[ Pobierz całość w formacie PDF ]
218 JACQUELINE BAIRD
Będę sobie wyobrażać sobie, że jestem na tropikal
nej wyspie.
- Powinnaś nosić spódniczkę z trawy. Zrealizu
jemy to w wolnej chwili. Niestety dzisiaj nie mogÄ™
pójść z tobą. Prowadzę dużą firmę i ode mnie zależy
byt tysięcy ludzi.
- Wiem. Ale nie samą pracą człowiek żyje.
Na widok groznej zmarszczki między jego
brwiami, jej uśmiech przygasł.
- Tylko żartowałam.
Nie uśmiechnął się, głównie dlatego, że jej sło
wom nie brakowało słuszności. Natychmiast za
uważył cień rezerwy w jej oczach i zrobiło mu się
przykro. Ofiarowała mu siebie całą, on dawał jej
w zamian zbyt mało.
- Wiem, cara - pośpieszył z zapewnieniem.
W ciągu spędzonych razem dni Charlotte nie
raz zdołała go zadziwić. Mógł policzyć na pal
cach jednej ręki kobiety, których towarzystwo był
w stanie znieść dłużej niż przez weekend. Z ko
bietami lubił pijać wino, jadać kolacje i uprawiać
seks, ale sypiać wolał samotnie. Charlotte była
wyjÄ…tkiem i chyba najmniej wymagajÄ…cÄ… kobietÄ…,
jaką kiedykolwiek spotkał. Nie miała nic wspól
nego z cechami, które przypisał jej, jeszcze jej
nie znając. Nie była ani zachłanna, ani samolub
na. Nie wydał na nią ani centa i uświadomił sobie
z przykrością, że przez cały tydzień nigdzie jej
nie zabrał.
CÓRKA ARTYSTY 219
Nie należał do mężczyzn, którzy się tłumaczą,
ale Charlotte zasługiwała na wyjaśnienia.
- Ostatnie trzy miesiÄ…ce przed spotkaniem cie
bie spędziłem we Włoszech, z rodzicami. Wyjazd
do Londynu był pierwszym z wielu zaległych,
a w ciągu najbliższych miesięcy powinienem jesz
cze pojechać do Stanów i krajów nad Pacyfikiem.
Dlatego ciągle jestem taki zajęty. Ale wszystko się
zmieni.
Uśmiechnął się i dotknął jej brody długim, smuk
Å‚ym palcem.
- Wróć dziś wcześnie. Idziemy do teatru, na
siódmą trzydzieści. A jutro będę całkowicie do
twojej dyspozycji. Możesz mnie zabrać, dokąd ze
chcesz.
Była spózniona. Dochodziła siódma, a przecież
tak się cieszyła na tę wyprawę do teatru. Bez tchu
wybiegła z windy i stanęła na progu apartamentu.
- Gdzie byłaś? Za pół godziny musimy być
w teatrze. - Jake stał na środku pokoju, nienaganny
w ciemnym, wizytowym ubraniu, z twarzÄ… jak
chmura gradowa.
- Wiem, wiem -jęknęła. - Utknęłam w metrze.
- W metrze?!
- Już dobrze. Będę gotowa za kwadrans.
- Nic nie jest dobrze! Jak możesz robić takie
rzeczy! Metro jest niebezpieczne dla samotnych
kobiet! - wyrzucił z siebie wściekle.
220 JACQUELINE BAIRD
- Och, zejdz na ziemię. Jest całkowicie bez
pieczne. Jezdziłam nim przez cały tydzień i jakoś
żyję.
- Cały tydzień! - powtórzył ze zgrozą. - Nigdy
więcej. Od jutra będziesz miała do dyspozycji sa
mochód z kierowcą.
- Nie miałam pojęcia, że ci na tym zależy - za
żartowała.
Jego dłoń opadła z jej ramienia.
- ZachowujÄ™ siÄ™ tak samo w stosunku do wszyst
kich osób, za które jestem odpowiedzialny. A teraz
pospiesz się, bo się spóznimy.
Sięgnęła do przepastnej torby i wyciągnęła pude
Å‚eczko.
- To dla ciebie. Znalazłam to w sklepie z pa
miątkami na Kew Garden. Od razu pomyślałam
o tobie. - Położyła mu je na dłoni i zdążyła jeszcze
zobaczyć wyraz zaskoczenia na jego twarzy, zanim
pobiegła do łazienki.
Jake wpatrywał się w pudełeczko, jakby miało
eksplodować. W końcu otworzył je powoli. W środ
ku leżała przepiękna szklana kula. Misterny wzór
w egzotyczne kwiaty od razu go zachwycił. Nie
pamiętał, kiedy ostatnio dostał prezent tak po pros
tu, bez okazji.
Charlotte nie było zaledwie kilka minut. Szybko
wyciągnęła z szafy sukienkę, którą kupiła w ponie
działek. W sklepie wyglądała fantastycznie, teraz
jednak wydała jej się zbyt odważna i nie była
CÓRKA ARTYSTY
221
pewna, czy zyska aprobatę Jake'a. Włożyła ją jed
nak, chwyciła szal i torebkę.
Stał tam, gdzie go zostawiła, i obracał w dłoniach
swój prezent. Kiedy się do niej odwrócił, miał
podejrzanie błyszczące oczy.
- Podoba ci się - ucieszyła się, ale jego reakcja
była dość osobliwa.
Odłożył przycisk na stolik i ruszył w jej stronę.
Położył dłonie na jej ramionach.
- Dziękuję ci za prezent, Charlotte. Będzie dla
mnie cennÄ… pamiÄ…tkÄ….
Bardzo delikatnie przyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… do siebie i poca
łował.
Ten pocałunek był zupełnie inny niż dotych
czasowe. Delikatny i czuły.
- Jesteśmy spóznieni. - Okrył jej ramiona sza
lem. - WyglÄ…dasz fantastycznie, wprost zniewalajÄ…
co. -W jego oczach zamigotało rozbawienie i jesz
cze coś, gdy dodał: - Bardzo niebezpieczna sukien
ka, a ty jesteÅ› niebezpiecznÄ… kobietÄ…. Dlatego nie
zamierzam spuścić cię dziś z oka.
Nie zdążyli na pierwszy akt, ale pozwolono im
wejść na widownię przed drugim. W przerwie wypi
li szampana.
- No więc - zapytał - co o tym sądzisz?
Mrugnęła do niego.
- Chyba nie zrobiłoby żadnej różnicy, gdybyś
my obejrzeli pierwszy akt. Ta sztuka jest całkowicie
niezrozumiała.
222 JACQUELINE BAIRD
Odrzuciła w tył głowę i roześmiał się głośno.
- Oto brutalna szczerość - stwierdził. - Ale sam
nie ujÄ…Å‚bym tego lepiej. Chodzmy stÄ…d i poszukajmy
czegoÅ› do jedzenia.
Następnego ranka to Charlotte wstała pierwsza.
Wzięła prysznic i ubrała się w kolejny nowy naby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]