[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skrytości ducha, a po drugie często ją spotykał na różnych piętrach, co było rzeczą zastanawiającą. Jeżeli bo-
wiem ktoś mieszka na dziesiątym piętrze, to nie ma najmniejszego powodu, żeby przechadzać się po korytarzu
szesnastego.
Sierżant Kopacz należał do ludzi, którym wdzięki niewieście nie są w stanie przesłonić obowiązków służ-
bowych. Podobała mu się bardzo, chwilami był nawet bliski zakochania, ale... działalność „tajnego agenta"
tłumiła w nim romantyczne westchnienia.
Jedno nie ma nic wspólnego z drugim — mówił sobie w przystępie duchowej rozterki. I wodził za piękną
panią Mariolą zachwyconym spojrzeniem, obserwując jednocześnie bacznie; czy nie dobiera się do cudzego
pokoju.
Nie dobierała się, ale dużo czasu spędzała w hotelu, odwiedzając wszystkie piętra. Widywał ją na koryta-
rzach. Szła zawsze równym, spokojnym krokiem.
O co jej chodzi? — myślał zaintrygowany. — Czego szuka? Czego albo kogo? • Śniadania kazała sobie
przynosić do pokoju. Więc przynosił. Zamieniali ze sobą kilka banalnych słów na temat pogody i programu
telewizyjnego. Któregoś dnia z jakiegoś powodu do pokoju 1026 zaniósł śniadanie drugi kelner. Zrobiła w dy-
rekcji ostrą uwagę, podkreślając, iż nie znosi, żeby ją codziennie obsługiwał inny kelner. Dyrektor był nieco
zaskoczony, ale obiecał, że zastosuje się do jej życzenia.
Kazio poczuł się bardzo mile połechtany w swej męskiej ambicji. Przy tej okazji obejrzał się dokładnie w
lustrze i doszedł .do wniosku, że może się podobać nawet tak pięknej i eleganckiej kobiecie. Był wysoki, do-
brze zbudowany, muskularny, wysportowany. Natura obdarzyła go twarzą męską, energiczną, o mocno zaryso-
wanej dolnej szczęce i nie pozbawionym wdzięku kartoflowatym nosie.
W gruncie rzeczy nie wierzył jednak, żeby pani Vauban zapałała nagle ku niemu płomiennym afektem i
łamał sobie głowę nad tym, co się kryje za tą dziwną sprawą.
Nosił więc dalej śniadania do pokoju 1026, uśmiechał się uprzejmie i rozmawiał o pogodzie, co zmuszało
go do systematycznego wysłuchiwania radiowych komunikatów meteorologicznych.
Drugą osobą, która zwróciła uwagę sierżanta Kopacza, był niejaki Wiktor Bodzicki. Przyjechał ze Szcze-
cina i miał jakoby wziąć udział w jakimś zjeździe, organizowanym przez Polską Akademię Nauk.
Trudno się było jednak zorientować, co to za zjazd i kiedy konkretnie ma się odbyć.
Młody naukowiec był niezbyt wysoki, bardzo szczupły i niezwykle ruchliwy. Miał okrągłe, ciemne oczy.
których spojrzenie mogło się wydawać niepokojąco bystre. Wszędzie go było pełno, w recepcji, w restauracji,
w cocktail-barze, w hallu. Ciągle się o coś wypytywał, informował, nawiązywał najrozmaitsze znajomości,
mówił dość swobodnie po angielsku 1 po niemiecku. Interesował się ogromnie tym, kto przyjeżdża, kto wyjeż-
dża, jak długo będzie mieszkał w hotelu, jakie ma plany na najbliższą przyszłość.
Sierżant Kopacz obserwował owego osobnika niezwykle uważnie i coraz bardziej utwierdzał się w prze-
konaniu, że jest to znakomity kandydat na złodzieja hotelowego. Zbyt układny, zbyt towarzyski, zbyt wścibski,
żeby to wszystko mogło nie mieć jakiegoś głębszego podłoża.
Pewnego poranka Kazio jak zwykle zaniósł śniadanie do pokoju 1026. Był w bardzo dobrym nastroju i
miał szczegółowo opracowany komunikat o pogodzie.
Pani Vauban przyjęła go z codziennym uśmiechem, od razu jednak zauważył, że coś jest nie w porządku. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl