[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rzekłbyś, że ktoś z góry przesiewał na ziemię czerwonawą ciemność, gorący wiatr uderzył raz i
drugi, potem ścichł. Powietrze stało się parne.
Nagle i owe resztki rudawych blasków sczerniały. Posępne jak noc chmury poczęły się
przewracać i posuwać na kształt olbrzymiego wału ku wyżynie i miastu. Szła burza. Zwiat napełnił
siÄ™ niepokojem.
- Wracajmy! - rzekł znów Cinna.
- Jeszcze, jeszcze chcę Go widzieć! - odpowiedziała Antea.
Ponieważ mrok przesłonił wiszące ciała, Cinna kazał zanieść lektykę bliżej do miejsca męki.
Przysunęli się tak blisko, że zaledwie kilka kroków dzieliło ich od krzyża. Na ciemnym drzewie
widać było ciało Ukrzyżowanego, które w tym powszechnym zaćmieniu wydawało się jakby ze
srebrnych promieni księżyca utkane. Pierś Jego podnosiła się szybkim oddechem. Głowę i oczy
trzymał jeszcze zwrócone ku górze.
Wtem w głębiach chmur ozwał się głuchy pomruk. Grzmot zbudził się. wstał, przetoczył się
ze straszliwym łoskotem od wschodu na zachód, a potem, jakby zapadał w bezdenne przepaści,
odzywał się niżej i niżej, to cichnąc, to wzmagając się, w końcu huknął jak grom, aż ziemia
zatrzęsła się u posadach.
Jednocześnie olbrzymia sina błyskawica rozdarła chmury, rozświeciła niebo, ziemię, krzyże,
zbroje żołnierzy i zbitą jak stado owiec tłuszczę, niespokojną i trwożną.
Po błyskawicy zapadła jeszcze grubsza ciemność. W pobliżu lektyki ozwały się łkania
jakichś kobiet, które również zbliżyły się do krzyża. Było coś przerażającego w tym łkaniu wśród
ciszy. Ci, którzy pogubili się w tłumie, poczęli się teraz nawoływać. Tu i ówdzie ozwały się
przerażone głosy:
- Ojah! oj łanu! zali nie Sprawiedliwego ukrzyżowano!?
- Który dawał świadectwo prawdzie! Ojah!
- Który wskrzeszał zmarłe. Ojah!
A inny głos zawołał:
- Biada ci, Jeruzalem!
© BLACK & WHITE Subiektywny Magazyn Literacki: http://blackandwhite.3neo.net
53
Inny znów:
- Ziemia zadrżała!
Druga błyskawica odkryła głębie nieba i ukazała w nich jakby olbrzymie ogniste postacie.
Głosy ucichły, a raczej zginęły w poświstach wichru, który zerwał się nagle z olbrzymią siłą, zdarł
mnóstwo chust, opończy i począł rzucać nimi po wyżynie.
Głosy poczęły znów wołać:
- Ziemia zadrżała!
Niektórzy jęli uciekać. Innych trwoga przykuła do miejsca - i ci stali w osłupieniu, bez
myśli, z tym mętnym wrażeniem tylko, że stało się coś straszliwego.
Lecz mrok począł nagłe rzednąć. Wicher przewracał chmury, skręcał je i szarpał jak zetlałe
szmaty. Jasność wzrastała stopniowo, na koniec ciemny strop rozdarł się i przez szczelinę lunął
potok słonecznego światła: wnet rozwidniła się wyżyna, zalęknione twarze ludzkie i krzyże.
Głowa Nazarejczyka opadła nisko na piersi, blada, jakby woskowa; powieki miał zamknięte
i zsiniałe usta.
- Umarł - szepnęła Antea.
- Umarł - powtórzył Cinna.
W tej chwili centurion sięgnął włócznią do boku zmarłego. Dziwna rzecz: powrót światła i
widok tej śmierci zdawał się uspokajać tłumy. Przysuwały się one teraz coraz bliżej, zwłaszcza że
żołnierze nie bronili już przystępu. Wśród czerni ozwały się głosy:
- Zejdz z krzyża! Zejdz z krzyża!
