[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mocno do siebie. Potem uwolnił go z objęć, wstał i,
chrząknąwszy, niespodziewanie zmienił temat: - Dobra, co z
tymi kotletami?
Następnego dnia w pracy Cathy widziała Maxa jedynie
przelotnie. Z rozmowy z doktorem Johnem Gloverem
wynikało, że już go uprzedził. John bardzo jej współczuł i nie
robił żadnych trudności. Przekonywał, żeby wyjechała, jak
tylko będzie gotowa.
- Przykro mi was zostawiać. Bardzo podobała mi się
praca tutaj i ludzie też mnie miło przyjęli. - Z wyjątkiem
Andrei, pomyślała, ale zachowała to dla siebie.
Pokiwał głową.
- Wszyscy bardzo wysoko ciÄ™ tu ceniÄ…. Niefortunnie siÄ™
złożyło. - Westchnął ciężko. - Przypuszczam, że w pewnym
sensie Max miał rację. Gdybyś miała oparcie w mężu, dyżury
nocne nie byłyby problemem. Do końca pracy nie spotkała
Maxa. John przyszedł do niej, by się pożegnać.
- Dopilnuj, żeby Elaine i Tom Brickersowie mieli jakieś
oparcie, dobrze? - powiedziała tonem pełnym niepokoju. -
Tom bardzo się stara, ale Elaine jest u granic wytrzymałości.
- Nie martw się o nich, będziemy się nimi opiekować.
%7Å‚yczÄ™ ci powodzenia.
Andrea pożegnała ją, nie próbując nawet zmusić się do
uśmiechu. Sarah nie pracowała w piątki, więc Cathy zostawiła
jej pożegnalną kartkę. Potem odebrała Stephena ze szkoły i,
zanim zaczęła pakowanie, poszła z nim na ostatni spacer nad
rzekę. Max się nie pokazał.
Rano nie zobaczyła jego samochodu przed domem. Nie
była pewna, czy w ogóle pojawił się tu w nocy. Kiedy zniosła
rzeczy do samochodu, znalazła na siedzeniu piękną, cudownie
pachnącą czerwoną różę oraz kartkę:  Nienawidzę pożegnań.
Mam nadzieję, że wam obojgu powiedzie się. Będę w
kontakcie. Max."
Położyła różę nad tablicą rozdzielczą, żeby ją dobrze
widzieć, i zapakowała bagażnik pociągając nosem. Potem,
rzuciwszy po raz ostatni okiem na dom, włączyła silnik i
odjechała.
ROZDZIAA DZIESITY
Była to ulubiona pora dnia Cathy. Zwróciwszy twarz ku
promieniom zachodzącego słońca siedziała w małym
miejskim ogródku i próbowała zignorować odgłosy ulicznego
ruchu. Nawet tutaj, w typowo willowej dzielnicy, miała
nieustanne wrażenie hałasu.
Westchnęła. Zycie w Barton było tak spokojne, że
pomimo uczuciowego zamętu, jaki tam przeżywała, była to
dla niej oaza. Tęskniła za nim, jakby to był jedyny dom, jaki
miała. Powrót do Bristolu okazał się najtrudniejszą decyzją w
jej życiu.
Nawet Stephen, przepadajÄ…cy za McDonaldem, pizzami,
wycieczkami do parku i basenem, powiedział jej dzisiaj, że nie
lubi już Bristolu.
Oczywiście Max się nie odezwał. Stephen mówił o nim
niemal bez przerwy, codziennie pytał, kiedy przyjedzie. Było
jej trudno ciągle tłumaczyć, że jest zbyt zajęty, kiedy prawda
była prosta: nie zależało mu na nich dostatecznie, by robić
sobie kłopot.
Boże, dlaczego to nadal tak bardzo boli? Wstała i obeszła
cały ogród. Szkoda, że Joan wyjechała. Na niej naprawdę
można było polegać. Potrafiła zachować dobry humor,
opiekując się zarówno Cathy, gdy ta miała chandrę, jak i
Stephenem, zwłaszcza gdy Cathy zaczęła brać zastępstwa.
Joan dała jej cenny czas na odbudowanie dobrych
stosunków ze Stephenem i chłodną analizę uczuć wobec
Maxa, choć te nie poddały się jej tak łatwo. Uświadomiła
sobie, że nadal go kocha. Wydawało się to takie proste, ale w
rzeczywistości było bardzo trudne.
Spojrzała na okna z tyłu domu. Powinna pójść do
Stephena i sprawdzić, jak się czuje. Skarżył się na ból głowy i
złe samopoczucie, wiec położyła go wcześniej do łóżka.
Wiedziała, że to prawdopodobnie efekt zbyt długiego
przebywania na słońcu. Spędziła z nim dzień na plaży w
Weston - Super - Mare, tuż przy ujściu rzeki i choć bardzo
starała się tego pilnować, nie zawsze miał na głowie kapelusz.
Och, trudno, jutro poczuje się lepiej i może to go nauczy
większej ostrożności na przyszłość. Weszła do domu i lekko
wbiegła po schodach do jego sypialni.
W momencie otwierania drzwi wiedziała już, że coś jest
nie w porządku. Dobiegł ją cichy płacz, przerywany jękiem
ciężko chorego dziecka.
- Och, kochanie...
Podniosła go delikatnie i zaniosła do swego pokoju,
stwierdzając, że jego ciało płonie z gorączki. Jęczał i tulił do
niej głowę, a kiedy położyła go na łóżku, podniósł ręce i
zasłonił nimi oczy.
- Za jasno - zaszlochał.
Zaciągnęła zasłony i wróciła do niego ze ściśniętym
gardłem. Nudności, wymioty, gorączka, ból głowy,
światłowstręt...
- O Boże, nie, nie zapalenie opon mózgowych, błagam -
wyszeptała.
Zdjęła z niego zabrudzoną wymiotami bluzę piżamy i
zobaczyła rozprzestrzeniającą się błyskawicznie wysypkę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl