[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poddała się tej ciemności.
- Co dzieje się z aniołem, który stał się istotą ciemności? - Zapytał
Hunter, nadal nie patrzÄ…c na Rexa.
- Odbieramy im życie, jeśli jesteśmy do tego zdolni.
- Jak? Jesteśmy nieśmiertelnymi istotami.
Rex wyrwał zdzbło trawy, a następnie mniszek lekarski, kręcąc
jasnożółtym kwiatem w leniwym kole.
- %7ładen byt nie jest tak naprawdę śmiertelny, albo nieśmiertelny.
Wiemy jak zakończyć życie anioła.
- I nie powiesz mi, jak? - Hunter brzmiał na... rozgniewanego.
Zranionego.
- Nie, Hunterze. Nie powiem ci, jak.
- Czy wierzysz, że jestem istotą ciemności? %7łe jestem zły?
- Ty mi powiedz Hunter. - Rex odchylił się do tyłu, opierając się na
ramionach. - Czy czujesz wrogość do innych istot? Czujesz ciemność? Czy
czujesz, że masz plamę na swojej duszy?
- Nie - odpowiedz Huntera brzmiała miękko.- Nie, nie jestem
doskonały, ale nie nienawidzę żadnej osoby.
- W taki razie masz swoją odpowiedz. - Rex położył się na plecach,
obserwując, jak chmury przyjmują kolejne kształty tylko po to, by za
chwilę rozmyć się i stworzyć następne. Można się było wiele nauczyć,
obserwując chmury. Było ich wiele, by nauczyć się kochać upadłego anioła.
- Co zdarzyło się Anahitą? Czy twój wujek ją zabił?
- Nie, Anahita odeszła sama, zanim naprawdę upadła. Legenda
mówi, że ona poleciała do najdalszych północnych krańców ziemi, gdzie
zakopała się pod wiecznym lodem i śniegiem. Jest zamarznięta na wieki,
bezpieczna i wolna od tego świata, a świat jest bezpieczny i wolny od niej.
- To jest smutne. Być może ona po prostu nie mogła sobie poradzić.
Być może ona pamiętała, kim była. - Hunter położył się na plecach w
trawie obok Rexa; ich ręce łagodnie połączyły się. - Być może
potrzebowała miłości albo pomocnej dłoni od innych.
Rex westchnÄ…Å‚.
- Nigdy jej nie spotykałem, ale mój wujek był trudnym człowiekiem.
Wymagającym i zimnym. Nie był zbytnio kochany przez swoje siostry.
Hunter nie pytał, ale Rex wiedział, że niewypowiedziane pytanie
zawisło między nimi.
- Mój wujek był żołnierzem. Ja opiekuję się lasami i ziemiami
uprawianymi rolniczo, on zajmował się polami bitew. Zabierając życie
łagodził umieranie, pomagając przejść poległym dalej do nowego życia.
Upiory również zbierają plony na polach bitew. Wujek wdał się w
sprzeczkę z jednym z tych, który pożerał duszę umierającego żołnierza. W
tamtej szczególnej kłótni wujek Dyffyd nie zwyciężył. Zginął pod
Waterloo.
- Nie tak dawno temu, faktycznie. Trochę więcej niż półwiecze. A
twoja matka?
Rex uśmiechnął się ze smutkiem.
- Ona mogła zmieniać swój kształt. Jej ulubionym kształtem był
ptak. Odleciała któregoś ranka i nigdy więcej nie wróciła.
- Przykro mi.
- My wszyscy powinniśmy umierać, robiąc to, co kochamy robić. -
Rex z wolna przysunął się bliżej i oparł swoją głowę na ramieniu Huntera.
Dziwne, że mogli z taką łatwością dawać i przynosić sobie ulgę.
- Dzieci upadłych istot ciemności... są zawsze złe?
- Demony. Naprawdę upadłych nazywamy Demonami. I z kilkoma
wyjątkami, uważam ich potomków za przerażających, a czasami nawet
wstrętnych. Wampiry stworzyły dość ucywilizowane kultury, ale każdy,
którego spotkałem, codzienne walczy, by pozostać dobrym. Są inne
stworzenia ciemności, ludzie, którzy zabijają bez żadnego widocznego
powodu albo są chorobliwie okrutni. Są stworzenia, które zmieniają
kształt oraz tacy, którzy skradają się przez świat snów. Niektórzy są
nieżyczliwi, niektórzy nie. Nie wiem, czy mój wujek był człowiekiem złym,
ale miał w sobie ciemność.
- Mówisz, że zło jest wyborem?
- Sądzę, że jest. Oczywiście nic nie jest czarno-białe. Nie wiem, co
wpłynęło na Anahitę albo co spowodowało jej upadek, ale ona poświęciła
się, by ochronić innych.
- Dla mnie to nie brzmi, jakby miała wielki wybór.
- Zrobiła to jednak. Postanowiła chronić innych kosztem własnego
życia. Nie musiała tego robić. Mogła poddać się ciemności w swoim
wnętrzu, ulec demonowi w swoim sercu.
Rex przetoczył się na swoją stronę i oparł obute nogi na kolanach
Huntera. Jego lekka erekcja nie była już tak lekka i jak zawsze, sama
obecność Huntera rozpalała go.
- Wyzwałeś mnie.
- Zrobiłem to?
Rex lekko przygryzł szyję Huntera, pociągając lekko skórę, ssąc ją
między zębami. On kochał, kiedy kolor krwi anioła podchodził tuż pod
powierzchnię jego skóry. Jego znak pozostanie godzinami na delikatnej
skórze anioła. Sięgając bez patrzenia w dół, Rex przesuwał swoją rękę
ponad wybrzuszeniem na przedzie spodni Huntera.
- Wyzwałeś mnie na lot. - Hunter chwycił wędrującą rękę Rexa i
trzymał ją ciasno zaciśniętą na jego penisie.
- Być może pózniej.
- Być może teraz. - Rex stoczył się na bok i skoczył na swoje stopy,
natychmiast wzbijając się w powietrze. Hunter mrugał zaskoczony,
patrząc, jak Rex uniósł się, jego skrzydła tworzyły złotą plamę.
- Jeśli możesz mnie złapać, możesz mnie pieprzyć. - Rex ze
śmiechem zniknął w górze, poruszając się błyskawicznie w kierunku
zalesionych wzgórz.
W tej chwili Hunter wiedział, że Rex przewyższał go o poziom.
Skoczył w powietrze, rozkładając swoje potężne skrzydła. Jego skrzydła
były przeznaczone do latania wysoko nad ziemią, wykorzystując prądy
powietrza. Nigdy wcześniej nie widział nikogo takiego jak Rex, w chwili,
kiedy unosił się nad nim jakby zawieszony w eterze. Rex już zniknął
między drzewami. Hunter wzleciał wysoko, szukając swojego łupu i naraz
spostrzegł złoty błysk skrzydeł Rexa. Zanurkował. Upierzone końce jego
własnych skrzydeł zahaczały o liście i gałęzie. Obrócił się między
drzewami i w końcu wzbił się ponownie wysoko w powietrze, gdzie mógł
uniknąć tych przeszkód. Rex ruszał się jak stworzenie urodzone do życia w
lesie oraz do latania na niebie, nurkując między drzewami i wirując wokół
nich. W jednej chwili leciał tuż nad ziemią, by za chwilę śmigać między
najwyższymi gałęziami najwyższych sosen. Hunter zanurkował i
zaatakował tylko po to, by zobaczyć swoje puste ramiona i szybko
próbując wyhamować, zanim uderzył w grunt. Wylądował twardo,
rozkładając się w miękkim, piaszczysto-iglastym brudzie poszycia.
Powyżej niego Rex miękko wylądował na grubej gałęzi, jego ogon owinął
się dookoła pnia drzewa.
- Zmęczony już? - Stanął w aroganckiej pozie, liście drzewa zaledwie
zadrżały od jego ruchu.
Hunter usiadł i badał odniesione stłuczenia, po czym stanął na nogi,
strzepując brud i liście ze swoich spodni. Bez ostrzeżenia skoczył w
powietrze, prosto na konar, na którym stał Rex. Ale Rexa już tam nie było i
konar niebezpiecznie poruszył się pod ciężarem Huntera. Hunter
zamachał rękami i wczepił się pazurami w korę pnia, próbując złapać
równowagę. Sidhe był już na przeciwległym drzewie, skacząc z gałęzi na
gałąz w zapierającym dech pokazie zręczności. Zręcznie prześlizgiwał się
między drzewami, wykorzystując swój ogon do utrzymywania równowagi i
jednocześnie, jako dodatkowej ręki. Hunter ponownie skoczył, ale jego
szerokie skrzydła były bezużyteczne w plątaninie liści i gałęzi. Rex
zachichotał i wzbił się w powietrze, tylko o cale mijając wyciągnięte ręce
Huntera. Anioł złapał niepewnie i przytrzymał gałąz nad swoją głową. Nie
wiedział, czy ma się śmiać, czy zacząć krzyczeć w gniewie. Skrzydła Rexa
niewyraznie zamajaczyły z boku i Hunter poczuł uderzenie ogona Sidhe,
trzaskającego w jego tyłek. Rex zaśmiał się głośno i ponownie zniknął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl