[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bardziej skomplikowany. Czasem wydaje mi się, że księżyc to taki statek, w którym chodzi każda deska, łamie
się to w jedną, to w drugą stronę, kołysze, tłucze dziobem o falę, okropnie pokiereszowany, więc nawet nie
porusza się równo, zupełnie jak ten nasz stos kłopotów.
 A więc to dlatego George Gibbs wypił mi całą szklankę brandy, a potem doprawił się jeszcze drugą, ale
rumu! Akurat, sprawdzał klepki! On po prostu
*
udawał, że pracuje, byle wyłudzić coś mocniejszego, bo to, co wyczuwa nogami, śmiertelnie go przestraszyło!
Czy miał się zgłosić do pana?
 Nie do mnie, ale do pierwszego oficera, i już dawno miał stawić się do raportu. Ja też jestem tu tylko
jednym z podwładnych.
 Nie ma w tym nic oczywistego. Czy zechciałby pan podejść do mojej  o mały włos nie powiedzia-
łem  komórki  i sprawdzić, czy po Gibbsie nie zostało mi trochę brandy?
 Jestem na służbie i muszę wracać do pana Summersa; jednak kiedy indziej avec beaucoup de plaisirl
Przesunął dłonią po lokach, wsadził kapelusz na głowę, zasalutował do niego, tak jakby znowu chciał go
zdjąć  lampy w zbrojowni, też posłuszne regulaminowi, przechyliły się pod takim samym kątem jak jego ręka
 po czym odwrócił się i od- maszerował tam, skąd przyszedł. Pan Askew wciąż siedział, opierając się o
drewnianą ścianę.
 Słyszałem, że wygadał się pan przed oficerem
o George u Gibbsie. George będzie z tego niezadowolony.
Dawno nie rzuciłem komuś tak zdawkowej odpowiedzi, bo wydało mi się nagle, że kołysanie jeszcze się
wzmogło.
 Nie tylko z tego!
Wydostałem się na górę po drabinkach; te kierowały się duchem nie regulaminu, lecz morza, gdyż nie tyle
wspinałem się, co walczyłem z nimi. Kołysanie rzeczywiście było teraz silniejsze, lecz wkrótce zrozumiałem,
dlaczego. Naszą naradę odbyliśmy przecież w samych trzewiach statku, siedząc wokół chronometrów, które
należy przechowywać tam, gdzie najmniej kołysze. Teraz oddalałem się od tego punktu, wystawiając się na
dzikie harce wiatru, wody i drewna, jako przedmiot znacznie mniej cenny
niż te delikatne zegary! Do mojej komórki dotarłem już z bólem w łydkach, ten zaś był tylko najbardziej
wyczuwalną z licznych słabości ciała, które opadło nagle z sił, zmęczone kołysaniem, nudnościami i nadmiarem
wrażeń. Zbliżając się do drzwi usłyszałem za nimi jakiś nagły hałas, jakby ktoś zerwał się na równe nogi.
SzarpnÄ…Å‚em za klamkÄ™.
 Wheeler! Do diabła, przestań mnie prześladować!
 Ja tu tylko sprzątałem, proszę pana...
 Trzeci raz w ciągu dnia? Jeśli będę cię potrzebował, to cię wezwę!
 ProszÄ™ pana...
Urwał, by po chwili przemówić zmienionym głosem, głosem, w którym dziwnie pobrzmiewały echa jakby
innych krajów, innych obyczajów, innych ludów.
 Jestem w piekle, proszÄ™ pana.
Usiadłem na krześle.
 Co to wszystko znaczy?
Wheeler zwykle wyróżniał się spośród służących na statku uniżoną, by nie rzec służalczą postawą. Nigdy
nie popatrzył mi prosto w oczy  teraz jednak tak właśnie uczynił.
 Dobry Boże, czyś ty ducha zobaczył, czy co? Nie! Nie odpowiadaj!
Zupełnie nagle wahadłowy ruch, z którym dotąd walczyłem, o wiele silniejszy niż tam, gdzie prze-
chowywano chronometry, złamał mój opór. Po prostu rzuciłem się do wiadra, stojącego pod miednicą i
zwymiotowałem. Jeszcze przez pewien czas, jak wie każdy, komu choć raz przytrafiło się coś podobnego,
zdawałem sobie sprawę tylko z tego, że wszystko przyprawia mnie o mdłości. Wreszcie położyłem się na koi,
niczego już nie pragnąc, tylko śmierci. Wheeler musiał chyba zabrać wiadro. Pamiętam, że potem wrócił i został.
Wydaje mi się, że namawiał
mnie na środek uśmierzający, ja zaś chyba w końcu poddałem się i przyjąłem dawkę, która zaraz wywarła swój
zwykły, magiczny wpływ. Niejasno przypominam sobie, że cały czas, gdy leżałem nieprzytomny, Wheeler
spędził na moim krześle. Przechylony na bok, opierał głowę o krawędz koi, a cała jego postać zdradzała
straszliwe  %wycieÅ„czenie.
Kiedy pózniej doszedłem do siebie, czułem lekki ból głowy i paskudny posmak w ustach. Wheeler wciąż tkwił
w mojej kajucie, ale teraz stał. Mruknąłem, żeby sobie poszedł, ale nie usłuchał. Usiadłem i doznałem wrażenia,
że powoli przyzwyczajam się do kołysania.
 Uważam, Wheeler, że lepiej będzie, jeśli się wytłumaczysz. Ale nie od razu. Najpierw przynieś gorącej
wody. I wyciągnij mi świeżą koszulę... No, na co czekasz?
Oblizał wargi. Gwałtowne szarpnięcie statku, odmienne od nieustannego kołysania, sprawiło, że zatoczył się i
byłby upadł, gdyby nie chwycił się krawędzi koi.
 Co z tobą, człowieku?
 Przepraszam pana. Zwieża koszula... Tu, w tej szufladzie, proszę pana. Ale gorącej wody...
 No?
 Wygaszono palenisko, proszę pana. Obawiam się, że woda będzie w najlepszym razie lekko depła.
 I kawy. GorÄ…cej kawy.
Wpatrywał się gdzieś daleko przed siebie, a cokolwiek tam zobaczył, nie przypadło mu do gustu.
 Wheeler!
---------------------------------------------------------
 Mógłbym poprosić Hawkinsa, żeby nastawił czajnik w mesie kapitańskiej.
 Doskonale.
Zaiste, statek to świat! To wszechświat! Po raz pierwszy od początku tego rejsu zwróciłem uwagę na prosty
fakt, że aby mieć gorącą wodę, nie mówiąc już
o gorącym posiłku, trzeba rozniecić ogień, a znów żeby rozniecić ogień potrzeba, hm, krzesiwa, hubki, i...
tego... jakiegoś komina! Przez tyle tygodni załoga pełniła swe obowiązki, o których ja nie wiedziałem nic zgoła!
Dopiero dziś, czy może już wczoraj, po raz pierwszy ujrzałem na własne oczy pewne części statku  od czasu
do czasu niemal do góry dnem, zupełnie jak w teleskopie!  a więc chronometry, ładownię, pompy przed i za
grotmasztem... i to dopiero teraz, choć już dawno temu postanowiłem opanować wszelkie arkana żeglugi! Byłem
zły na siebie, że zgodziłem się wziąć środek uśmierzający, zupełnie jak ktoś, kto złości się, gdy ślubowawszy
wstrzemięzliwość od alkoholu budzi się cierpiąc na skutki pijaństwa. Czułem się brudny! Tu, na tym statku, na
którym być może czeka mnie śmierć, czułem się zbrukany: prawdziwym brudem, środkiem uśmierzającym,
niemożnością kształtowania własnego losu  a wszystko z powodu mglistej wizji Marion Chumley! A zresztą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl