[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odwróciła się w stronę garderoby.
- Ty też jesteś zaproszona! - zawołał za nią Jake. - Chyba po prostu skoczymy do baru na
zupÄ™ i kanapkÄ™.
Nie spojrzała na niego.
- Dzięki, ale nie mogę - odpowiedziała, starając się, aby jej głos nie zdradzał emocji. -
Mam inne zobowiÄ…zania.
ROZDZIAA 5
Zobowiązaniem Annie, o którym powiedziała Jake'owi, była praca w barze  Jericho".
Przez osiem godzin, spędzonych na obsługiwaniu klientów, nie miała czasu rozmyślać o sesji
fotograficznej. Mimo to czuła wstyd. Niezbyt chętnie myślała o podpisywaniu kontraktu
następnego popołudnia.
Kiedy opuszczała studio, Jake poprosił, aby przyszła do jego biura.
- Harry też będzie - dodał.
Powiedziała mu, że już umówili się z Harrym i przyjdą razem.
- Spotkam się z nim w redakcji - oświadczyła, nie wyjaśniając, że Harry zaprosił ją po to,
aby obejrzała artykuły o swojej matce. Wyraz twarzy Jake'a - mieszanka wystudiowanej
nonszalancji i czegoś, co mogło być zazdrością, był dla niej nagrodą.
Mimo że była zmęczona po pracy, nadłożyła drogi o kilka przecznic, żeby obejrzeć
mieszkanie Sally. Choć w zaniedbanej dzielnicy, okazało się pięknie położone.
- A więc jesteśmy - oświadczyła Sally, prowadząc Annie przez łukowatą bramę i wąski
pasaż między antykwariatem i małą galerią sztuki. Wzdłuż pasażu stały obrazy i rowery. Wytarte
litery na szyldzie głosiły: Herbaciarnia Zodiak. Przepowiednie losu.
Na końcu znajdowało się podwórko. Nie było tak pięknie utrzymane jak podwórko Jake'a,
ale Annie uśmiechnęła się, patrząc na spłowiały parasol słoneczny, zniszczone wiklinowe krzesła
i kwiaty doniczkowe różnego rodzaju i w różnym stanie. W rogu gazowa lampa oświetlała
wejście do lokalu chiromanty. Dzikie wino obrastało balkon na drugim piętrze i pięło się po
poręczy schodów wiodących do mieszkania Sally.
- Podoba mi się tu - powiedziała Annie w odpowiedzi na pytający wzrok Sally.
Sally wzruszyła ramionami, choć ucieszyło ją stwierdzenie koleżanki.
- Mnie też - oświadczyła. - Chodz na górę. Niewielkie mieszkanko z drewnianymi
okiennicami składało się z pokoju z zapadniętą sofą i dwóch małych sypialni. Nie było okazałe,
ale Annie nie musiała zastanawiać się długo. Zgodziła się przeprowadzić do Sally i płacić połowę
rachunków.
Następnego dnia, idąc do redakcji gazety, miała inne rzeczy na głowie. Nawet jeśli praca
u Jake'a okaże się trudna, postanowiła nie rezygnować z występów. Wiedziała, że nie może sobie
pozwolić na tremę na dzień przed pierwszym koncertem.
Drugim powodem chęci pozostania w mieście była chęć zdobycia informacji o Solange.
Mam nadzieję, że Harry coś znalazł, pomyślała. W holu budynku podała swoje nazwisko
recepcjonistce, ta zaś zadzwoniła do biura Harry'ego na drugim piętrze.
- W porządku - powiedziała z uśmiechem, odkładając słuchawkę. - Proszę wejść na
piętro, skręcić w prawo i jeszcze raz w prawo. Biurko Harry'ego Wilsona znajduje się w rogu
pokoju.
Annie bez trudu odnalazła Harry'ego.
- Cześć - rzucił na przywitanie, wstając i obejmując ją. - Jak było na próbie z Oscarem?
- Myślę, ze niezle. - Zawahała się. - Muszę przyznać, że denerwuję się trochę na myśl o
jutrzejszym występie.
- Nie musisz. - Wskazał jej krzesło. - I nie pozwól, żeby Jake cię onieśmielał. Na
początku nie będzie z nami grał, więc nie będziesz dzielić z nim sceny. Po prostu patrz na jakąś
przyjazną twarz na końcu sali.
Annie zapomniała o Jake u, gdy Harry podsunął jej kilkanaście artykułów o jej matce, z
których trzech nie znała.
Najpierw jej uwagę przyciągnął nekrolog zamieszczony wraz ze zdjęciem wielkości
znaczka pocztowego. Podpis brzmiał: Piosenkarka z  Czerwonych Drzwi" umiera po krótkiej
chorobie. W notatce podano datę śmierci jej matki i miejsce - lokalny szpital. Jako krewnych
wymieniono Neda, Annie i Trosclairów. Ciekawe, dlaczego podali nazwisko Neda, skoro rodzice
byli rozwiedzeni, pomyślała Annie, wpatrując się w fotografię.
- Była piękna - powiedział Harry, zerkając na zdjęcie. - Nie wiem, czy ktoś ci mówił, że
jesteÅ› do niej podobna.
- Dzięki. - Annie poklepała go po ręce. - Mam nadzieję, że dorównam jej talentem.
- Przypuszczam, że Jake pozwolił ci posłuchać jej płyty.
- Tak.
I im mniej będziemy o tym mówić, tym lepiej, dodała w myślach, czytając drugi artykuł.
Była to recenzja, bardzo podobna do tej, którą przechowywał Ned.
Trzeci opisywał bójkę, która miała miejsce w klubie.
Solange i właściciel klubu, Harold Dorsey, byli świadkami na rozprawie.
- Tylko to nazwisko udało mi się ustalić - stwierdzi! Harry. - Nie wiem, czy na coś ci się
przyda ta informacja. Sprawdzałem w książce telefonicznej i kilku innych miejscach. Może
Harold Dorsey umarł albo przeprowadził się. Zgodnie z oficjalnymi danymi, nie ma go w
Nowym Orleanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl