[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lara z trudem powstrzymała śmiech.
 Ale widok nie jest najlepszy.
Rzucił okiem na jej biust.
 Za to widzę tych na górze z ciekawszej perspek-
tywy.
Shelly wzdrygnęła się.
 Czyżbyś miał na myśli...
 Co?  zapytała Lara niewinnie.
 Nic ważnego  odrzekła Shelly, po czym szep-
nęła siostrze:  Wiesz, czasami granie nieco trudniej-
szej daje lepsze efekty.
Oczywiście miała nadzieję, że Daniel to słyszy.
 Camille nie bawi się w gierki  powiedział
 a przynajmniej nie w takie.
Lara spojrzała na niego ze złością, on zaś zaśmiał się
w duchu. Nie miała nic na swoja obronę. To napraw-
dę zaczynało być zabawne.
 Camille? Myślałam, że już się z nią nie utoż-
samiasz, Laro?  Shelly znowu przewróciła oczami,
a potem, wzruszywszy ramionami, weszła na schody.
 Chyba lepiej pójdę do łóżka.  Rzecz jasna, wybrała
sobie najwygodniejszy pokój. Oparłszy się o balu-
stradę z kutego żelaza na półpiętrze, spojrzała na
Daniela.  Powiem chłopcom, że będą mieli gościa
 rzuciła i Daniel zaczął podejrzewać, że nie była aż
W ogniu namiętności 111
tak pusta, jak się wydawała. Wręcz przeciwnie,
doskonale wiedziała, co robi.  Dobrze by było, żebyś
się niedługo położył, bo pózniej obudzisz dzieci
 dodała i pomachała im ręką na dobranoc.
 Słodkich snów  powiedział Daniel pod nosem
i spojrzał na Larę.  Skoro twoja siostra upewniła się
już, że spędzę tutaj bardzo długą i trudną noc, na
pewno będzie spała jak niemowlę.
 Biedaku! Po prostu spróbuj na dwanaście godzin
zapomnieć o wszystkim.
 Musimy znalezć okazje na jakiś szybki numerek
przed moim powrotem do miasta, żeby nadrobić
stracony czas.
Dotknął palcami jej gładkiego brzucha wyglądają-
cego spod krótkiej koszulki, zaś drugą ręką przyciąg-
nął ją do siebie. Jej skóra pachnąca słońcem i mydłem
doprowadzała go do szaleństwa. Wdychając ten za-
pach, był w stanie zrozumieć mężczyzn, którzy
wyprzedawali swoje akcje i wyprowadzali siÄ™ do
domku na wieÅ›. Ten seks na Å‚onie natury...
 Nie widzę takiej możliwości...  droczyła się
z nim Lara.
 Spróbuj. Inaczej będę cierpiał nie przez dwanaś-
cie, ale przez sto czterdzieści siedem godzin...
 Mniej więcej  zaśmiała się, słysząc wynik tego
szybkiego rachunku.
 A może i więcej, jeżeli nie uda nam się spotkać
w następny weekend. Możesz być zbyt zajęta roz-
mowami z rodzicami.  PodciÄ…gnÄ…Å‚ jej koszulkÄ™ i pew-
nym ruchem sięgnął do piersi. W porannym po-
śpiechu nie nałożyła biustonosza, a żaden mężczyzna
112 Carrie Alexander
nie przepuściłby takiej okazji.  Nie wyobrażam sobie
tego, że nie mógłbym spotykać się z tobą znowu,
znowu i znowu  szepnÄ…Å‚, czujÄ…c wzbierajÄ…ce pod-
niecenie. Siła, która pchała go ku Larze, była trudna do
opanowania. PrzesunÄ…Å‚ opuszkiem kciuka po jej na-
piętym sutku.  Więc?
Oparła się o niego całym ciałem.
 Nie mamy wyboru.
 Hej, Daniel! Nie marudz tak długo, chłopcy na
ciebie czekają  doszedł ich głos Shelly.  Dobranoc!
Lara jęknęła.
 Nie powinieneś mnie tak kusić. Dlaczego nie
wślizniesz się do mojego pokoju?  dodała nagle.
 Bo to absolutnie wykluczone.
 Grzeszne i niewłaściwe.  Ugryzła go lekko
w kark i pocałowała za uchem.  Dlatego zatrzyma-
my ten sekret dla siebie.
Złapał ją za pierś. Oboje wyczuwali rosnące napię-
cie, które skutecznie wypierało troskę o dawanie
dobrego przykładu siostrzeńcom.
 Niegrzeczna dziewczynka  powiedział, liżąc jej
wargi, póki się nie rozchyliły. Otoczyła go ramionami
i razem ruszyli w kierunku schodów.
Daniel postawił ją na pierwszym stopniu. Nie
przerywając pocałunku spojrzał w górę. Balustrada
z tej perspektywy wyglądała jak szkielet prehistory-
cznego gada. Pierwotnie domek miał tylko niewielkie
pięterko, ale Lara podwyższyła strych i urządziła tam
pracownię, zaś w przedniej części wyburzyła strop,
tak że widać było przypominające żebra belki pod
dachem.
W ogniu namiętności 113
Wejście po schodach zabrało im kilka minut, kiedy
jednak wreszcie stanęli na piętrze i skierowali się do
drzwi sypialni Lary, nagle drzwi obok otworzyły się
z trzaskiem.
 Dokąd idziesz, wujku?  zapytał Michael junior.
Toddie stał za jego plecami, trąc dłonią oczy.
 No, dokąd idziesz?  powtórzył.
Daniel stanął jak wryty. Lara odsunęła się, wkłada-
jÄ…c podkoszulek do spodni i oblizujÄ…c spieczone wargi.
Daniel chrząknął i odwrócił się w stronę chłopców,
którzy uśmiechnęli się jak na komendę.
 Właśnie mówiłem waszej cioci dobranoc.  Spoj-
rzał na nią z żalem i niechętnie puścił jej dłoń.
 Dobranoc, ciociu Laro.
Zrobiła krok do przodu, ujęła jego twarz w dłonie
i cmoknęła w powietrze w pobliżu jego ust. Co za
tortura  mieć ją tak blisko, a nie móc jej objąć.
 Dobranoc, pchły na noc.  Lara posłała dwa
całusy siostrzeńcom.
 Karaluchy pod poduchy  odpowiedział pół-
przytomny z rozespania Toddie.
Oczy Michaela błyszczały z ciekawości. W wieku
lat ośmiu i pół na pewno wiedział już o seksie więcej,
niż jego matka uważałaby za stosowne. Daniel pa-
miętał swoją własną ciekawość w tym wieku. A niech
to licho! Nie ma lepszej przyzwoitki od ciekawskiego
chłopaka. Odczekał jeszcze kilka sekund, by krew
w jego żyłach nieco się uspokoiła, po czym zagonił
chłopców do łóżek.
 Co za okazja! Od lat nie spałem w piętrowym
łóżku.
114 Carrie Alexander
Zostawili Larę na korytarzu. Jej oczy zwilgotniały,
gdy Daniel wziął Toddiego za rękę. Kiedy zobaczyła,
że się do niej odwrócił, uśmiechnęła się, zmieszana,
i wycofała do swojego pokoju.
Dwadzieścia minut pózniej Daniel nadal wpat-
rywał się w spód łóżka nad sobą, starając się myśleć
o czymkolwiek, prócz Lary. Chociaż w swoim czasie
przez dwa lata dzielił metalowe piętrowe łóżko
z kolegą z akademika, to łóżko w domu Lary przypo-
mniało mu samotność na letnim obozie.
Kiedy miał dziesięć lat, w nagrodę za dobre stopnie
otrzymał możliwość bezpłatnego wyjazdu na obóz
,,dla młodych naukowców  w Maine.
Przypomniał sobie zapach wilgotnych ręczni-
ków, przepoconych butów i ścian wyłożonych
sosnową boazerią, chichoty i szelest papierków od
cukierków, bzyczenie komarów i westchnienia tęsk-
niącego za domem chłopca z łóżka obok. Nawet
mając dziesięć lat, Daniel był zbyt twardy, by
przyznać się do tęsknoty. Zresztą nie bardzo miał
za czym tęsknić. Wrócił z obozu autobusem, bardzo
przejęty swoją kolekcją owadów i zielnikiem, ale
zwyczajowe: ,,hm, ciekawe  rodziców, po którym
wrócili do własnych spraw, skutecznie go znie-
chęciło.
Obóz Skowhegan. Daniel uśmiechnął się do siebie
w ciemnościach. Z właściwą sobie konsekwencją
usunął owady, zielnik i cały obóz z pamięci. Za-
skoczyło go, że teraz wspomnienia wróciły z taką siłą.
Może to te podobieństwa. Tyle że wtedy jego stopy
W ogniu namiętności 115
nie wystawały poza łóżko i jeszcze nie znał potrzeby
bliskości kobiecego ciała...
Z cichym jękiem przewrócił się na drugi bok,
próbując znalezć wygodniejszą pozycję na materacu,
który najwyrazniej nie był przeznaczony dla doros-
łego mężczyzny. Zrzucił z siebie koc i poluzował
sznurek w bokserkach. Lepiej. Nie był w stanie znieść
dotyku tkaniny na ciele. Kiedy po piętnastu minutach
spróbował się wymknąć, usłyszał nagle głos Michaela:
 Wujku, możesz przynieść mi szklankę wody?
Cholera! Teraz wydawało mu się, że ma szesnaście
lat. Miał w głowie tylko jedno, hormony wręcz się
z niego wylewały. Tęsknił z całej siły do tego, czego
właściwie nawet nie umiał sobie dokładnie wyob- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl