[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głębiej. Ogarnięty nie dającym się opisać przerażeniem poznałem, że gąbczasta masa zamyka się na
mojej twarzy. Usiłowałem zamknąć oczy, ale sztywne powieki nie chciały opaść.
Nie przypominam sobie, co działo się dalej. Don Juan znalazł się raptem tuż przede mną. Byliśmy
w drugiej izbie. Ujrzałem stół i ogień płonący w ziemnym piecyku, a kątem oka dostrzegłem płot
okalający budynek. Widziałem wszystko nadzwyczaj wyraznie. Don Juan przyniósł lampę naftową,
którą zawiesił u belki na środku pomieszczenia. Spróbowałem spojrzeć w innym kierunku, ale byłem w
stanie patrzeć jedynie prosto przed siebie. Nie mogłem odróżnić ani nie czułem żadnej części mojego
ciała. Również mój oddech stał się niewyczuwalny, za to myślało mi się szalenie jasno. Zupełnie
wyraznie uprzytomniłem sobie wszystko, co działo się przede mną. Don Juan zbliżył się do mnie i
opuściła mnie jasność umysłu, tak jakby coś się we mnie zatrzymało. Proces umysłowy zatrzymał się,
a widok zbliżającego się don Juana przepełnił mnie nienawiścią. Chciałem rozedrzeć go na strzępy.
Byłbym go zabił, gdybym mógł się ruszyć. Z początku czułem nacisk na czaszkę, ale pózniej to
wrażenie minęło. Pozostało już tylko jedno przemożny gniew na don Juana, który znajdował się
zaledwie kilka cali ode mnie. Chciałem go rozszarpać. Czułem, że wydaję z siebie charkot. Moim
wnętrzem zaczęły targać konwulsje. Usłyszałem przemawiającego do mnie don Juana. Jego głos był
miękki i kojący, a także tak to odczułem niesłychanie miły. Podszedłszy jeszcze bliżej, zaczął
recytować hiszpańską kołysankę: Zwięta Anno, czemu płacze ta dziecina? Bo zgubiła jabłko. Ja dam
ci jabłuszko. Dam ci dwa. Jedno dla dzieciny, a drugie dla ciebie" [Senora Santa Ana, porgue Hora el
nińo? Por una manzana que se le ha perdido. Yo le dare una. Yo le dare dos. Una para el nińo y otrą
para vos]. Ogarnęła mnie fala ciepła. Było to ciepło płynące z serca i uczuć. Słowa don Juana
odzywały się dalekim echem, przywracając pamięci odległe dzieciństwo.
Agresja, którą wcześniej odczuwałem, ustąpiła. Nienawiść zamieniła się w tęsknotę radosną
serdeczność dla don Juana. Powiedział, że pod żadnym pozorem nie wolno mi zasnąć oraz że nie
posiadam już ciała i mogę bez żadnych przeszkód zamienić się w cokolwiek zechcę. Zrobił krok do
tyłu. Patrzyłem na niego z normalnego poziomu wzroku tak jakby stał przede mną. Obie ręce
wyciągnął w moją stronę, mówiąc, bym wszedł mu w objęcia.
Albo on postąpił ku mnie, albo ja podszedłem do niego. Dłońmi dotykał niemal mej twarzy moich
oczu, choć ich nie czułem. Wejdz w mą pierś" usłyszałem słowa don Juana. Poczułem, że
wchłaniam go w siebie. Było to identyczne doznanie jak w wypadku gąbczastej ściany.
A potem słyszałem jedynie głos nakazujący mi, bym patrzył i widział. Samego don Juana nie
mogłem już dostrzec. Oczy musiałem mieć nadal otwarte, bo ujrzałem rozbłyski światła na jakimś
czerwonym polu. Odniosłem wrażenie, że przez zamknięte powieki przyglądam się światłu. Wówczas
nastąpiło ponowne uruchomienie moich procesów myślowych. Zalał mnie wartki potok obrazów
twarzy i scen, które wyskakiwały z ciemności i znikały bez jakiegokolwiek logicznego związku.
Przypominało to szybko zmieniające i nakładające się na Siebie obrazy marzenia sennego. A potem
myśli zaczęło ubywać, traciły intensywność, aż wkrótce zupełnie zniknęły. Pozostała jedynie
świadomość doznawanego przeze mnie uczucia szczęścia. Nie potrafiłem dojrzeć żadnych kształtów
ani światła. Wtem coś dzwignęło mnie w górę. Czułem wyraznie, jak coś mnie unosi. I oto całkowicie
swobodnie mknąłem z niewiarygodną lekkością w wodzie bądz powietrzu. Zmigałem niczym węgorz;
wykonywałem dowolne akrobacje, szybując w dół i w górę. Zewsząd owiewały mnie podmuchy
zimnego wiatru, a ja począłem wirować niczym piórko zdmuchiwane to tu, to tam, i w dół, ciągle już w
dół, ku ziemi.
Sobota, 28 grudnia 1963
Zbudziłem się wczoraj póznym popołudniem. Don Juan poinformował mnie, że spałem spokojnie
przez prawie dwie doby. Głowa pękała mi z bólu. Napiłem się wody i zrobiło mi się niedobrze. Czułem
zmęczenie, ogromne zmęczenie i posiliwszy się, poszedłem znów spać.
Dziś poczułem się całkiem wypoczęty. Rozmawiałem z don Juanem o mych doznaniach
wywołanych przez dymek. Sądząc, że chce, bym opowiedział mu wszystko tak jak zawsze, zacząłem
opisywać swoje wrażenia, ale przerwał mi, mówiąc, że to niepotrzebne. Oznajmił, że nie zrobiłem nic
szczególnego i natychmiast zasnąłem, a zatem nie ma o czym mówić.
A moje odczucia? Czy one wcale się nie liczą? nalegałem.
Nie, w wypadku dymu są nieistotne. Pózniej, kiedy nauczysz się, jak odbywać podróż,
porozmawiamy, ale musisz nauczyć się wchodzić w rzeczy.
Czy naprawdę można wejść w rzeczy"?
Zapomniałeś? Wszedłeś w ścianę i przeszedłeś przez nią.
Raczej postradałem rozum.
O nie.
Czy zachowywałeś się tak samo jak ja, kiedy pierwszy raz zapaliłeś, don Juanie?
Nie, inaczej. Mamy odmienne charaktery.
Co robiłeś?
Don Juan nie odpowiedział. Przeformułowałem swoje pytanie i zadałem je powtórnie, odrzekł
jednak, że nie pamięta swych przeżyć i że moje pytanie można porównać do pytania rybaka o to, jak
się czuł, kiedy pierwszy raz łowił ryby. Powiedział, że dym to wyjątkowy sprzymierzeniec, na co
przypomniałem mu, że to samo powiedział o Mescalito. Odparł wówczas, że wprawdzie są wyjątkowi,
to jednak nie sÄ… tym samym.
Mescalito jest obrońcą, bo przemawia do nas i kieruje naszym postępowaniem stwierdził.
Mescalito uczy właściwego sposobu życia. Można go zobaczyć, bo znajduje się poza nami. Dym
natomiast jest sprzymierzeńcem. Przekształca nas i obdarza swą mocą, nie stając nigdy przed
[ Pobierz całość w formacie PDF ]