[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jakby wkładała do kieszeni znalezione banknoty. ko tyle?
Chciałbym wykorzystać wyniki pracy z pani córką. Oczywi anonimowo.
Zamierzam opublikować w American Journal of Psychol artykuł opisujący moje
badania. Poza tym piszę książkę, która pomoże uczycielom lepiej rozwiązywać
problemy z nauczaniem opóznionych ci.
No, nie wiem...
Mam nadzieję, że pani przemyśli moją propozycję. Z kwestionari sza wynika,
że Sarah ma duże możliwości.
Czy wcześniej pracował pan z uczniami takimi jak Sarah? s tała Dianę.
Z setkami. W większości przypadków udaje się zmniejszyć opózni nie w
umiejętności czytania o pięćdziesiąt procent. Czasami nawet wię
Jakie techniki pan stosuje?
Ocenianie, nadzór, techniki behawioralne. Nic rewolucyjnego. 7 nych
tabletek, leczenia...
Sarah zle znosi leki. Miała problemy po ritalinie.
Niczego takiego nie stosujÄ™.
No cóż westchnęła Dianę porozmawiam o tym z mężem.
Czekam na informację od pani. Myślę, że ja i Sarah będziemy m gli sobie
nawzajem pomóc...
Siedem dni do półksiężyca. Wiesz, gdzie masz swoją broń?
T.T. Ebbans wszedł do biura szeryfa New Lebanon, spojrzał na na i spytał: Kto
to powiesił?
Jim Slocum oderwał wzrok od Dziennika i odparł: Ja.
Mógłbyś to zdjąć?
Pewnie. Ale pomyślałem, że przyda się takie przypomnienie. P niesie
morale.
Ebbans usiadł przy biurku. Leżało na nim piętnaście listów od lu którzy
twierdzili, że wiedzą, kim jest morderca, bo im się przyśniło (ośmi ro z nich),
mieli wizjÄ™ (czworo) lub skontaktowali siÄ™ podczas seansu s
jytystycznego z ofiarami (dwoje). Ostatni list przesÅ‚aÅ‚ mężczyzna utrzy¬mujÄ…cy,
że w poprzednim życiu był Kubą Rozpruwaczem, którego duch zmaterializował się na
osiedlu pod Higgins. Było też dwadzieścia dziewięć telefonów dotyczących
śledztwa. Ebbans próbował na nie odpowiedzieć, gje w dwóch pierwszych
przypadkach telefony byÅ‚y rozÅ‚Ä…czone, a gdy wy¬krÄ™ciÅ‚ trzeci numer, usÅ‚yszaÅ‚
nagrany głos mężczyzny opowiadającego, jak bardzo lubi obciąganie. Ebbans
odłożył słuchawkę i kazał Slocumowi sprawdzić pozostałe wiadomości.
Informacja Corde'a o nożu ucieszyÅ‚a go, jak i przygnÄ™biÅ‚a. Rozradowa¬Å‚a, bo byÅ‚a
to solidna wskazówka. Jak każdy policjant wolał jeden mocny dowód niż dziesiątki
wyrafinowanych spekulacji opartych na przypuszcze¬niach. Natomiast przygnÄ™biÅ‚a,
bo oznaczała, że kierunek śledztwa, który odziedziczył, prowadzi w ślepą
uliczkÄ™. Ostrzeżenie Corde'a o trudnej sy¬tuacji startowej, które poczÄ…tkowo
zlekceważył, wróciło teraz do niego. Ribbon nie był zadowolony z dzisiejszego
artykuÅ‚u w Dzienniku. Kulto¬wa" broÅ„ okazaÅ‚a siÄ™ filmowÄ… zabawkÄ…. Szeryf
stwierdziÅ‚ chÅ‚odno: Chy¬ba twoi chÅ‚opcy powinni to sprawdzić na poczÄ…tku. Moi
chłopcy.
Ebbans wróciÅ‚ do sterty raportów o zwolnionych pacjentach ze szpita¬la
psychiatrycznego w Higgins. Dziesięć minut pózniej drzwi otworzyły się
gwałtownie i niepewnie stanął w nich mężczyzna w niebieskich dżinsach i roboczej
koszuli. Ebbans zmarszczyÅ‚ czoÅ‚o, próbujÄ…c go sobie przypo¬mnieć.
Ten w czerwonym kapeluszu, teraz bez kapelusza.
Detektywie?
Proszę wejść.
Pomyślałem, że przyda się wam ta informacja rzekł. Pytał pan o tych
chÅ‚opaków, których widziaÅ‚em wtedy wieczorem, kiedy zamor¬dowano tÄ™ dziewczynÄ™.
Nad jeziorem. Jak teraz odjeżdżaÅ‚em stamtÄ…d, zja¬wi! siÄ™ jeden z nich. MiaÅ‚ przy
sobie sprzęt wędkarski, ale nie łowił, tylko chodził w kółko i się rozglądał.
Może to Księżycowy Zabójca?
Ebbans wstał i spytał: Jest tam jeszcze?
Był, jak odjeżdżałem.
Miller, chodz, zrobimy sobie wycieczkÄ™.
W
,fl?cjaki jest powód?
Dlaczego ten gość jest twoim przyjacielem?
Jano nie miał żadnej odpowiedzi. Philip to dziwoląg. Był gruby i miał Paskudną
skórę nie chodzi o pryszcze, te mieli wszyscy, nawet Steve
Snelling, któremu nie oparła się żadna dziewczyna. To było coś więcej ni brud,
za jego uchem skóra zawsze była szara. Rzadko miał czyste ub nie. Zmierdział. I
nie uprawiał żadnych sportów. Nie był w stanie zagr w softball, a co dopiero
mówić o gimnastyce. Jano przypomniał sobie, j jego przyjaciel naprężył się, by
unieść się na poręczach. Wygięły się i o nie pękły pod jego ciężarem. Dlaczego
byli przyjaciółmi?
Tego popołudnia Jano krążył wokół jeziora Blackfoot, miał przy so szare
łuszczące się pudełko na sprzęt, wędkę i kołowrotek. Szukając śl dów, usiłował
nie myśleć o tym strasznym wieczorze 20 kwietnia. Czuł si zle. Nie był
przygnębiony, ale przestraszony, niemal spanikowany. Wyd wało mu się, że jakiś
wojownik Hononów, ubrany w niewidzialną pele nę, z krzykiem podbiega do niego od
tyłu, przygotowuje się do skoku, b" żej, coraz bliżej, by posiekać go na
kawałki. Serce Jano biło jak oszalał ogrzewało pompowaną krew. Czuł, że
przerażenie oblewa go niczym go ca woda. Niczym sperma.
Wyobraził sobie leżącą w błocie dziewczynę. Miała zaciśnięte pal u rąk, otwarte
usta, gołe stopy z długimi palcami...
Nie, nie, nie! To nie aktorka grajÄ…ca w filmie, nadnaturalnej wielko na ekranie
kina w centrum handlowym. Jest dokładnie tym, kim jest ładna, mocno zbudowana,
pachnąca miętą, do tego trawą i kwiatami. Ni porusza się. Nie oddycha. Nie żyje.
Jano wzdrygnął się, czując, że okrążają go oddziały Hononów. S strzegł, że
patrzy na pogniecione i zabłocone niebieskie kwiaty u jego stóp. Pomyślał o
Philipie topiÄ…cym tÄ™ drugÄ… dziewczynÄ™, przytrzymujÄ…cym j Co on, Jano, zamierza
teraz zrobić? Z kim mógłby porozmawiać? Z nikim.. Panika się wzmogła i
rozpaczliwie wciągnął powietrze do płuc.
W końcu się uspokoił.
Dlaczego on jest twoim przyjacielem?
No cóż, on i Phathar dużo rozmawiali o science fiction. O filma I o
dziewczynach. Jak na gościa, który się nigdy nie umówił na randkę, Philip był
ekspertem od seksu. Chodzącą encyklopedią terminów, które powinien znać każdy
piętnastolatek. Powiedział Jano, jak zaspokajają sl* geje i jak można poznać, że
dziewczyna jest dziewicą, obserwując sposób, w jaki się pochyla, żeby zawiązać
sznurowadła.
Jednak Jano uznał, że najbardziej łączy ich nienawiść do ojców. Pna' thar bał
się swojego, bo jego stary to kompletny świr. (Kiedyś w
Halloweeo
ojciec Philipa wyszedł na podwórze i podkradł się z tyłu do dzieci zbiera jących
słodycze. W rękach trzymał krowie jelita. Po prostu stał i gapn*
Da przerażone dzieciaki.) Ale ojciec Jano byÅ‚ jeszcze gorszy. ByÅ‚ jak wojow¬nik
Hononów ukrywający się pod peleryną, krążący po domu, jakby Jano # ogóle nie
istniał. Przemyka zwykle obok, patrzy dziwnym wzrokiem na syna, potem znika.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]