[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dwóch nazwisk.
- Szanuję taką troskę o rodzinę, Harry. Tak samo będę dbał
o swoją... - Urwał i spuścił wzrok, myśląc naturalnie o dziecku, które nie
zdążyło się urodzić. Middleton lekko ścisnął jego ramię.
- Wuj znał pana jako muzykologa, uno professore - powiedziała Felicja. - Ale
jest pan kimś więcej, prawda?
- Tak. Właściwie byłem. Pracowałem dla wojska i rządu. Potem prowadziłem
swoją grupę i tropiłem zbrodniarzy wojennych.
- Takich jak ten człowiek, który zabił wuja? - Tak.
- Powiedział pan byłem". Co się stało?
- Grupa się rozpadła.
- Dlaczego? - spytał Perez.
Middleton postanowił opowiedzieć im tę historię.
- To się zdarzyło w Afryce. Nasza czwórka wytropiła pewnego watażkę w
Darfurze. Kradł miejscowym leki dla chorych na AIDS
i sprzedawał dzieci jako żołnierzy. Zorganizowaliśmy akcję specjalną,
zwabiliśmy go na wody międzynarodowe i zamierzaliśmy odstawić do Hagi
na proces. Potem nasi główni świadkowie w jego sprawie, rzekomo
przypadkowo, zginęli w pożarze. Ktoś zamknął na klucz
drzwi i spalił dom, w którym ich ukrywaliśmy. Większość była tam z
rodzinami. Zginęło dwadzieścioro dzieci. Bez świadków me było procesu.
Musieliśmy go wypuścić. Chciałem wrócić do Darturu i oskarżyć go o
podpalenie, ale Val - Valentin Brocco - stracił panowanie nad sobą. Usłyszał,
jak drań szydził z nas i mówił, jak to nas wystrychnął na dudka. Val strzelił
mu w głowę. Po tym zdarzeniu nie mogłem już dłużej działać. Rozwiązałem
grupę. Trzeba przestrzegać zasad. Kiedy je złamiesz, wygrywa druga strona.
Stajemy siÄ™ wtedy tacy sami jak oni.
- Chyba bardzo to pana dręczyło - zauważyła Felicja.
- To byli moi przyjaciele. Było ciężko.
Jedna osoba była kimś więcej niż tylko przyjacielem. Ale tę część historii
Middleton zachował dla siebie.
Odezwała się jego komórka. Middleton spojrzał na ekran i odczytał długi
esemes.
- O wilku mowa... To Lespasse i Nora - wyjaśnił. - Ciekawe... Rozmawiali z
jednym z naszych dawnych kontaktów. Dowiedział się, że do fabryki w
Baltimore przywieziono wczoraj maszyny, które mogą służyć do budowy
systemu transportu broni chemicznej. - Spojrzał
na nich. - Mam adres. Chyba pojadę to sprawdzić. - Zwracając się do zię-cia,
dodał: - Zabierz Felicję do jakiegoś bezpiecznego miejsca i... Perez pokręcił
głową.
- JadÄ™ z tobÄ….
- To nie twoja wojna, Jack.
- To są terroryści. Wszyscy walczą w tej wojnie. Jadę z tobą.
- JesteÅ› pewien?
- Nigdzie beze mnie nie pojedziesz.
Middleton serdecznie skinął mu głową. Potem dyskretnie wyciągnął zza
paska służbowego glocka i trzymając broń pod stołem, sprawdził amunicję.
- Mam za mało. Pokaż mi swoją berettę. Perez niepostrzeżenie podał mu
pistolet. Middleton zajrzał do magazynka.
- Masz dwanaście plus jeden w komorze. Pożyczę sobie ze trzy albo cztery.
- Och, nie musisz mi ich zwracać - odrzekł z ponurą miną zięć. Po chwili się
uśmiechnął. - Oddaj je lepiej Faustowi.
Middleton zaśmiał się.
Wyszli z restauracji i odprowadzili FelicjÄ™ do hotelu przy tej samej ulicy.
Middleton dał jej trochę pieniędzy i polecił czekać w pokoju, dopóki nie
zadzwoniÄ….
- Też chcę jechać - zaprotestowała.
- Nie, Felicjo.
- Przez tego człowieka zginał mój wuj. Uśmiechnął się do niej.
- To nie twoja profesja Zostaw to fachowcom. Niechętnie skinęła głową i
ruszyła do holu.
Middleton wsiadł za kierownicę samochodu Pereza i ruszyli, jadąc coraz
bardziej wyboistymi ulicami, na których spod zdartego asfaltu przebijał bruk.
- Maszyny przywieziono na West Ellicott Street 438 - powiedział. - Jakąś milę
stąd. - Middleton rzucił okiem w prawo. Perez z uśmiechem pokręcił głową.
Jego teść spojrzał na niego zdziwiony. - Co?
- Zabawny jesteÅ›. Ty i twoi przyjaciele.
- Kto? Lespasse i Nora?
- Tak.
- Dlaczego?
W jego głosie zabrzmiała wyrazna nuta sarkazmu.
- Podobno byliście tak cholernie dobrzy w tej robocie. A teraz daliście się
nabrać na lipny trop.
- Co ty wygadujesz?
Beretta pojawiła się błyskawicznie. Middleton wzdrygnął się, czując na szyi
dotyk lufy. Zięć zabrał mu glocka i razem z komórką cisnął na tył samochodu.
Potem odpiął teściowi pas bezpieczeństwa, lecz sam pozostał przypięty.
- Co się dzieje? - wykrztusił Middleton.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]