[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na ziemi´, wyraênie wyko’czone podróÝà, i odpoczywa"y kami. Zaczà"em walczyç, by nie powróciç do nich, a one za-
przez ca"e eony czasu. Wyt"umaczy"y mi w j´zyku myÊli, Ýe cz´"y czuç si´ obco i stawa"y si´ z"e. KaÝde uderzenie serca
uciek"y przed czymÊ z przestworzy. Przylecia"y na planet´ przychodzi"o z ogromnym trudem. Znów zwróci"em si´ po
Ziemia, by si´ schroniç przed swoim wrogiem. pomoc do ludzi.
Potem pokaza"y mi, w jaki sposób stworzy"y Ýycie na NiewyobraÝalnym ostatnim wysi"kiem uda"o mi si´ jakoÊ
planecie, Ýeby móc ukryç si´ wÊród milionów innych, róÝ- wydusiç z siebie jedno s"owo: Lekarstwo! . Zobaczy"em,
norodnych istot. Przed moimi oczami rozegra" si´ spektakl jak Indianie zaczynajà si´ szybko krzàtaç, by sporzàdziç od-
tworzenia roÊlin i zwierzàt, ich podzia"u na gatunki, rozwo- trutk´ i wiedzia"em, Ýe nie zdàÝà jej zrobiç na czas. Potrze-
ju by"o to setki milionów lat aktywnego istnienia bowa"em opiekuna, który umia"by zwyci´Ýyç smoki i z ca-
a wszystko to dzia"o si´ na takà skal´, tak wyraziÊcie i Ýywo, "ych si" stara"em si´ przywo"aç jakàÊ pe"nà mocy istot´, by
Ýe nie sposób tego w ogóle opisaç. Dowiedzia"em si´, Ýe te ochroni"a mnie przed tymi strasznymi gadami. A jeden
podobne do smoków stworzenia znajdujà si´ teraz we- z nich stanà" w"aÊnie tuÝ przede mnà; dok"adnie w tym sa-
wnàtrz wszelkich form Ýycia, w"àczajàc w to cz"owieka. mym momencie Indianie si"à otworzyli mi usta i wlali w nie
(Teraz mog´ stwierdziç, Ýe by"y niemal jak DNA, choç odtrutk´. Smoki powoli wycofa"y si´ w g"´biny; "ódê z du-
w tamtym czasie, czyli w roku 1961, nic jeszcze o DNA nie szà i ska"y fiordu znikn´"y. Odetchnà"em z ulgà.
wiedzia"em). Powiedzia"y mi, Ýe to one sà prawdziwymi pa- Antidotum radykalnie polepszy"o mój stan, ale nie prze-
nami ludzkoÊci i ca"ej planety. ZaÊ my, ludzie, jesteÊmy je- szkodzi"o mi w ca"ej serii dodatkowych wizji, tym razem
dynie przechowujàcymi je pojemnikami i s"ugami. I w"a- bardziej powierzchownej natury. By"y nawet przyjemne i "a-
Ênie dlatego mogà do mnie przemawiaç z wn´trza mojego twe do zniesienia. Odby"em fantastyczne podróÝe do odle-
mózgu. g"ych krain, a nawet jednà pozaziemskà, po ca"ej Galaktyce;
Te wizje przeplata"y si´ wciàÝ z obrazem "odzi, która juÝ tworzy"em niesamowite budowle; kaza"em sardonicznie
niemal zako’czy"a proces pobierania na pok"ad mojej du- uÊmiechni´tym demonom wykonywaç moje polecenia i re-
szy. Teraz "ódê ze swojà ptasiog"owà za"ogà zacz´"a powoli alizowaç moje fantazje. Cz´sto stwierdza"em, Ýe Êmiej´ si´
odp"ywaç, zabierajàc ze sobà mojà Ýyciowà si"´. P"yn´"a w g"os z niedorzecznoÊci tych przygód.
w kierunku wielkiego fiordu otoczonego nagimi, ostrymi W ko’cu usnà"em.
ska"ami. Wiedzia"em, Ýe zosta"a mi zaledwie chwila Ýycia.
To dziwne, ale nie czu"em l´ku przed tymi ptasiog"owymi Kiedy si´ obudzi"em, przez pokryty palmowymi liÊçmi
ludêmi; jeÊli chcà, mogà zatrzymaç mojà dusz´, prosz´ bar- dach przeÊwitywa"y promienie s"o’ca. WciàÝ leÝa"em na
dzo. Jednak ba"em si´, Ýe w jakiÊ sposób moja dusza nie bambusowym podeÊcie i s"ysza"em normalne dêwi´ki po-
utrzyma si´ na poziomie wody, ale w nieznany mi, ale moÝ- ranka: rozmowy Indian, p"acz niemowlàt, pianie koguta. Ze
liwy sposób, zostanie wch"oni´ta przez te potworne stwory zdumieniem stwierdzi"em, Ýe jestem wypocz´ty i spokojny.
z g"´bi mojego mózgu. Kiedy tak leÝa"em, wpatrujàc si´ w pi´kne wzory plecionego
30 31
[ Pobierz całość w formacie PDF ]