[ Pobierz całość w formacie PDF ]

natychmiast i myśl podsunęła mi pytanie: ^^^^
 Czy pan walczył w Powstaniu?
 Tak  usłyszałem w odpowiedzi.
 Czy był pan ranny na Politechnice?
 Tak.
 Czy le\ał pan w szpitalu na Poznańskiej?
 Zgadza się.  Na twarzy mojego rozmówcy pojawił się wyraz zaskoczenia.
 A czy pamięta pan, i\ \yczył sobie, aby mu zaśpiewać przy łó\ku najgłupsze piosenki?
 Nie, nie pamiętam...
W samochodzie zapanowała cisza. Ujechaliśmy ileś tam kilometrów, gdy nagle na tylnym
siedzeniu rozległ się radosny krzyk.
 Rany boskie! Przypomniałem sobie! Pamiętam doskonale!
Siwy jak gołąbek pasa\er rzucił mi się na szyję. Posypały się wspomnienia...
Myliłby się ten, kto by sądził, \e moje koncerty w czasie Powstania odbywały się na zasadzie
dobrowolnego wyboru miejsca i czasu. Występy były najczęściej objęte rozkazem. Rozkaz
brzmiał:  Masz pójść zaśpiewać tam i tam". Oczywiście niezale\nie od  koncertów 90
ozkazu" bardzo często produkowałem się przygodnie krótkich  śpiewankach" dla \ołnierzy i
cywilów. Wiele lat pózniej  w 1958 r.  występowałem Londynie z koncertem na
wdowy i sieroty po akowcach. Po koncercie obejmującym głównie piosenki \ołnierskie
(śpiewałem w uratowanym z Powstania kombinezonie, tym samym, w którym się
produkowałem w tamtych tragicznych dniach) podeszła do mnie jakaś pani i zapytała, czy ją
poznaję... Była to p. śeromska, która z ramienia BIP-u (Biuro Informacji i Propagandy)
rejestrowała ka\dy mój koncert (ten  z rozkazu").
 Czy pan wie, ile razy pan występował w czasie Powstania?  zapytała.
 Nie mam pojęcia  odpowiedziałem. I dodałem z uśmiechem:  Nie prowadziłem
buchalterii.
 Ale ja prowadziłam  zareplikowała p. śeromska.  Zpiewał pan dokładnie sto cztery
razy.
Wtedy przypomniałem sobie, \e istotnie owa pani wypytywała mnie w czasie Powstania
ka\dego dnia, gdzie śpiewałem, i robiła na ten temat notatki.
Ale wróćmy do pamiętnych dni Powstania. Pewnego razu wziąłem udział w uroczystym
koncercie z okazji Dnia śołnierza, który odbywał się w auli  architektury" przy
akompaniamencie jazgotu karabinów maszynowych, dochodzącego z pobliskich ulic. Sala
była wypełniona po brzegi chłopcami i dziewczętami. Młodzi dzier\yli karabiny lub
rozpylacze, u pasa wisiały granaty. Hu piosenkarzy na świecie miało taką publiczność?
Wśród tych młodych ludzi poznałem wielu dawnych stałych bywalców  Swana", modnej
kawiarni na Nowym Zwiecie, w której śpiewałem w czasie okupacji. Mogli wtedy robić
wra\enie nawet lowelasów 1 ro\nych paniczyków. Ale gdy przyszła chwila próby, Potrafili
stanąć na barykadzie. Jak to nie wolno ulegać Pozorom!
ni
O jednym z moich powstańczych koncertów piekn" i wzruszająco napisała kiedyś w
tygodniku Stolic uczestniczka Powstania Warszawskiego Józefa Radzv mińska. Pozwolę
sobie przytoczyć obszerne fragmenty jej wspomnienia.
 Nie był to właściwie \aden koncert, ale tak nazwała to łączniczka Brzoza, wpadając do
kwatermistrzostwa-
 Wiesz, dziś o ósmej koncert!
Podniosłam głowę znad skrzynek, w których znajdowały się ostatnie zapasy, i odrzekłam
opryskliwie:
 Daj\e mi spokój, niedługo będziemy chyba piasek jeść, a ty mi zawracasz głowę jakimś
koncertem.
 Będzie śpiewał Fogg  uśmiechnęła się Brzoza.  Widziałaś go kiedy? Ja nie. I cieszę
się, \e dla nas zaśpiewa. Więc pamiętaj, przyjdz.
Przez chwilę stałam bezczynnie starając się zapanować nad rozdra\nieniem, gdy\ radość
Brzozy wydawała mi się zupełnie nie na miejscu, prawie nieprzyzwoita, a piosenki Fogga
niewa\ne i błahe wobec stale przybywających na skwerach grobów i coraz niepewniejszej
sytuacji. Myślałam tak, lecz jednocześnie wspomniałam niedawny wieczór poezji, w
którym brałam udział, i trochę to wszystko zaczęłam rozgrzeszać, a w pamięci od\ywały mi
przeró\ne melodie, mieszając się natrętnie z odgłosami walki. Dom po drugiej stronie
Marszałkowskiej dopalał się od wewnątrz, jamy po oknach ukazywały rumowisko, dokąd
sięgał wzrok.
«PamiÄ™tasz, sankami jechaliÅ›my, MiÅ‚a»  zanuciÅ‚am półgÅ‚osem, a kwatermistrz spojrzaÅ‚ na
mnie zdziwiony. Twarz miał markotną i bardzo bladą. Od paru dni gnębiła go ostra biegunka,
która zaczęła się szerzyć zastraszająco. Umilkłam. Ale po chwili przybiegła do mnie melodia
«Bluzeczki zamszowej, pachnÄ…cej mocno Soir de Paris» i doszÅ‚am do wniosku, \e przecie\
bardzo lubię Fogga i trzeba iść na koncert. Kwatermistrz wy-
oośpiechem i zamiast mu współczuć, roześmia-' " Ja sama zaczęłam odczuwać początki tej
okro-m-Schoroby, która gnębiła wycieńczone organizmy, bo Só\ to się nie jadło, jakieś
wstrętne rzeczy. 02o godzinie ósmej śpieszyliśmy na koncert. Pokój, w którym miał
śpiewać Fogg, był du\y i staroświecki. Nad wytartą kanapą wisiały ślubne portrety dwu
pokoleń bez wyrazu, odstraszające od mał\eńskiego szczęścia. Zwiece, stojące na
pianinie i na stoliku pod oknem, rzucały słaby blask. Chłopcy i dziewczęta, siedzący na
podłodze, wyglądali w tym blasku jak stary, po\ółkły sztych. Wydało mi się, \e czas cofnął
się w odległą epokę kandelabrów, spokojną i senną, nie zakłócaną bombami, po\arem i
walkÄ….
 Ju\ przyszedł, widzisz, ju\ jest  wskazał podchorą\y Ryszard w kierunku drzwi, w
których stał Fogg. Był niski, blady, jakby nieśmiały, inaczej go sobie wyobra\ałam. Miał
ujmujący uśmiech; przez chwilę patrzył na swe audytorium w blasku świec, a potem stanął
przy fortepianie i po paru taktach akompaniato-ra zaczął śpiewać swym ślicznym,
aksamitnym głosem piosenki, niewa\ne, błahe, Miał pan Tomek własny domek, Tułipany,
Gwi\d\ą na wszystko, śmieją sią w słońce, drobne, śmieszne piosneczki; lecz nam się
wydało, \e nagle w staroświeckim pokoju zamyka się cała Warszawa, urocza, błyskotliwa i
tak bardzo nasza, ta sama, o którą biliśmy się od tylu bolesnych dni. Zaśpiewał te\ piosenkę,
którÄ… lubiÅ‚am najbardziej Kochana. «TuliÅ‚em do serca najdro\sze twe rÄ™ce, a miÅ‚ość pa-l}a jak
rana, tuliÅ‚em twe rÄ™ce maleÅ„kie dzieciÄ™ce, Kochana, kochana, kochana...»
Powtarzał to słowo słodko, tęsknie i czule, z bolesnym jakimś smutkiem, tak \e nabrało
wreszcie innej Jakiejś treści: jego trzykrotne wołanie poczęło jakby erać w moim sercu,
myślałam o trzech miłościach,
93
o matce, siostrze i Warszawie, o nich, które były Di; k. a przecie\ nie miałam ich: od matki
oddzielał mn-most na Wiśle, od siostry aleje Jerozolimskie, p0 cach Warszawy chodziłam, ale
z nagła przejęło mn" zrozumienie, \e most na Wiśle nie jest zwykłym mo stem, lecz tamą
cierpienia, \e aleje Jerozolimskie nie sa zwykłą ulicą, ale szańcem walki, \e z Warszawy
zostaje rumowisko, coraz większe, coraz sro\sze rumowisko domów, ulic, mostów, śmierci
ludzkiej.
Miękki, ściszony, tęskny głos śpiewaka, blask świec zasłuchani \ołnierze, podchorą\y
Ryszard z ręką na temblaku, znękanie, głód, drą\ąca mnie choroba, niepewność, tęsknota za
matką  mo\e to wszystko stało się powodem moich łez, nie wiem. Było potworne, \e tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl