[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozluznił krawat, odwrócony tyłem, jakby zapomniał o jej istnieniu.
Najchętniej zarzuciłaby mu ręce na szyję z kokieteryjnym uśmiechem i zaprowa-
dziła go do sypialni. Ponieważ nie wiedziała, czy wypada, stała onieśmielona na środku
pokoju, bezradnie szukając sposobu nawiązania kontaktu. W końcu podziękowała za ko-
lacjÄ™.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł, nie odwracając głowy od okna z wi-
dokiem na Knightsbridge.
Patrzył w nieskończoność na ciemny budynek naprzeciwko, choć nie dostarczał
żadnych fascynujących wrażeń. Wreszcie pojęła, że chciałby zostać sam. Najwyrazniej
nie potrzebował jej towarzystwa. Powiedziała sobie, że tym lepiej dla niej. Jeszcze nie
odespała zarwanej nocy.
- Chyba pójdę się położyć. Jestem trochę zmęczona - powiedziała w końcu.
Dopiero gdy chwyciła za klamkę sypialni, usłyszała cichutkie:
- Dobranoc, Ellery.
Larenz został przy oknie. Słyszał, jak Ellery zrzuca eleganckie buciki. Nie paso-
wały do brzydkiej sukienki, jak składniki jej osobowości do siebie nawzajem. Widział w
niej wiele sprzeczności. Piękna i niepewna siebie, zalękniona i zapalczywa, dzielna i
nieśmiała, intrygowała go jak żadna inna, co go szalenie niepokoiło.
Zawsze dotąd zachowywał wobec kochanek emocjonalny dystans. Nie zadawał
pytań, nie próbował ich poznać. Wolał nie ryzykować, że ktoś go zrani.
R
L
T
Wciąż pamiętał zbolałe spojrzenie matki, gdy pytał o ojca. Cierpiał razem z nią.
Nie zapomniał też obojętnej miny ojca podczas jednego, jedynego spotkania, kiedy po-
stanowił go poznać. Usłyszał wtedy tylko kilka słów, które prześladowały go przez resztę
życia:
- Przykro mi. Nie znam ciÄ™. %7Å‚egnaj.
Zakląwszy pod nosem, wyszedł na taras w chłodną, wilgotną noc. Co go podkusiło,
żeby umyć Ellery głowę? Po co zadawał osobiste pytania? Nigdy wcześniej nie zgłębiał
życiorysów partnerek. Lecz jej sekrety z niewiadomych powodów zapragnął poznać. Z
przerażeniem stwierdził, że złamał żelazne zasady bezpieczeństwa, wszystkie po kolei.
Rano spodziewała się po nim, że pożegna się i odjedzie. On też. Już trzymał w ręku
kluczyki od samochodu. Czemu zmienił zamiar? Szczerze mówiąc, z oczywistych
względów. Jedna noc z nią nie wystarczyła. Pragnął więcej.
Nie widział w tym nic zdrożnego. Niejeden z jego romansów potrwał miesiąc, a
nawet trochę dłużej. Tyle że poprzednie kochanki nie wymagały niczego prócz fizycznej
przyjemności i materialnych dowodów zainteresowania w postaci błyskotek i innych
upominków, które rozdawał hojną ręką. Nigdy nie zadawały pytań, nie zmuszały do my-
ślenia, nie budziły wspomnień. Jakim cudem Ellery skruszyła jego barierę ochronną?
Czemu pozwolił, by te czyste fiołkowe oczy zajrzały mu w głąb duszy? Najgorsze, że
rozbudziła w nim potrzebę zwierzeń. Kusiło go, by wyrzucić z siebie cały ból upokorze-
nia czternastoletniego chłopca, którego własny ojciec brutalnie odprawił od progu jak
intruza. Nie opowiedział o tym nikomu, nawet matce.
Wątpił, czy Ellery zdaje sobie sprawę, jakie pragnienia w nim rozbudziła. Zbyt
niebezpieczne, by mógł je zaspokoić.
Zcisnął kurczowo żelazną poręcz balkonu i wystawił twarz na zimny powiew wia-
tru. Kątem oka dostrzegł, że z tyłu, w sypialni zgasło światło. Wyobraził sobie Ellery,
samotną i niepewną w zimnej pościeli. Najchętniej poszedłby do niej, porwał ją w ra-
miona i kochał do utraty tchu.
Przecież po to ją tu przywiózł, dla obopólnej przyjemności. Ale nie tylko. Usiłował
uciszyć wyrzuty sumienia, że tak beztrosko odebrał jej niewinność. Próbował jej wyna-
grodzić stratę, rozpieszczając przez tydzień.
R
L
T
Podejrzewał, że kilka dni wystarczy, żeby znudziło ją obcowanie z parweniuszem.
Ostatnia myśl niemal go przeraziła. Stłumiwszy lęk, ruszył w stronę sypialni tylko po to,
by przystanąć z ręką na klamce.
Z ciemnego wnętrza dobiegł go niepokojący dzwięk przypominający siąkanie no-
sem lub stłumione łkanie.
Zaklął po włosku i zawrócił spod drzwi. Nerwowo przemierzał salon, niemal żału-
jąc, że w ogóle poznał Ellery Dunant.
R
L
T
ROZDZIAA ÓSMY
Ellery obudziła się o drugiej w nocy, sama w ciemnym pokoju. Nie rozumiała,
dlaczego Larenz nie przyszedł spędzić z nią pierwszej nocy wspólnej wyprawy. Prze-
mknęło jej przez głowę, że poszedł spać do innego z rozlicznych pokoi apartamentu.
Czyżby już się nią znudził? Chyba jednak nie, skoro jej nie odprawił.
Co więc go powstrzymało? Przypomniała sobie, jak posmutniał, gdy spróbowała
go wypytać o przeszłość. Nie mogła wykluczyć, że jakieś posępne wspomnienia kazały
mu szukać samotności.
Oczywiście mogła się mylić, ale postanowiła sprawdzić, czy coś go nie trapi. Wy-
ruszyła na poszukiwania w tej samej flanelowej koszuli, w której spała we dworze. Na
nic innego nie mogła sobie pozwolić, nawet gdyby starczyło jej odwagi, by włożyć coś
bardziej frywolnego.
Zastała go w salonie. Siedział tyłem do niej w fotelu przy drzwiach balkonowych,
przy świetle jedynej lampki. Nieruchomy, z pochyloną głową, wyglądał na pogrążonego
w rozmyślaniach albo zasępionego. Może zresztą za dużo sobie wyobrażała.
Cichutko podeszła bliżej i zerknęła mu przez ramię. Ledwie powstrzymała śmiech,
gdy zobaczyła, co go tak zaabsorbowało.
- Rozwiązujesz sudoku? - spytała.
Larenz zesztywniał. Potem powoli odwrócił głowę.
- Przepraszam, że ci przeszkodziłam - wykrztusiła, nadal rozbawiona niespodzie-
wanym rozwiązaniem zagadki jego nieobecności.
- Nie mogłem spać - wyjaśnił ze zbyt poważną miną, niestosowną do niewinnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl