[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na imię miał Ben i zawsze ładował baga\e.
Taką miał robotę, jak większość wyspiarzy, był bardzo przystępny, szczery i
skory do rozmowy.
Favaro pokazał mu zdjęcie.
Zauwa\yłeś tego człowieka?
No chyba.
On prosił właściciela samolotu, \eby go podrzucić na Key West.
SkÄ…d wiesz?
Stał zaraz obok mnie odparł Ben.
Czy on wyglądał na zaniepokojonego, nerwowego, spieszył się?
Pan te\ by tak wyglądał.
On mówił właścicielowi, \e dzwoniła jego \ona, bo dziecko chore.
I tamta dziewczyna mówi: "przykra sprawa, musimy mu pomóc".
No to wtedy ten właściciel zgodził się go zabrać do Key West.
Czy był ktoś jeszcze w pobli\u?
Ben pomyślał chwilę.
Tylko ten drugi, co pomagał ładować walizki wyjaśnił.
Chy ba zatrudniony przez właściciela.
A jak on wyglądał,.ten drugi baga\owy?
Nigdy go przedtem nie widziałem powiedział Ben.
Czar ny człowiek, ale nie z Sunshine.
W kolorowej koszuli i ciemnych okula rach.
Nie odzywał się.
Cessna potoczyła się pod barak lotniska.
Obaj mę\czyzni przesłonili oczy od kurzu.
Wysiadł człowiek średniej postury, w wygniecionym ubra niu, wyjął torbę i
neseser z komory baga\owej, odszedł parę kroków, pomachał pilotowi i ruszył w
stronÄ™ baraku.
Favaro stał zamyślony.
Julio Gomez nie opowiadał kłamstw.
Ale on nie miał \ony ani dziecka.
Strona 245
forsyth Fa szerz.txt
Musiał być zdesperowany, chciał koniecznie dostać się na samolot z powrotem do
Miami.
A bomba wcale nie była przeznaczona dla Klingera nabrał przekonania Favaro.
Celem miał być Gomez.
Podziękował Benowi i powędrował z powrotem do czekają cej na niego taksówki.
Kiedy wsiadał, odezwał się nad nim typowo an gielski głos:
Miałbym ogromną prośbę do pana.
Czy mogę się zabrać z panem do miasta?
Nie widać \adnej taksówki na postoju.
Był to pasa\er z cessny.
Jasne zgodził się Favaro.
Wsiadaj pan.
Dziękuję uprzejmie rzucił Anglik wkładając swoje rzeczy do baga\nika.
Podczas pięciominutowej jazdy do miasteczka zdą\ył się przed stawić.
344
Frank Dillon powiedział.
Eddie Favaro odparł Amerykanin.
Pan na ryby?
Niestety, niezbyt w tym gustujÄ™.
Przyjechałem na wakacje, za\yć nieco ciszy i spokoju.
Nie ma pan szans oświadczył Favaro.
Na Sunshine jest jed no wielkie zamieszanie.
Przybywa tłum detektywów z Londynu, a za nimi dziennikarze.
Zeszłej nocy ktoś zastrzelił gubernatora w jego ogrodzie.
Bo\e kochany zawołał Anglik.
Wydawał się prawdziwie zaszo kowany.
Favaro wysadził go na schodkach "Ouarter Decku", odprawił taksów kę i
przeszedł paręset metrów na piechotę, bocznymi uliczkami, do pen sjonatu pani
Macdonald.
Po drugiej stronie Parliament Square wysoki mę\czyzna przemawiał do milczącej
grupy obywateli, stojąc na odkrytej skrzyni cię\arówki.
Pan Livingstone we własnej osobie.
Favaro dosłyszał grzmiące echo jego przemowy: I mówię wam, bracia i siostry,
powin niście korzystać z bogactwa naszych wysp.
Warn nale\ą się ryby złowione w morzu i piękne domy nielicznych bogaczy
mieszkających na wzgórzu tak\e powinny nale\eć do was...
Tłum nie przejawiał entuzjazmu.
Obok cię\arówki stali ci sami dwaj potę\ni mę\czyzni, którzy zdzierali plakaty
Johnsona w hotelu "Ouarter Deck" podczas obiadu i rozlepiali własne.
Wśród tłumu mo\na było za uwa\yć kilku podobnych mę\czyzn, pilnujących okazji do
wznoszenia okrzyków aplauzu.
Nikt nie podchwycił ich okrzyków.
Favaro poszedł dalej.
Tym razem zastał panią Macdonald w domu.
Desmond Hannah wylądował za dwadzieścia szósta.
Robiło się ciem no.
Cztery inne awionetki zdą\yły w sam raz, by odlecieć z powrotem do Nassau przed
zapadnięciem zmroku.
Przywiozły właśnie ekipy z BBC, ITV, reportera "Sunday Timesa" na spółkę z
wysłannikiem "Sunday Telegraph" oraz Sabrinę Tennant wraz z zespołem z BSB,
czyli Brytyjskiej Telewizji Satelitarnej.
Hannah, Parker, Bannister oraz czterej policjanci bahamscy zostali
przywitani przez porucznika Haverstocka i inspektora Jonesa; pierwszy z nich
miał na sobie kremowy tropikalny garnitur, drugi zaś idealnie odprasowany
mundur.
W nadziei zarobienia paru dolarów pojawiły się te\ obie taksówki z Port
Plaisance i dwie niedu\e furgonetki.
Wszystkie znalazły chętnych.
Kiedy ju\ dopełniono formalności i kawalkada ruszyła w stronę ho telu
"Ouarter Deck", zdą\yły zapaść ciemności.
Hannah zarządził, \e nie
345 .
ma sensu rozpoczynanie śledztwa przy latarce, poprosił jednak o utrzy manie
warty przy Domu RzÄ…dowym przez noc, wobec czego inspektor!
Jones, zaszczycony współpracą z prawdziwym detektywem ze Scotland Yardu, wydał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]