[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drobnych ćpunów. Mogła założyć się, że tłem tych zamachów były pieniądze. Duże
pieniÄ…dze. Kwoty, jakie zarabiajÄ… wielkie firmy, albo inwestujÄ… bardzo bogate rodziny. Na
przykład, rodzina Bryantów.
Mimo wszystko nie zaszkodzi porozmawiać z Connorem. Kelsey przyszło do głowy, że
powinna sama odnalezć Connora i wysłuchać, co chłopak ma do powiedzenia. Przyjaznił się
z Chance em i może potrafiłby wyjaśnić parę spraw, na przykład, dlaczego Chance poleciał
z Jarredem. Może byłby w stanie rzucić trochę światła na całą tę sprawę, naprowadzić na
coś, co im nie przychodziło do głowy.
Ale musiałaby spotkać się z nim bez Jarreda. Była absolutnie przekonana, że Connor nigdy
nie odezwałby się do kogoś takiego jak Jarred.
Zanim dotarli do domu, rozpadało się na dobre. Marznący grudniowy deszcz, który osiadał
na skórze i wsiąkał w ubranie, przemaczając je do nitki. Kelsey trzęsła się z zimna mimo
płaszcza. Zaparkowała na podjezdzie i zaciągnęła ręczny hamulec. W ciemnościach garaż
wyglądał złowieszczo, a zabezpieczenie z cienkich desek było mizerną osłoną przed tymi,
którzy chcieli skrzywdzić jej męża.
Natomiast Jarred niecierpliwie otworzył drzwiczki.
- Wygląda na to, że nie spędzimy kolejnej nocy w hotelu - zauważyła.
- Nie chcesz tu zostać?
- Nie, chyba... no cóż...
- No więc?
Jarred, w przeciwieństwie do niej, wyraznie poweselał w drodze do domu. Nie miała
168
pojęcia, skąd u niego ten niespodziewany dobry nastrój.
- Nie mam nic przeciwko temu.
- Pewnie - uśmiechnął się szeroko. Osłonił głowę od deszczu i pokuśtykał w stronę
frontowych drzwi. Ten jego humor był naprawdę dziwny. Kelsey zamknęła samochód i
pobiegła za Jarredem. Przekręciła klucz w zamku i pchnęła drzwi. Zapaliła światło.
Powitało ich radosne szczekanie Pana Psa.
- Witaj, kolego - powiedziała, drapiąc go za uszami, ale pies odwrócił się do Jarreda,
machając ogonem. - O, tak, pokaż, jaki jesteś naprawdę.
Wyprostowała się z tym samym uczuciem niepokoju, które dało jej się we znaki już
wcześniej. Czuła, że to głupie, ale pomyślała, że może powinna powiedzieć Jarredowi o
swoich obawach.
Jarred pokuśtykał przez hali do swojego gabinetu.
- Chodz tutaj - zawołał do niej.
Kelsey niechętnie poszła za nim do pokoju. Zatrzymała się w progu. Jarred stał przy swoim
biurku. W jego oczach migotał jakiś diabelski ognik.
- Co ty kombinujesz? - zapytała.
- Co masz na myśli?
- Och, nie udawaj niewiniątka - weszła do gabinetu i rozejrzała się, jakby szukając jakiegoś
wyjaśnienia jego dziwnego zachowania. - Coś ukrywasz, a ja nie mam pojęcia, o co chodzi.
To jakaś zabawa? Bo muszę ci powiedzieć, że naprawdę nie jestem w nastroju, tym
bardziej... - zachłysnęła się nagle, spoglądając w okno. - Och...
- Co? - zapytał Jarred, udając, że wpatruje się w ciemność, jakby był ślepy.
- Czy to Gwiazdkowe %7Å‚yczenie ?
- Tak mi się zdaje - przyznał.
Długi na dwadzieścia metrów jacht, zacumowany na przystani, mrugał do nich łagodnie
rzędem świateł. Był to jacht Jonathana, gwiazdkowy prezent dla żony. Nola i Jonathan
rzadko go używali i trzymali go zwykle na przystani na Jeziorze Unii. Will i Jarred pływali
nim od czasu do czasu, ale, o ile było jej wiadomo, nie cumował nigdy w ich przystani na
Mercer Island i z pewnością wcześniej go tu nie widziała.
- Kazałeś je sprowadzić?
- Jego. Kazałem go sprowadzić. Dopóki dom nie jest całkowicie bezpieczny, nie jest tu zbyt
169
przyjemnie. Wiem, że zle się tu czujesz - przyznał. - Ale nie miałem ochoty zostawać dłużej
w hotelu, więc kazałem go przyprowadzić. To był dodatkowy powód, żeby jechać dzisiaj do
Rowdenów. Chciałem spędzić jakoś ten czas, kiedy go przygotowywało.
Kelsey wpatrywała się w męża z ulgą i miłością.
- Dziękuję - powiedziała po prostu.
- Cała przyjemność po mojej stronie, pani Bryant.
Kelsey poczuła się trochę przytłoczona tym wszystkim.
- Jak masz zamiar dostać się na dół?
- Z twoją pomocą - odpowiedział stanowczo. - Więc spakuj parę rzeczy i ruszamy.
- Tak jest, kapitanie.
Pół godziny pózniej wchodziła na trap, uczepiona kurczowo ręki Jarreda, chociaż z nich
dwojga to ona pewniej trzymała się na nogach. Ale czarna woda dookoła, wzburzona i
smagana deszczem, wyglądała groznie i Kelsey poczuła się bezpiecznie dopiero w
zacisznym wnętrzu głównej kajuty.
- O co chodzi? - zapytał Jarred, wyczuwając jej napięcie.
- O wszystko! - odparła. - Jarred, to jest cudowne.
I rzeczywiście było. Wykończona beżem i granatem, połyskująca mosiądzem, z żółto-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]