[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stoję sama w pustej już bibliotece, zdziwiona i otoczona jego
ciepłym i dziwnie znajomym zapachem. Postanawiam nie iść na tej
przerwie do szafeczki i zająć wcześniej miejsce w sali matematycznej.
Dzięki temu będę miała czas, by dowiedzieć się, o co ten chłopak tak się
na mnie gniewa.
Kilka minut pózniej przekonuję się, że dokonałam słusznego
wyboru.
Droga London,
Przede wszystkim pozwól, że najpierw powiem, że Cię kocham.
Pamiętaj o tym, kiedy będziesz to czytać...
Nazywam się Luke Henry i byłem Twoim chłopakiem, odkąd
zacząłem w pazdzierniku naukę w Meridan. Nie pamiętasz mnie w swojej
przyszłości z powodu, którego nie udało nam się ustalić, ale chciałbym
mieć okazję jeszcze się tego dowiedzieć.
W tej chwili jesteś na mnie bardzo zła i masz rację. Nie
powiedziałem Ci, że poznaliśmy się już wcześniej, mimo że tak właśnie
było. Kiedy byliśmy młodsi, chodziliśmy razem na zajęcia w YMCA.
Byłem Tobą zafascynowany: codziennie zaprzyjazniałaś się ze mną na
nowo, choć nie pamiętałaś mnie z dnia poprzedniego. Poza tym byłaś
pierwszą dziewczyną, która mi się podobała, a teraz jesteś moją
pierwszą prawdziwą miłością.
W sobotę wieczorem po balu zimowym znalazłem notatki, z których
korzystałaś, żeby mnie sobie przypominać, i wtedy powiedziałem Ci
prawdę. Miałaś rację. Przez cały ten czas Cię okłamywałem. Jest mi z
tego powodu bardzo przykro, London, i chciałbym mieć tylko szansę
naprawić swoje winy. Nie mam pojęcia, dlaczego tak postąpiłem. Może
wydawało mi się, że pomyślisz, że Cię prześladuję. A może po prostu
chciałem zobaczyć, czy kiedykolwiek obudzisz się i będziesz wiedzieć,
kim jestem.
Nigdy się tak nie stało.
Ale pasowaliśmy do siebie, London. Nie chcę Cię stracić.
Popełniłem ogromny błąd, mam jednak nadzieję, że spróbujesz mi
wybaczyć. Bo jak powiedziałem na początku kocham Cię, London
Lane.
Zawsze Twój,
Luke
Po szkole siedzę nad kwiecistym pudłem na kapelusze. Z
przepraszającym listem Luke a w jednym ręku i zdjęciem szczęśliwej
pary w drugiej czuję się, jakbym sama była tym pudłem z wnętrzem na
wierzchu.
Mama nie wydawała się zaskoczona, kiedy zapytałam o Luke a.
Natychmiast zaprowadziła mnie do piwnicy.
Nie trwało to długo skwitowała z protekcjonalną miną.
To jeszcze nie koniec odparłam, wzięłam karton i zaszyłam się
w swoim pokoju.
Teraz jestem rozdarta.
Zaczęłam od samego początku i po przeczytaniu notatek z naszych
pierwszych kilku rozmów byłam gotowa natychmiast wykręcić jego
numer i z miejsca mu wybaczyć. Czytałam jednak dalej, myśląc o jego
oszustwie. Każda, wydawałoby się, przyjemna chwila oglądana przez
szkiełko kłamstw stawała się ciemniejsza, brudniejsza. Luke przez cały
ten czas ukrywał przede mną swój sekret, nie dawał mi szansy poznania
go takim, jakim jest naprawdę. Ale ja też nie byłam wobec niego
zupełnie szczera. W pewnym sensie oboje popełniliśmy błąd.
Choć jego kłamstwo było gorsze. Prawda?
Dzwoni moja komórka i wiem, że to on, mimo że jego numeru nie
ma w pamięci aparatu. Zastanawiam się, czy jej nie zlekceważyć, ale nie
mogę się oprzeć i odbieram.
Halo? mówię.
Cześć. Dzwięczny głos w słuchawce sprawia, że dreszczyk
przebiega mi po plecach.
Dlaczego mnie okłamał? Gdybym nie była na niego zła, w tej
chwili patrzyłabym w jego błękitne oczy.
Cześć odpowiadam.
Wiem, że powiedziałaś, że potrzebujesz czasu, ale musiałem
zadzwonić zaczyna.
Nie dajesz mi specjalnie przestrzeni oświadczam stanowczo.
Powiedziałam, że muszę się zastanowić, i jeśli naprawdę ci na mnie
zależy, to powinieneś to uszanować.
Krzywię się i myślę, że on też mógł tak zareagować. Luke milczy
przez kilka sekund.
Dobrze, London mówi w końcu ze smutkiem, od którego
mięknie mi serce. Zostawię cię w spokoju.
Zamiast powiedzieć mu, że już nie trzeba, czego tak naprawdę
pragnę, mówię po prostu:
Dziękuję, Luke i rozłączam się, zanim złożę jakąś obietnicę,
której nie będę mogła dotrzymać.
Oparta o łóżko, z opróżnionym pudłem na kapelusze przed sobą i
kroniką naszej znajomości rozsypaną na podłodze nie mogę się
powstrzymać od płaczu. Nie chcę być rozsądna. Nie chcę się
zastanawiać. Nie podoba mi się, że muszę mu wybaczać. Wolałabym,
żeby w ogóle mnie nie okłamywał.
Zrzucam notatki z kolan i wdrapuję się na łóżko. Chowam twarz w
poduszkę i płaczę nie wiadomo jak długo. Nie słyszę, gdy mama
podchodzi do mnie. Głaszcze mnie po włosach i plecach i pociesza, że
wszystko będzie dobrze.
Nie, nie będzie, myślę w duchu. Wcale nie będzie dobrze.
29
%7łycie dało mi dziś rano w kość zupełnie znienacka.
Jest środa, zaledwie kilka minut po siódmej, a ja już czuję się
zmęczona. Wydaje się, jakby wszystko szło zle, więc skupiam uwagę na
czymÅ› drobnym. Na Page Thomas.
Wczorajsza notatka mówi, że była na WF-ie kapitanem jednej z
drużyn. Kiedy ostatnia zostałam na ławce, oświadczyła pani Martinez i
całej klasie, że woli grać z jednym zawodnikiem w drużynie mniej niż
ze mnÄ…. Fajnie.
Zajęłam się czytaniem o Luke u, ale pózniej coś w jednej z notatek
sprzed czterech miesięcy przykuło moją uwagę. To było mniej więcej
wtedy, kiedy Luke przeniósł się do miasta, a ja napisałam: Wziąć
spodnie do jogi i T-shirt na WF (w piątek musiałam pożyczyć okropne
ciuchy od Page) . Wczoraj Page nie pożyczyłaby mi nawet listka
papieru toaletowego, a co dopiero mówić o ciuchach. Pamiętam ją z
jutra i nie ma mowy, żeby wtedy też mi coś pożyczyła. Zaciekawiona,
poświęciłam następną godzinę na szukanie notatek, które by o niej
wspominały. I dochodzę do tego oto wniosku: uratowałam Page
Thomas.
Dobra, jasne, nie uratowałam jej z czterdziestego piętra płonącego
wieżowca ani niczego takiego. Ale patrząc wstecz, widzę wyraznie, że
kiedyś pamiętałam, że Brad złamie jej serce. Złamie to mało
powiedziane, raczej zmiażdży i pokruszy. Tymczasem dzisiaj rano,
kiedy myślę o Page i Bradzie, pamiętam ich razem tak długo, jak tylko
sięgam wspomnieniami. Na imprezie w ostatniej klasie usłyszę, że
wybierają się razem do college u. Pózniej znikną z mojego życia na
zawsze.
Z notatek wynika, że zmiana nastąpiła, kiedy skłamałam, że Brad
nie lubi dziewczyn. Page musiała znalezć inny sposób, żeby trafić w
jego ramiona, i zdaje się, że to wystarczyło, by zmodyfikować bieg
zdarzeń. Tak więc, owszem, nie mam przyjaciół. I owszem, zostałam
skrzywdzona przez przystojnego i najwyrazniej w ogóle cudownego
chłopaka. Mieszkam z matką, której nie mogę ufać, i żyję w strachu
przed najgorszym nieszczęściem, czyli śmiercią dziecka. Moje życie
jest, oględnie mówiąc, niezle porąbane.
Ale w ten ponury środowy ranek widzę maleńki, mikroskopijny
promyczek światła: uratowałam Page Thomas przed bolesnym zawodem
miłosnym. Za pomocą jednej prostej decyzji przed kilkoma miesiącami
zmieniłam coś na dobre.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]