[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mogę sobie pospacerować tam, na górze? - zapytałam, głęboko
zdumiona.
- Jest mnóstwo rzeczy - powiedział Paul, nadal uśmiechając
się leniwie - które potrafiłabyś zrobić, a których jeszcze nie
35
odkryłaś, Suze. Rzeczy, o których ci się nie śniło. Rzeczy, które
mogę ci pokazać.
Nie dałam się oszukać aksamitnemu tonowi jego głosu. Paul
posiadał czar i wdzięk, ale bywał też śmiertelnie niebezpieczny.
- Tak - powiedziałam, modląc się, żeby się nie domyślił, jak
szaleńczo bije moje serce pod różowym jedwabiem. - Wcale
w to nie wÄ…tpiÄ™.
- Mówię poważnie, Suze. Ojciec Dominik to wspaniały
człowiek. Nie przeczę. Ale on jest tylko pośrednikiem. Ty jesteś
czymś więcej.
- Rozumiem. - WyprostowaÅ‚am siÄ™ i ruszyÅ‚am w dalszÄ… dro­
gę. W końcu dotarliśmy na grzbiet wzgórza i znalazłam się
w cieniu ogromnych sosen rosnÄ…cych szpalerem po obu stro­
nach. Ulga, że wydostaÅ‚am siÄ™ z żaru, byÅ‚a ogromna. %7Å‚aÅ‚owa­
łam tylko, że równie łatwo nie mogę się uwolnić od Paula. -
Więc całe życie ludzie mówią mi, że jestem tym a tym, a ni stąd,
ni zowąd zjawiasz się ty, twierdzisz, że jestem kimś zupełnie
innym, i ja mam ci uwierzyć?
- Tak - odparł Paul.
- Bo jesteÅ› osobÄ…, której można zaufać z zamkniÄ™tymi ocza­
mi - zakpiÅ‚am. Mój gÅ‚os brzmiaÅ‚ dużo pewniej, niż siÄ™ napraw­
dę czułam.
- Bo jestem wszystkim, co masz - sprostował.
- Cóż, to chyba nie jest tak strasznie dużo? - Spojrzałam na
niego ze złością. - Pozwolę sobie przypomnieć, że przy naszym
ostatnim spotkaniu zostawiłeś mnie zagubioną w piekle!
- To nie było piekło - oświadczył Paul, przewracając oczami,
co należaÅ‚o do jego specjalnoÅ›ci. - Poza tym w koÅ„cu byÅ› stam­
tąd wyszła.
- A co z Jesse'em? - zapytałam. Serce biło mi mocniej niż
przedtem, ponieważ to wÅ‚aÅ›nie byÅ‚o w tym wszystkim najważ­
niejsze, nie to, co zrobił czy też próbował zrobić ze mną, ale to,
36
co zrobił Jesse'owi... i co, jak się obawiałam, będzie próbował
powtórzyć.
- Powiedziałem, że mi przykro z tego powodu. - W głosie
Paula brzmiaÅ‚a irytacja. - Poza tym, wszystko dobrze siÄ™ skoÅ„­
czyło, prawda? Jest tak, jak ci mówiłem, Suze. Posiadasz dużo
wiÄ™kszÄ… moc, niż zdajesz sobie z tego sprawÄ™. Potrzebujesz tyl­
ko kogoÅ›, kto ci pokaże twój prawdziwy potencjaÅ‚. Potrzebu­
jesz nauczyciela - prawdziwego nauczyciela, a nie sześćdziesiÄ™­
cioletniego księdza, który sądzi, że ojciec Junipero jakiś tam to
początek i koniec świata.
- Jasne. A ty zapewne uważasz, że jesteÅ› wÅ‚aÅ›nie tym face­
tem, który odegra rolę pana Miyagi dla mnie, czyli Karate Kida.
- CoÅ› w tym rodzaju.
Mijaliśmy zakręt przed ulicą Sosnowe Wzgórze 99, gdzie mój
dom górowaÅ‚ nad DolinÄ… Carmelu. Z mojego pokoju, na fron­
cie domu, rozciÄ…gaÅ‚ siÄ™ widok na ocean. W nocy napÅ‚ywaÅ‚a stam­
tąd mgła. Można było niemal zobaczyć, jak kładzie swoje wa-
ciane macki na parapecie, kiedy zapomniałam zamknąć okna.
To byÅ‚ Å‚adny dom, jeden z najstarszych w Carmelu, dawny za­
jazd z lat pięćdziesiątych XIX wieku. Nawet nie mówiono
o nim, że jest nawiedzony.
- No, to jak, Suze? - Paul przerzucił niedbale ramię przez
oparcie pustego fotela obok siebie. - Kolacja dziÅ› wieczorem?
Zapraszam ciÄ™. Opowiem ci takie rzeczy o tobie samej, o tym,
kim jesteÅ›, jakich nie wie nikt inny na tej planecie.
- DziÄ™ki - powiedziaÅ‚am, wchodzÄ…c z ulicy na usÅ‚ane sosno­
wymi igłami podwórko i czując przy tym niewysłowioną ulgę.
Czemu tu się dziwić? Przeżyłam spotkanie z Paulem Slaterem,
nie przenoszÄ…c siÄ™ w inny wymiar egzystencji. To spory sukces.
- Ale nie, dziękuję. Do zobaczenia jutro w szkole.
Potem, brodzÄ…c w gÄ™stym kobiercu igieÅ‚, dotarÅ‚am do pod­
jazdu, podczas gdy Paul wołał za moimi plecami:
37
- Suze! Suze, poczekaj!
Nie poczekałam. Ruszyłam podjazdem prosto do ganku,
wspięłam się po schodkach, otworzyłam drzwi i weszłam do
środka.
Nie obejrzałam się za siebie. Nie obejrzałam się ani razu.
- Jestem w domu - zawołałam na wypadek, gdyby na dole
byÅ‚ ktoÅ› szczególnie tym faktem zainteresowany. ByÅ‚. Znala­
złam się w ogniu pytań ojczyma, który gotował obiad i chciał
wiedzieć wszystko o tym,  co u mnie słychać". Po udzieleniu
odpowiedzi i wyniesieniu z kuchni racji żywnoÅ›ciowej w po­
staci jabÅ‚ka i niskokalorycznej sody wdrapaÅ‚am siÄ™ na drugie piÄ™­
tro i otworzyłam drzwi swojego pokoju.
Na parapecie siedział duch. Podniósł głowę, kiedy weszłam.
- Cześć - powiedział Jesse.
4
ie powiedziałam Jesse'owi o Paulu.
N
Pewnie powinnam. ByÅ‚o mnóstwo rzeczy, które praw­
dopodobnie powinnam była powiedzieć Jesse'owi, tylko jakoś
się jeszcze do tego nie zabrałam.
WiedziaÅ‚am, co by z tego wynikÅ‚o: Jesse zaczÄ…Å‚by szukać za­
czepki, a to by się skończyło tak, że ktoś zostałby ponownie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl