[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie chcą, to mnie też nie zależy.
- Pracodawcom nie zależy na ludziach, tylko na forsie, jaką z nich
wyciskają. Dlatego musimy sami dbać o nasze interesy. - Dolał oliwy
do ognia.
Ramona popatrzyła na niego uważnie i zawahała się.
- Słuchaj, to nie jest tak, że ja cię próbuję zniechęcić do naszej firmy.
Chcę ci tylko uprzytomnić, że nawet jak już dostałeś tę pracę, nie
możesz czuć się pewnie. W każdej chwili możesz znalezć się na bruku,
i to zupełnie niezależnie od tego, jak bardzo będziesz się starał. Jeśli
ktoś wpadnie na pomysł kolejnych zmian, to ani się obejrzysz, jak
przestaniesz być potrzebny.
- Akurat o mnie nie musisz się martwić - zapewnił ją. - Ja tam nie
jestem specjalnie lojalny wobec pracodawców, wiec nawet jak mnie
wylejÄ…, to siÄ™ nie zmartwiÄ™.
- Wiem, domyśliłam się.
- Domyśliłaś się? - Ze zdumieniem uniósł brwi. - Jak?
- To proste. Powinieneś być teraz w pracy, a bawisz się na przyjęciu.
Jak to załatwiłeś? Powiedziałeś, że jesteś chory?
Wzruszył ramionami.
- To pierwsze przyjęcie w Shelby, na jakie mnie zaproszono. Chciałem
przyjść, poznać ludzi. Ale inni też byli zaproszeni i nikt nie dał się
namówić na zamianę. To co miałem zrobić?
- Zachowam tę informację dla siebie. - %7łyczliwym gestem uścisnęła go
za ramię. - Oczywiście nie mogę ręczyć za innych. Zawsze ktoś może
cię wsypać. Nigdy nie wiadomo, komu można ufać.
Nic nie zrobi się samo, trzeba brać sprawy w swoje ręce.
Teraz.
- A ja myślę, że tobie można zaufać. - Clay łagodnie pociągnął ją za
sobą w kąt werandy, gdzie nikt nie mógł usłyszeć, o czym rozmawiają.
- Ramona, mam dla ciebie propozycjÄ™.
- Tak? A co to za propozycja?
- Jest taki jeden facet w Omaha, który deklaruje, że kupi każdą ilość
mikroprocesorów, jaką mu dostarczę - wyjawił, ściszając głos. - Nie
interesuje go, skąd je wezmę. %7ładnych pytań i żywa gotówka do ręki.
Popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
- Mówisz o kradzieży mikroprocesorów?
- Przede mną nie musisz udawać - przekonywał. -Przecież wiem, że
twój wujek Fred wyleciał z pracy, bo wiedział o tym, co się dzieje w
magazynie.
- Za to ja nie wiem, o czym mówisz. Była tak zszokowana, że na
moment zbiło to Claya z tropu. Czyżby pomylił się, podejrzewając ją?
- Chłopaki mówią, że jak Fred sobie popił, to czasem mu się wyrywało,
że trochę towaru ginie, ale tak naprawdę to wcale nie ginie, tylko
zmienia właściciela. I że on wie, kto podwędza mikroprocesory, ale za
nic w świecie nie doniesie na tę osobę.
- I uważasz, że to ja jestem tą osobą? - Głos jej się lekko załamał, ale
Clay nie dał się zwieść. Nawet nie próbowała powiedzieć, że to
wszystko kłamstwa.
- To chyba zrozumiałe, że wuj ochrania ukochaną siostrzenicę.
- Nie zamierzam tego dalej słuchać. Odwróciła się, ale złapał ją za
ramię i nie pozwolił odejść.
- Też chcę w to wejść. Niby czemu tylko ty masz mieć nową brykę?
Ramona przez chwilę przyglądała mu się bez słowa.
- Naprawdę chcesz okradać swojego pracodawcę?
- Andrew McCashlin ma forsy jak lodu, na biednego nie trafi. -
Roześmiał się cynicznie. - Ja też chciałbym trochę pożyć.
- Nie rozumiem, po co mi to wszystko mówisz. Czemu tego po prostu
nie zrobisz?
- Bo potrzebujÄ™ wspornika. Znasz procedury, terminy, zabezpieczenia,
jednym słowem wszystko.
- A jeśli odmówię? - spytała hardo.
Clay musiał przyznać w duchu, że miała odwagę.
- Wtedy nasię policję na twojego wujka. Są świadkowie tego, co
wygadywał po pijaku. Gliny już wszystko z niego wycisną.
Przeszyła go zimnym spojrzeniem.
- Nie podoba mi się ten pomysł.
- Daj spokój, ubijmy interes - nalegał.
- Ramona! - John stał przy bufecie, próbując zabrać jednocześnie parę
talerzy z kanapkami. - Czy mogłabyś mi pomóc?
- Już! - odkrzyknęła i przeniosła spojrzenie na Claya.
- Muszę iść.
- Rozważ moją propozycję - przypomniał z naciskiem.
- Może nawet zapytaj Johna, co myśli na ten temat.
Zmierzyła go takim wzrokiem, jakby widziała go po raz pierwszy. Clay
przysiągłby, że w jej oczach pojawiło się rozczarowanie. Jednak chwilę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]