[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Coś poważnego?
- Aha. Można to tak nazwać - stwierdził zastępca naczelnika. - Poszatkowało więznia
podczas pracy. - Połączenie zostało nagle przerwane.
- Cholera. - Clemens osuszył szklankę i postawił ją na konsoli, po czym zwrócił się
ponownie w stronę swego gościa. - Przykro mi. Muszę iść. Obowiązki.
Ripley napięła lekko mięśnie. Dotknęła szklanki palcami.
- Właśnie zaczęłam cieszyć się rozmową. W przeciwieństwie do innych rzeczy.
- A jak myślisz, jak ja się czuję - mruknął. Otworzył szafkę i zaczął wyciągać z niej
ubranie.
- Może powinnam pójść z tobą?
Ponownie spojrzał na nią.
- Lepiej nie. Co innego, kiedy patrzą na ciebie jako na część moich regularnych
obowiązków, a co innego, kiedy będą nas cały czas widzieć razem, a ty będziesz sprawiała
wrażenie całkiem zdrowej. To może wywołać pytania. I uwagi. Wśród takich facetów, jak ci
tutaj, im mniej uwag, tym lepiej.
- Rozumiem. Nie podoba mi siÄ™ to, ale rozumiem.
Włożył spodnie robocze.
- Ta wypowiedz zawiera w sobie dwie rzeczy, które są konieczne, by przeżyć na Fiorinie.
Ponadto nie sądzę, żeby naczelnik Andrews był zadowolony z twojej obecności. Czekaj tu
spokojnie. - Uśmiechnął się uspokajająco. - Wrócę.
Nie powiedziała już nic, sprawiała jednak wrażenie nieszczęśliwej.
Nie pozostało wiele do zbadania. Do diabła, pomyślał Clemens oglądając jatkę wewnątrz
kanału powietrznego, nie pozostało też wiele do pochowania. Przyczyna śmierci była
oczywista. Na nieruchomych łopatach wentylatora widniało równie dużo plam, co na
ścianach.
Sprawa była niejasna. Często zdarzało się, że ludzie nadeptywali na ostre metalowe
krawędzie lub ocierali się o nie, kalecząc się w ten sposób, spadali z pomostów bądz robili
sobie krzywdę próbując unosić się na falach w burzliwej zatoce, znali jednak znakomicie
niebezpieczeństwa czające się w nieczynnej kopalni i starannie ich unikali. Olbrzymi
wentylator był oczywistym i trudnym do zlekceważenia zagrożeniem.
Nie musiało to jednak oznaczać, że pechowy i teraz Już nieżyjący Murphy nie dopuścił
się nieostrożności. Być może biegł, ślizgał się na śliskiej powierzchni kanału lub po prostu
drażnił wentylator miotłą. Na pewno pośliznął się lub też ubranie zaplątało mu się w
urządzenie. Nigdy się, rzecz jasna, nie dowiedzą. Nie było powodu, by do czyszczenia
kanałów posyłać dwóch ludzi. Murphy pracował sam.
Aaron był w oczywisty sposób podobnego zdania. Zastępca naczelnika spoglądał
ponurym wzrokiem na wentylator.
- To był świr. Ja go wyznaczyłem do tej roboty. Trzeba było pomyśleć. Trzeba było
wysłać innego albo przynajmniej dać mu do towarzystwa kogoś bardziej zrównoważonego.
Za nimi więzień Jude nie przestawał wycierać podłogi.
Andrewsa opanowała cicha furia. Nie z powodu śmierci Murphy'ego, lecz ze względu na
jej okoliczności. Nie przyniosą mu one zaszczytu, a poza tym oznaczało to dodatkową
papierkowÄ… robotÄ™.
- Nie ma powodu do usprawiedliwień, panie Aaron. To nie pańska wina. Ani, jak się
wydaje, czyjakolwiek, oprócz może pana Murphy'ego, a on za to zapłacił. - Spojrzał na swego
medyka. - Jakie ma pan uwagi, panie Clemens?
Technik wzruszył ramionami.
- Nie da się dużo powiedzieć, prawda? Przyczyna śmierci jest w niepodważalny sposób
oczywista. Wątpię, czy zdążył coś poczuć. Jestem pewien, że to się stało natychmiast.
- Jak cholera. - Aaron przyjrzał się szeroko porozrzucanym szczątkom ludzkim z nie
ukrywanym obrzydzeniem.
- Próbuję ułożyć scenariusz - ciągnął naczelnik  do raportu, rozumiecie. Trudno jest mi
uwierzyć, że po prostu wdepnął w tak jawne niebezpieczeństwo, w pobliżu którego pracował
przez pewien czas. Może go wessało?
Clemens wydÄ…Å‚ wargi.
- Być może. Nie jestem fizykiem ani mechanikiem...
- %7ładen z nas nie jest, panie Clemens - przypomniał mu Andrews. - Nie proszę pana, by
rozstrzygnął pan sprawę, a jedynie wyraził swą opinię.
Clemens skinął głową.
- Nagły powiew powietrza mógłby, jak sądzę, być przyczyną. Oscylacja mocy mogła
gwałtownie zwiększyć ssanie. Z tym, że...
- Jasne - wtrącił się szybko Aaron. - Raz o mało mnie się to nie przytrafiło, w głównym
kwadrancie. Cztery lata temu. Zawsze powtarzam ludziom, miejcie oko na wentylatory. SÄ…
tak cholernie wielkie, solidne i pewne, że nikt nie pomyśli, że w ich pobliżu może się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl