[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dobry Boże, co ja narobiłam?
- Muszę iść - wyszeptała i popędziła do swojego pokoju.
Zatrzasnęła za sobą drzwi i oparła się o nie. I co teraz?
Kiedy Jack mył kubek po kawie, do kuchni wszedł Colin.
Meri miała rację. Był jakiś inny.
Miłość dobrej kobiety, pomyślał Jack. Szczęściarz.
- Jak leci? - spytał Colin.
- Dobrze. A u ciebie?
- Wspaniale.
- Jakoś nie słychać gwaru w jadalni.
- Meri dała nam dzisiaj wolne.
Prawdopodobnie chciała, żeby Betina i Colin mogli spędzić
więcej czasu razem. To było w jej stylu.
- Andrew był tu dzisiaj - poinformował Colin.
- Co się stało?
- Coś u niego w biurze. Musiał wyjechać.
- Powiedziałeś to z ulgą.
Colin wzruszył ramionami.
- Nie przepadam za nim.
- Ja też.
Interesująca grupa ci naukowcy, pomyślał Jack. Błyskotliwi i
skromni, weseli, zdeterminowani i chętni do psot na skuterach
wodnych. I zapatrzeni w Meri. Hunter na pewno by ich polubił.
- Co? - spytał Colin. - Dziwnie wyglądasz.
- Myślałem o bracie Meri. Polubiłby was: Wszystkich.
110
RS
- Meri opowiadała o nim. Był chyba wspaniałym gościem.
- To prawda. W szkole tworzyliśmy zwartą paczkę przyjaciół.
Nazywaliśmy siebie Siedmioma Samurajami. Nazwa niezbyt
wyszukana, ale dla nas wiele znaczyła. Hunter był tym, który łączył
nas wszystkich.
A potem umarł i rozpierzchliśmy się po świecie.
Myśli Jacka pobiegły do przyjaciół... Dziwne, nigdy tego nie
robił. Zastanawiał się, jak im minęły ich miesiące w domu Huntera.
Czy ich życie też się zmieniło tak jak jego?
- Dobrze mieć takich przyjaciół - uznał Colin. - Meri przepada
za nimi. Też potrafi skupiać ludzi wokół siebie. Zachęcić do
wspólnego działania. Jak nasz zespół. Wszyscy się na to godzą, bo jest
wspaniała.
Jack pokiwał głową. Meri była naprawdę inteligentna.
- Nie jest już taka uparta jak niegdyś.
- Wydoroślała. To jest trudne dla nas wszystkich. Musimy
zapomnieć o własnych sprawach i pracować w zespole. Meri każe
nam walczyć ze sobą, patrzeć w przyszłość.
Było w jego głosie wielkie uczucie. Nie romantyczne
zauroczenie - za to Jack zabiłby go na miejscu. Uświadomił sobie w
tym momencie, że raporty, które dostawał na jej temat, nie mogły mu
powiedzieć o niej wszystkiego.
- Myślałem o twoim biznesie - zmienił temat Colin. -
Pojawiło się trochę nowego oprogramowania dla wojska, które
mogłoby ci być przydatne.
- Oprogramowanie dla wojska? Czy to nie jest tajne?
111
RS
- Oczywiście. Ale znam gościa, który je pisze. Krąży sporo
wersji beta. Mógłbym dla ciebie zdobyć kopię do testowania. Przecież
też pracujesz dla rządu.
- Szczęściarz ze mnie - powiedział Jack. - Jesteś bardziej
niebezpieczny, niż wyglądasz.
Colin się uśmiechnął.
- Wiem.
- Lewa stopa na zielone - zawołała Betina.
Meri spojrzała na rozłożoną na podłodze planszę do gry
 Twister" i jęknęła.
- Nie dam rady się tak wygiąć.
- Właśnie dlatego nie grywam w tę grę. Ale to nie ma znaczenia.
- Jesteś okropna - mruknęła Meri. - Dlaczego wcześniej tego nie
zauważyłam? - Przepraszam, Robercie, ale będę musiała się pod
ciebie wsunąć.
Robert, na ile mógł, wygiął się do góry.
- Powodzenia - sapnął. - Zdajesz sobie sprawę, że jesteś
zagrożona wywichnięciem barku?
Colin spojrzał spod wykręconego ramienia.
- Nie jestem pewien, czy będzie mogła zwichnąć bark. Z
technicznego punktu widzenia...
- Dość! - zawołała Meri. - Nie chcę słyszeć żadnych rozmów
technicznych. Udawajmy, że jesteśmy normalni.
- Dlaczego? - spytali Colin i Robert jednym głosem. Zaczęła się
śmiać. Próba dosięgnięcia zielonego punktu w tej sytuacji skazana
była na klęskę. W efekcie wylądowała na Robercie, a Colin na niej.
112
RS
- Nie jestem pewna, czy akceptuję coś takiego - powiedziała
Betina. - Colinie, czy powinniśmy porozmawiać o wierności?
- Wcale nie. - Sturlał się z Meri i wstał z trudem. -Chyba że
chcesz mnie ukarać.
Meri zachichotała.
- Nie chcę nawet o tym słuchać - zastrzegła się.
- Jestem zaskoczony - odezwał się Robert z podłogi. - Zwykle
mężczyzna, który lubi dominację kobiety, w życiu zawodowym pełni
funkcje kierownicze. Jest to próba znalezienia równowagi, a także
chęć przeniesienia na kogoś innego odpowiedzialności.
- Czy jest coś, czego nie wiesz? - spytała Meri.
- Jak zdobyć dziewczynę. Jakąkolwiek.
- Porozmawiamy pózniej. - Meri podała mu rękę i pomogła
wstać. - Chodzi ci o kogoś konkretnego?
Ale nie usłyszała odpowiedzi, bo do pokoju wszedł Jack. Z
wyrazu jego twarzy Meri odczytała, że nie miał dobrych wiadomości.
- Co się stało? - spytała. - Jakiś wypadek?
- Nie. Ale musimy porozmawiać.
Wziął ją za ramię i zaprowadził do kuchni. Nie podobało jej się
to.
Skrzyżowała ramiona.
- Mów - rzuciła.
- Andrew nie jest taki, jak sÄ…dzisz. Andrew?
- Nie jest taki, jak sÄ…dzÄ™? Podkochuje siÄ™ potajemnie w innej?
113
RS
- Mówię poważnie, Meri. Mam trochę informacji na jego temat.
On udaje innego, niż jest naprawdę. Zależy mu tylko na twoich
pieniÄ…dzach.
Tysiące myśli przemknęły jej przez głowę. Ale dominowała
jedna. %7łal, że nie była dość silna, by mogła uderzyć Jacka w brzuch.
- O czym ty, do diabła, mówisz? - spytała lodowatym głosem. - I
dlaczego masz informacje o Andrew?
- Przeprowadziłem małe śledztwo na jego temat.
Wściekłość zamgliła jej spojrzenie.
- Nie masz prawa mieszać się w moje życie osobiste. Co ty sobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl