwolnił się szybkim zwrotem bioder i objął Klarę.
Ach, sprawia mi pan ból powiedziała zaraz.
Lecz Karl pomyślał teraz, że nigdy już nie będzie jej mógł puścić.
Zostawił jej wprawdzie swobodę stawiania kroków w dowolnym kierunku,
lecz szedł za nią i nie puszczał jej. Aatwo było zresztą obejmować ją w
jej obcisłej sukni.
Niech mnie pan puści szepnęła przyciskając rozpaloną twarz do
jego twarzy. Była tak blisko niego, że Karl musiał się wysilić, żeby ją
zobaczyć.
Niech mnie pan puści, dam panu coś ładnego.
Czemu ona tak dyszy? myślał Karl. Nie może jej to boleć, przecież
jej nie przyciskam . Ale jeszcze jej nie puszczał. Lecz nagle, po chwili
bacznego, milczącego stania w miejscu, poczuł na ciele znów wzrastającą
jej siłę, wywinęła mu się, chwyciła go dobrze wyćwiczonym górnym
chwytem, odtrąciła jego nogi ustawiając stopy według jakiejś nieznanej
techniki walki i oddychając z wspaniałą regularnością popędziła go przed
sobą ku ścianie. Stała tam kanapa, na której położyła Karla i powiedziała,
tylko trochÄ™ siÄ™ nad nim nachylajÄ…c:
Porusz się teraz, jeśli potrafisz.
Kotka, wściekła kotka! zdołał Karl jeszcze zawołać z mieszaniną
złości i wstydu, jaka nim owładnęła. Jesteś szalona, ty wściekła kotko!
Uważaj na to, co mówisz powiedziała i przesunęła jedną rękę
na jego szyję, którą zaczęła dusić tak silnie, że Karl niezdolny był do
niczego innego poza chwytaniem powietrza, podczas gdy ona drugą rękę
przesuwała po jego policzku, dotykała go jakby na próbę, potem podnosiła
rękę, coraz wyżej unosiła ją w górę i w każdej chwili mogła wymierzyć
mu policzek.
Co by było spytała przy tym gdybym za karę za twoje zachowanie
się wobec damy chciała odesłać cię do domu z solidnym policzkiem?
Może by ci się to przydało na dalszą drogę życia, chociaż nie byłoby
to miłe wspomnienie. %7łal mi cię i jesteś wcale ładnym chłopcem, a
gdybyś się uczył dżiu-dżitsu, prawdopodobnie byś mnie zbił. Mimo to,
mimo to kusi mnie wprost ogromnie, żeby cię spoliczkować, tak jak tu
teraz leżysz. Będę tego prawdopodobnie żałowała, ale gdybym to miała
zrobić, to wiedz już teraz, że zrobię to prawie wbrew mojej woli. I wtedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]