Antea raz jeszcze rzuciła oczyma na tę bladą, zwieszoną głowę, po czym ozwała się cicho,
jakby sama do siebie:
- Zali zmartwychpowstanie?...
Wobec śmierci, kładnącej błękitne piętna na Jego oczy i usta, wobec tych wyciągniętych nad
miarę ramion, wobec tego nieruchomego ciała, które już osunęło się ku dołowi ciężarem rzeczy
martwych, głos jej drgał rozpaczliwym zwątpieniem.
Nie mniejsze zmartwienie targało i duszą Cinny. On również nie wierzył, że Nazarejczyk
zmartwychpowstanie, ale wierzył, że gdyby żył, On jeden mógłby złą lub dobrą swą mocą uzdrowić
AnteÄ™.
A tymczasem coraz liczniejsze głosy wołały naokół:
- Zejdz z krzyża! zejdz z krzyża!
- Zejdz - powtórzył z rozpaczą w duchu Cinna - uzdrów mi ją, a zabierz duszę moją!
Wypogadzało się coraz bardziej. Wzgórza były jeszcze we mgle, ale nad wyżyną i miastem
niebo oczyściło się zupełnie. Turris Antonia błyszczała w słońcu, jaśniejąc sama na kształt słońca.
Powietrze uczyniło się świeże i rojne od jaskółek. Cinna dał rozkaz odwrotu.
Godzina była popołudniowa. W pobliżu domu Antea rzekła nagle:
- Hekate nie przyszła dziś.
Cinna także myślał o tym.
VIII
Widmo nie ukazało się i nazajutrz. Chora była ożywiona niezwykle, albowiem przyjechał z
Cezarei Tymon, który, niespokojny o życie córki i przerażony listami Cinny, porzucił przed kilku
dniami Aleksandrię, aby raz jeszcze zobaczyć przed śmiercią jedyne dziecko. Do serca Cinny
poczęła znów kołatać nadzieja, jakby upominając się, by ją wpuścił. Lecz on nie śmiał odemknąć
drzwi temu gościowi, nie śmiał się spodziewać. W widzeniach, które zabijały Anteę, bywały już
przecie przerwy, wprawdzie nigdy dwudniowe, ale jednodniowe zdarzały się i w Aleksandrii, i na
pustyni. Folgę obecną przypisywał Cinna przybyciu Tymona i wrażeniom spod krzyża, które tak
napełniły duszę chorej, że nawet z ojcem nie mogła o czym innym rozmawiać. Tymon słuchał też w
© BLACK & WHITE Subiektywny Magazyn Literacki: http://blackandwhite.3neo.net
54
skupieniu, nie przeczył, rozważał - i tylko wypytywał starannie o naukę Nazarejczyka, o której
Antea wiedziała zresztą tylko to, co jej powtórzył prokurator.
Czuła się jednak w ogóle zdrowsza i nieco silniejsza, a gdy południe przyszło i minęło, w
oczach jej zabłysła prawdziwa otucha. Kilkakrotnie nazywała ów dzień pomyślnym i prosiła męża,
by go zapisał.
Dzień zaś był naprawdę smutny i posępny. Deszcz padał od rana, z początku bardzo obfity,
potem drobny, siekący, z niskich, jednostajnie rozciągniętych chmur. Dopiero wieczorem niebo
przetarło się i wielka ognista kula słoneczna wyjrzawszy z mgieł umalowała purpurą i złotem
chmury, szare opoki, biały marmur portyku willi i stoczyła się wśród niezmiernych blasków w
stronę Zródziemnego Morza.
Natomiast nazajutrz pogoda uczyniła się cudna. Dzień zapowiadał się znojny, ale ranek był
świeży, niebo bez plamki, a ziemia tak zanurzona u błękitnej kąpieli, że wszystkie przedmioty
wydawały się błękitne. Antea kazała się wynieść pod ulubioną pistację, aby z wyniosłości, na której
stało drzewo, napawać się widokiem wesołej i modrej oddali. Cinna i Tymon nie odstępowali ani
[ Pobierz całość w formacie PDF ]