[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mówiła, że nie oczekuje ani nie potrzebuje jego miłości, ale leżąc wtulona w
niego, zrozumiała, że bardzo tego pragnie. Nie mniej niż tej rozwijającej się
w niej istotki.
- I wcale tego nie chcę - dodała bezbarwnym głosem.
Fatalnie. Nie tylko poszła z nim do łóżka, nie tylko zaszła z nim w
ciążę, zrobiła coś o wiele głupszego: pokochała go. Sławnego,
zapracowanego neurochirurga, który mieszka na drugiej półkuli i nie w
głowie mu romanse ani tym bardziej ojcostwo.
- Będziesz tu jeszcze przez kilka miesięcy, więc mamy czas się
zastanowić, jak to rozwiązać.
Ujęła go jej wspaniałomyślność. Chciałby jakoś jej pomóc, ale w tej
chwili miał w głowie kompletny zamęt. Do tej pory koncentrował się na
operacji rozdzielenia sióstr syjamskich. Ruchy, które teraz wyczuwał,
trzymając rękę na jej brzuchu, uprzytomniły mu ogrom wyzwania, które go
czeka. Był zdezorientowany.
101
RS
- Jesteś bardzo wyrozumiała.
Poczuła się jak oszustka. Gdyby Gabe wiedział, że się w nim
zakochała...
- Dużo się wydarzyło w ciągu kilku ostatnich miesięcy - zauważyła
sucho. - Oraz w ten weekend. Operacja, śmierć Bridie... - A także to, że cię
kocham.
Wtulona w niego nagle zdała sobie sprawę, kiedy to się stało. Tej
pierwszej nocy, gdy płakała w jego ramionach. Była wtedy bardzo
nieszczęśliwa, a on ujął ją nadzwyczajną delikatnością i wyczuciem.
- Gabe, to od ciebie zależy, jaką rolę odegrasz w życiu tego dziecka.
Nie jesteś pod żadną presją. Będziesz tu jeszcze przez kilka miesięcy, a
teraz, kiedy operację masz już za sobą, będziesz mógł spokojnie się nad tym
głębiej zastanowić.
Pocałował ją w ramię.
- Dziękuję. Dziękuję ci za wszystko. Za wyrozumiałość i za to, co
zrobiłaś dla Fisherów.
Uśmiechnęła się.
- Chciałabym poinformować rodzinę... jeżeli nie masz nic przeciwko
temu. Za kilka tygodni ciąży już nie da się ukryć.
- Skądże znowu - zapewnił ją, chociaż wcale nie był pewny, czy mu na
tym zależy.
Czy chce, by wiedziano, że to jego dziecko? Ale z drugiej strony, czy
ma prawo oczekiwać od niej milczenia?
- Zostaniesz? - zapytał.
Czuła, jak mocno zabiło jej wezbrane miłością serce. Powinna wyjść,
ale Gabe prosi, by została. Wtulona w niego, czując ruchy ich dziecka, nie
potrafiła oprzeć się tej pokusie.
102
RS
- Tak. - Tylko na kilka godzin.
Tym razem kochali się inaczej. Radośnie. Po czterdziesto
ośmiogodzinnym stresie właśnie tego było im trzeba. Zmiali się, żartowali,
nawzajem cieszyli się swoimi ciałami. Zasnęli godzinę pózniej, spełnieni,
kompletnie wyczerpani, z uśmiechem na wargach.
We wtorek, w drodze na swój oddział, Beth zajrzała do Brooke.
Uśmiechnęła się na wspomnienie reakcji jej rodziny, kiedy poprzedniego
wieczoru poinformowała ich, że będzie miała dziecko. Ich radość ją
uskrzydliła.
Scott Fisher, półleżąc w fotelu, trzymał na rękach małą Brooke nadal z
pokaznym opatrunkiem na głowie, gdy jego żona serdecznie witała się z
Beth.
- Tak mi przykro z powodu Bridie... - szepnęła Beth.
Pani Fisher uśmiechnęła się przez łzy.
- Zrobiliście wszystko, co w waszej mocy.
Beth przykucnęła przy fotelu, by przyjrzeć się dziewczynce. Pomimo
plątaniny różnych przewodów oraz twarzy w dużej mierze zasłoniętej
plastrem przytrzymującym rurki w nosie, zauważyła, że Brooke nie jest już
blada, a opuchlizna maleje.
- No proszę, sama oddychasz, dzielna mała. Wyciągnęła do Brooke
palec, który mała natychmiast chwyciła, obdarzając ją szerokim uśmiechem.
- Zdrowa jak rybka.
Niski uwodzicielski głos Gabe'a przyprawił ją o lekki dreszczyk.
- Dzień dobry, Gabe... - wykrztusiła, spoglądając przez ramię. - Co
sądzisz o naszej małej pacjentce?
- Jestem ostrożnie optymistyczny. Roześmiała się.
103
RS
- Słyszysz, skarbie? Pan doktor cię pochwalił. Gabe się roześmiał, a
wraz z nim rodzice Brooke.
Gdy dwadzieścia cztery godziny wcześniej całował Beth na
pożegnanie przed drzwiami hotelu, zdał sobie sprawę, jak bardzo za nią
tęsknił. Zniła mu się przez resztę nocy, chociaż zapamiętał tylko tyle, że
bujał ją na huśtawce i że oboje zanosili się śmiechem. Beth się
wyprostowała.
- Na mnie czas. Wpadnę pózniej - powiedziała, zwracając się do pani
Fisher.
- Zapraszamy.
Mijając Gabe'a, poczuła jego zapach. Miała ochotę wtulić twarz w jego
koszulę, więc czym prędzej na miękkich nogach opuściła pokój.
Kilka godzin pózniej siedziała w swoim pokoju wraz z Davidem,
skoncentrowana na ocenie jego pracy. Przejrzeli jego prace pisemne oraz
omówili poczynione postępy.
- Bardzo dobrze ci idzie - podsumowała. - Spędziłeś na oddziale dużo
wolnego czasu. Jak widzisz, wystawiłam ci najlepszą ocenę. Szkoda, że nie
ma oceny za podtrzymywanie mdlejących przełożonych - zażartowała. - Za
to też byś otrzymał najwyższą notę.
David uśmiechnął się niepewnie.
- Zrelaksuj się. To był żart. Powinieneś się roześmiać.
- Przepraszam - bąknął. Spojrzała mu w oczy.
- Jesteś jakiś nieswój. Wszystko w porządku? -Znowu ten wymuszony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]