[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mówili dobranoc i znikali w domkach, chwilę ociągałam się z pójściem spać, bo zobaczyłam,
że Robby będzie gasić ognisko. I tak zostaliśmy tylko we dwoje.
- Czy mogę ci w czymś pomóc? - zapytałam.
- Nie, dzięki - odparł, po czym zalewając wodą z kubełka płomienie, dodał: - Gale,
jesteś fantastyczna, jak ty błyskawicznie rozpoznawałaś melodie. Mam nadzieję, że się nie
obraziłaś na mnie za te uwagi. Chciałem tylko z tobą pożartować.
Uśmiechnęłam się zadowolona, że zrobiłam na nim wrażenie.
- Wcale się nie obraziłam, wręcz przeciwnie, rozśmieszyły mnie, bo były zabawne.
Zgadywanie to nic takiego, przecież wychowaliśmy się na telewizji i te wszystkie melodie,
powtarzane w kółko od lat, wrosły każdemu w pamięć.
- To prawda - przyznał Robby. - Ale ty przecież zapamiętałaś dosłownie wszystkie.
- No, niezupełnie - rzuciłam lekko. - Jednak muszę przyznać, że mam dobrą pamięć.
To wielka pomoc przy egzaminach w szkole.
- Na pewno. Niestety, nie mam takich zdolności. W szkole średniej musiałem wkuwać
jak szalony, żeby utrzymać się na poziomie.
Zastanawiałam się, czy to znaczy, że już się nie uczy, i próbowałam szybko wymyślić
sposób, by się dowiedzieć, ale Robby znów czytał chyba w moich myślach.
- Dwa łata temu skończyłem szkołę - wyjaśnił. - Jestem na drugim roku w Addison
College w pobliżu Murphysburga. Tak sobie ułożyłem plan zajęć, że w wolnym czasie mogę
pracować w Wodnych Szaleństwach.
College! Zatkało mnie ze zdumienia! Robby był świetnie wysportowany, więc z góry
założyłam, że jest mięśniakiem, który szybko zakończył edukację na najniższym poziomie i
poszedł do pracy. A tymczasem wcale nie był tępakiem.
Jednak coś mnie jeszcze intrygowało.
- Nie wyglądasz na studenta drugiego roku - wyrzuciłam z siebie. - Moim zdaniem,
masz najwyżej osiemnaście lat.
- I się nie mylisz. - Wzruszył ramionami. - Trochę wcześniej skończyłem szkołę
średnią.
- Naprawdę? - Z każdą chwilą robił na mnie większe wrażenie.
- Tak. - Chociaż w bladym świetle księżyca przeświecającego przez korony drzew nie
było zbyt wyraznie widać, mogłabym się założyć, że na jego twarz malował się wyraz
zakłopotania. - Uczyłem się indywidualnym tokiem i skończyłem półtora roku wcześniej.
O rany, w życiu nie było mi tak głupio! Robby wcale nie okazał się mięśniakiem, ale
orłem intelektu.
- Tępota - wymamrotałam.
- Co? - Robby patrzył na mnie zdumiony.
- Och, nie ty - wyjaśniłam pośpiesznie. - Ja! Czuję się jak skończona idiotka, bo
sądziłam... No, to bez znaczenia. Dobrze mi tak, należało się za pochopne wyciąganie
wniosków.
- Wiesz co, nie nadążam za tobą. - Potrząsnął głową. - Na jaki temat wyciągałaś
wnioski?
- No... na temat rozwoju mięśni i mózgu - wykrztusiłam z trudem. - Co zwykle nie
idzie ze sobÄ… w parze.
- Ach, nareszcie rozumiem! - Robby zaśmiał się gromko, odrzuciwszy głowę do tyłu. -
Nie sądz owcy po wełnie, a książki po okładce? O, właśnie, lubisz czytać?
Czy lubię czytać? A czy niebo jest niebieskie? Uwielbiałam książki i z miejsca mu to
powiedziałam. Czytałam wszystko, co mi wpadło w ręce. Zaczęliśmy rozmawiać o naszych
ulubionych powieściach i okazało się, że oboje przepadamy za literaturą faktu. Nie mogłam
wprost uwierzyć, jak wiele nas łączy!
- Czy macie zamiar stać tam przez całą noc? - zawołała Merilee od drzwi swojego
domku. - Zdawało mi się, że wszyscy mają od razu iść spać, bo jurto wyruszamy wcześnie
rano! - Najwyrazniej obserwowała mnie i Robby'ego i, sądząc po jej tonie, była co najmniej
zirytowana.
- Już znikamy! - odkrzyknął Robby i zwracając się do mnie powiedział: - Dobranoc,
Gale. Do zobaczenia rano.
- Dobranoc.
Poszliśmy każde w swoją stronę: Robby do domku, który dzielił z Frankiem, Tedem i
Larrym, a ja do swojego. Kiedy mijałam kwaterę Merilee, czułam na sobie jej zazdrosne
spojrzenie, chociaż pewnie przewiercało się przez ścianki, bo nie zauważyłam jej w oknie.
W towarzystwie dziewcząt typu Merilee Swain zawsze czułam się gorsza i
skrępowana, ale tej nocy powiedziałam sobie, że koniec z tym kompleksem niższości. Może
to nie będzie łatwe, ale postanowiłam stanąć z nią w szranki na jej własnym podwórku. Niech
wygra lepsza!
Nie uprawiam wprawdzie żadnej dyscypliny sportu, mówiłam sobie przebierając się w
piżamę, ale czuję, jak budzi się we mnie wola walki!
ROZDZIAA 7
Chociaż śpiwór i twarda prycz nie są najwygodniejszym posłaniem na świecie, spałam
jak suseł i następnego dnia obudziłam się w fantastycznej formie. Po prostu nie mogłam się
doczekać drugiego dnia przygód na rzece. Czułam się tak dobrze, że przy śniadaniu zaczęłam
śpiewać piosenkę z Wyspy Gilligana , wszyscy oczywiście pokładali się ze śmiechu. Ale po
chwili się przyłączyli, a niektórzy nawet znali słowa drugiej zwrotki.
Potem sprzątnęliśmy teren obozu i spakowali zapasy na łódkę. Po założeniu kasków,
kamizelek ratunkowych i mocnych butów Robby zebrał nas na odprawę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]