[ Pobierz całość w formacie PDF ]

działa z widoczną ulgą.
Uśmiechnął się.
125
-To musi być miłe, mieć większą rodzinę - wes­
tchnęła z zazdrością.
- A czy twoja mama nie miała siostry w Laramie? -
spytał, pamiętając, co mu opowiadała o matce.
Podjeżdżali już prawie pod jego dom. Skinęła głową.
- Tak, ale jakiś czas temu straciłyśmy kontakt i od
dawna się nie odzywała,
Gdy zaparkowała i weszli do domu, zaprosił ją ru­
chem ręki do biura. Wziął kopertę, która przyszła dzień
wcześniej z biura Emerald Inc. w Wichita, i wyciągnął
z niej czek.
- Myślę, że to odpowiedź na nasze pytania, kto właś­
ciwie cię zatrudnia. - Wręczył jej czek. - Ale ponieważ
mnie nie będzie, a nie ma już bydła, którego trzeba do­
glądać, to daję ci wolny weekend.
Musnęła lekko jego dłoń, odbierając czek, i jego rękę
przeszedł prąd, dochodząc aż do piersi. Niewiele my­
śląc, zbliżył się i lekko objął ją w pasie.
- Cii, nie zmuszę cię do niczego, czego nie chcesz al­
bo nie możesz zrobić. - Delikatnie dotknął wargami jej
ust. - Chcę tylko, żebyś miała o czym myśleć, jak wy­
jadę.
Na szczęście Cheyenne przylgnęła do niego i odda­
ła pocałunek, równie spragniona jak on. Kiedy poczuł
jej delikatne ciało przyciśnięte do swojego od ramion
Zemsta czy pojednanie
- Ja też do niedawna nie wiedziałem.
126
Kathie
DeNosky
do kolan, krew zaczęła mu szybciej pulsować. Pragnął
ją mieć teraz i na zawsze. Ale złożył jej obietnicę i za
wszelką cenę musi udowodnić, że można mu zaufać.
Po konfrontacji z jej ojcem i rozmowie z nią w dro­
dze powrotnej z aukcji uznał, że nie tylko ona potrze­
buje trochę czasu, żeby przemyśleć niektóre sprawy.
W zeszłym tygodniu pracowicie badał wszystkie zaka­
marki swojej duszy i doszedł do kilku wniosków. Mógł
odziedziczyć różne geny po swoim ojcu playboyu, ale
na pewno nie był to gen „kochaj je, ale rzuć". Chociaż
bardzo walczył ze sobą, żeby znów się nie zakochać
w Cheyenne, musiał przyznać, że nie miał w tej materii
wielkiego wyboru.
Stała się jego obsesją, uzależnieniem, na które nie
było lekarstwa. Wyznał jej miłość trzynaście lat temu
i teraz już wiedział, dlaczego nie udało mu się utrzy­
mać żadnego innego związku. Jego serce należało za­
wsze do Cheyenne. I niezależnie od tego, czy ona sobie
zdawała z tego sprawę, czy nie, czuła to samo w stosun­
Przerwał pocałunek, patrząc w te cudne oczy koloru
wody morskiej.
- Kiedy mnie nie będzie, chciałbym, żebyś coś dla
mnie zrobiła.
- Co takiego?
Dotknął jednym palcem aksamitnego policzka.
Skan i przerobienie pona.
ku do niego.
Zemsta czy pojednanie
127
- Chciałbym, żebyś pomyślała o nas. Żebyś pomyśla­
ła o mnie i o tym, jak się ze mną czujesz. Kiedy wrócę,
porozmawiamy, kochanie.
Gdy szary świt zaczął przepędzać ciemność z jej
pokoju, Cheyenne leżała w łóżku, wpatrując się w su­
fit. Rozmyślała całą noc o tym, co Nick jej powiedział
wczoraj po południu, kiedy ją pocałował.
Czy nie zdawał sobie sprawy, że od czasu, gdy go
spotkała przy naprawie płotu trzy tygodnie temu, my­
ślała tylko o nim? I czy nie zauważał, że gdy ją całował,
nie liczyło się nic, tylko to, że była w jego ramionach?
I że zatracała się, gdy się kochali?
Zacisnęła powieki, żeby powstrzymać napływające
łzy. Kochała go. Nigdy nie przestała go kochać. Ale on
jasno dał do zrozumienia, że nie chce jej miłości i nie
ma zamiaru jej odwzajemniać. A nawet jeśli ją kochał,
nie była pewna, czy może mu ufać.
Tyle jej naopowiadał o jej ojcu, że nie wiedziała, w co
wierzyć. A jednak, chociaż bardzo chciała zapomnieć
o tych oskarżeniach, nie mogła.
W tamtych czasach jej ojciec był sędzią hrabstwa
i miał dużą władzę, a nie znosił rodziny Nicka. I cho­
ciaż jej okazywał wyłącznie miłość i czułość, wiedzia­
ła, że nie dla wszystkich był taki. Miał opinię człowieka
bardzo zasadniczego i nietolerancyjnego. Z pewnością
128
Kathie DeNosky [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl