[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cie ten szmaragd był drogocenny, lecz tutaj wyżej
ceniono umiejętności lekarza, który ofiarował ludziom
swój czas i zdolności.
To cudowny dar westchnęła cicho.
Wiem przyznał i nagle zmarszczył brwi. Chcia-
łem im wyjaśnić, że możesz nie chcieć... Zawahał się.
Czego?
Nie chcieć za mnie wyjść dokończył. Więc jak,
wyjdziesz za mnie?
Mam rozumieć, że to są oświadczyny?
A jeśli tak? odpowiedział pytaniem na pytanie.
Musisz się bardziej postarać.
Xavier ukląkł na jedno kolano.
150 SUSAN STEPHENS
Pani doktor, czy zechce pani...
Tak, tak, pewnie!
Kiedy Xavier oderwał się od niej, odetchnęłagłęboko
i zerknęła na kamień. Nawet w tak surowym stanie
zdawał się przechowywać obraz tego miejsca i jego
mieszkańców.
Kiedy słońce wzeszło nieco wyżej, pod drzwi ich
domu zajechała furgonetka, w doskonałym stanie, jeśli
nie liczyć kilku zarysowań. Niemal natychmiast poje-
chali do kliniki.
Mamy akurat tyle czasu, żeby zabrać resztę rzeczy
i pędzić na lotnisko wyjaśnił Xavier.
Na miejscu Lola podeszła do Sophie, a Xavier za-
prowadził Henry ego do środka, żeby poprosić go
o przejęcie kierownictwa nad ośrodkiem.
Wszystko już spakowane oznajmiła Lola.
Zwietna robota. A to co? zdziwiła się Sophie
i wskazała ręką plastikowe torby na śmieci.
Przedmioty nieznanego pochodzenia, odzyskane
po powodzi.
Mogę je przejrzeć?
Pewnie.
W Sophie zatliła się nadzieja: postanowiła poświęcić
kilka minut na przejrzenie ubłoconych gratów. W pew-
nej chwili zdarzył się cud: dostrzegła to, czego szukała.
Chwyciła opaskę i zrozumiała, że dla Xaviera ten przed-
miot jest cenniejszy niż szmaragd.
Oboje polecieli awionetkÄ… Evie do Limy, gdzie cze-
kał już na nich prywatny odrzutowiec Xaviera.
NAJBOGATSZY HISZPAN 151
Będziesz pilotował? spytała podekscytowana
Sophie, kiedy weszli na pokład małego, luksusowego
samolotu.
Nie dzisiaj zaprzeczył. Skąd to pytanie? Jeśli
wolisz, polecimy rejsowym.
Wżadnym wypadku syknęła, kiedy witała ich
załoga.
Wśrodku ujrzała mały, przytulnie urządzony pokój
z pokaznym łóżkiem.
To będzie bardzo długi lot mruknął wyjaśnia-
jÄ…co.
Nie mogę się doczekać odparła oszołomiona.
W odpowiedzi ściągnął koszulę przez głowę i sięgnął
do klamry paska. Jednocześnie pochylił się, by pocało-
wać Sophie i przytulić ją do swojego nagiego torsu.
Dziewczyna rozpięła bluzkę.
Przygotuj się na odlot zapowiedział dwuznacznie
i jedną ręką pozbył się spodni i bielizny. Silniki zawyły,
a Xavier zdjął z Sophie resztę ubrania, wziął ją na ręce
i położył na łóżku.
Wyglądasz na wygłodniałą zauważył między
jednym pocałunkiem a drugim.
To niedopowiedzenie odparła. Umieram z gło-
du! Chwyciła jego muskularne pośladki. A teraz
przestań się zastanawiać nad odpowiednią kuracją i daj
cokolwiek, by poprawić mi samopoczucie, panie dok-
torze...
Xavier ani myślał się ociągać.
EPILOG
Sophie spojrzała do lustra i uznała, że Xavier przesa-
dził z hojnością. Tydzień zakupów w Barcelonie zaowo-
cował pełną kolekcją nowych ubrań oraz wyjątkową
i nieprawdopodobnie kobiecą suknią ślubną od jednego
z hiszpańskich dyktatorów mody: obcisłą, bez rękawów,
z dużym dekoltem z przodu i gigantycznym trenem,
wyszywanym niezliczonymi kryształkami, które migo-
tały przy każdym ruchu.
Wyglądasz przepięknie, kochanie.
Och, mamo, szkoda, że nie jesteś tak szczęśliwa
jak ja.
Ależ jestem.
Naprawdę? Sophie objęła kruche ramiona matki,
która uśmiechnęła się z dumą.
Jak mam nie być szczęśliwa, skoro moja córka
wyrosła na piękną kobietę?
Nie będziesz samotna, kiedy zamieszkam w Peru?
dopytywała się z niepokojem.
Wykluczone. Nie mam czasu na samotność: jes-
tem członkinią zbyt wielu komitetów, a mama Xaviera
już mnie zaprosiła do Rancho del Condor. A teraz,
kochanie, przebierz siÄ™ w coÅ› wygodniejszego. Xavier
czeka.
Wpadaj do nas, kiedy zechcesz oznajmiła So-
NAJBOGATSZY HISZPAN 153
phie. Gdy będziesz w Peru, Xavier oprowadzi cię po
naszych placówkach medycznych.
Przestań się przejmować mną, dam sobie radę
upomniałają życzliwie matka i wróciła do pozostałych
gości weselnych w wielkiej sali balowej, która łączyła
zachodnie i wschodnie skrzydło pałacu Martineza Bor-
diu w Barcelonie.
Mogę wejść?
Xavier, nie słyszałam cię. Na jego widok zawsze
dostawała gęsiej skórki z przejęcia, a dzisiaj wyglądał
jeszcze lepiej niż zwykle. Miał na sobie szary garnitur
weselny, śnieżnobiałą koszulę i szafirowy krawat. Na-
tychmiast podszedł bliżej, by ją objąć.
Dziękuję, że tak pięknie dzisiaj wyglądasz, że
wspaniale traktujesz gości i że zgodziłaś się zostać moją
żoną, rzecz jasna.
Czy kiedyś nadejdzie chwila, w której przestaniesz
mi dokuczać? westchnęłazuśmiechem, widząc w jego
oczach wesołe ogniki.
Oby nie zamruczał i pocałował ją w szyję.
Czegoś mi brakuje w twoim stroju... wyznał nieocze-
kiwanie.
Wiem czego. Poczekaj chwilę... Sophie sięgnęła
po piękny, peruwiański szal.
Pomogę ci. Xavier zarzucił go na jej kształtne
ramiona. A teraz przebierz siÄ™ szybko, bo nie od-
powiadam za siebie i możemy spóznić się na wyznaczo-
ną godzinę odlotu. Nie rób rozczarowanej miny, cały
samolot jest tylko dla nas, oczywiście, i zapewne dobrze
pamiętasz zainstalowane na nim łóżko...
Kiedy zbierali się do opuszczenia pokojów Sophie
154 SUSAN STEPHENS
wpałacu Martineza Bordiu, panna młoda dotknęła ra-
mienia męża.
Zanim wyjdziemy, chciałabym coś ci ofiarować
zapowiedziała.
Co takiego? Zmarszczył brwi na widok jej poważ-
nej twarzy.
To. Otworzyła zaciśniętą dłoń.
Xavier przez chwilę wpatrywał się w skórzaną opas-
kę na nadgarstek, która niegdyś należała do jego brata.
Potem sięgnął po nią i wsunął do kieszeni na piersi.
Jak mam ci dziękować? spytał cicho.
To zasługa Loli. Oddałam opaskę do naprawy,
teraz jest już cała. Nie przymierzysz?
Już nie muszę jej nosić wyznał Xavier i objął
Sophie. Armando jest w moim sercu. To ty mnie
nauczyłaś wrażliwości i dałaś mi siłę. Dzięki tobie
patrzę w przyszłość i nie rozdrapuję starych ran. Opaska
Armanda pozostanie jednym z moich najcenniejszych
skarbów, ale jego prawdziwe dziedzictwo kryje się
w naszym związku i w pracy każdego studenta Akade-
mii Medycznej Armanda Martineza Bordiu w Hiszpanii.
Kocham cię szepnęła Sophie i stanęła na palcach,
by złożyć na jego ustach pocałunek.
A ja ciebie. Xavier uśmiechnął się łobuzersko.
Co tam, najwyżej się spóznimy! dodał i wziął ją na
ręce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]