[ Pobierz całość w formacie PDF ]

o jego kontakcie.
Cz³owiek ów, in¿ynier lotnictwa ze Swedish Airlines, pe³ni³ rolê kuriera dy-
plomatycznego i zapewne chroni³ go immunitet, ale ostatnimi czasy zarówno po-
licja, jak i MI5 otrzyma³y carte blanche na przeprowadzanie koniecznych aresz-
towañ i rewizji. Mimo ¿e Szwecja oficjalnie zachowywa³a neutralnoSæ, mówi³o
siê o silnych pronazistowskich tendencjach, czêSciowo powodowanych przez strach
przed inwazj¹.
Je¿eli dowództwo MI5 zdecydowa³o siê aresztowaæ Szweda i wywiexæ go do
Latchmere albo jakiegoS innego centrum przes³uchañ, nic nie by³oby w stanie
zmieniæ tego rozkazu. Kurier zna³ tylko pseudonim Tennanta, ale nawet najbar-
dziej b³aha informacja w niew³aSciwych rêkach mog³a okazaæ siê groxna. Doktor
poczu³ siê nagle zagro¿ony. Tak czy inaczej, ten kontakt nale¿a³o zlikwidowaæ.
Wygl¹daj¹c przez okno kawiarni, psychiatra zastyg³ w napiêciu. Jego cz³o-
wiek pojawi³ siê w³aSnie po drugiej stronie szerokiej alei. W normalnych warun-
kach Tennant poczeka³by chwilê, a potem pod¹¿y³, w pewnej odleg³oSci, Sladem
wysokiego blondyna. Tym razem pozosta³ na miejscu. Obserwowa³ uwa¿nie lu-
dzi w zaparkowanym ko³o ambasady fordsonie.
Nie minê³o trzydzieSci sekund, gdy drzwiczki otworzy³y siê i z samochodu
wysiad³ krêpy mê¿czyzna w p³aszczu przeciwdeszczowym. yle dopasowany ka-
pelusz zsun¹³ mu siê na oczy, a rêce ginê³y w g³êbokich kieszeniach. Mê¿czyzna
ruszy³ za Szwedem, utrzymuj¹c dystans kilku metrów. Nie by³o ju¿ ¿adnych w¹t-
pliwoSci; kurier zosta³ zdemaskowany.
Tennant usi³owa³ zachowaæ spokój. Podniós³ siê i zacz¹³ przeciskaæ przez
t³um w stronê drzwi. Kiedy wreszcie znalaz³ siê przed kawiarni¹, zatrzyma³ siê na
chwilê. Musia³ siê zastanowiæ, dok¹d iSæ. W rzeczywistoSci doskonale wiedzia³,
jakie powinno byæ nastêpne posuniêcie.
Zrobi³ dwa kroki wzd³u¿ krawê¿nika i podniós³ rêkê, aby przywo³aæ taksów-
kê. Nagle poczu³, jak czyjaS d³oñ opada na jego ramiê. Serce podesz³o Tennanto-
wi do gard³a, miêSnie naprê¿y³y siê gwa³townie. Tysi¹c mo¿liwoSci przemknê³o
mu przez umys³ w szalonym pêdzie. Uciekaæ, ale dok¹d i na jak d³ugo?
 Tennant, stary!
Oddech przesycony alkoholem, rozpromieniona twarz, do której nie potrafi³
dopasowaæ nazwiska. Doktor zmarszczy³ brwi, usi³uj¹c odzyskaæ kontrolê nad
rozdygotanymi nerwami. Rêka mê¿czyzny ci¹¿y³a mu na ramieniu. Wreszcie przy-
pomnia³ sobie. Prze³kn¹³ Slinê i spróbowa³ siê uSmiechn¹æ.
 Burgess.
 Doskonale! Doskonale!  Blady, rudawy mê¿czyzna pozwoli³ palcom ze-
Slizgn¹æ siê z ramienia Tennanta.
Guya Burgessa psychiatra pozna³ jakiS czas temu, bawi¹c w wiejskiej posia-
d³oSci Emerald Cunard. Lady Cunard otacza³a siê zwykle ekscentrycznymi ludx-
104
mi, ale Guy Burgess wyró¿nia³ siê nawet na tle jej znajomych. Ubiera³ siê jak
klaun, rzadko u¿ywa³ myd³a, pi³ jak g¹bka i bynajmniej nie ukrywa³ homoseksu-
alnych upodobañ. Przeciwnie, wrêcz che³pi³ siê nimi.
Tennant przypomnia³ sobie mgliScie, ¿e rudzielec by³ jakoS zwi¹zany z ra-
diem. Nale¿a³ tak¿e do towarzystwa regularnie spotykaj¹cego siê przy Bentinck
Street 5. Burgess reprezentowa³ w³aSnie  Bóg -wie-kogo z BBC w owym klubie
i burdelu dla wy¿szych sfer, gdzie czêsto bywa³ Liddell. Có¿ za ironia losu. W ka¿-
dej innej chwili Tennant zapewne wykorzysta³by szansê, by wkrêciæ siê do klubu,
ale w tym w³aSnie momencie pijany natrêt stanowi³ urzeczywistnienie najgorsze-
go koszmaru.
Burgess mrugn¹³ porozumiewawczo. Grube, wilgotne wargi rozci¹gnê³y siê
w uSmiechu. Znowu z³apa³ doktora za rêkê.
 Chodx, Tennant, postawiê ci du¿y gin. Pogadamy o twoich wariatach, opo-
wiem ci co nieco o mojej cholernej firmie.  USmiech przerodzi³ siê teraz w po-
nury grymas.  Mam dla nich Swietn¹ nazwê. Bogata Bydlêca Banda Ciurów.
Burgess mrugn¹³ znacz¹co, ubawiony w³asnym dowcipem.  Trzy  B C. BBBC,
rozumiesz? Mo¿e umia³byS wyleczyæ nas wszystkich, co?
Tennant dyskretnie zerkn¹³ przez ramiê. Fordson powoli sun¹³ tu¿ przy kra-
wê¿niku. Nie by³o ju¿ czasu. Stanowczym ruchem doktor wyrwa³ siê Burgessowi.
 Mo¿e innym razem. Teraz bardzo siê spieszê.  USmiechn¹³ siê lodowato
i szybkim krokiem pod¹¿y³ w przeciwn¹ stronê.
 Urocze  warkn¹³ pijany.
Chwilê póxniej Tennant zdo³a³ z³apaæ taksówkê. Wsiad³ i zatrzasn¹³ drzwiczki.
Czu³, jak pot sp³ywa mu po plecach. Jeszcze kilka minut i mog³oby siê xle skoñ-
czyæ.
 Dok¹d?  spyta³ kierowca.
 Do ZOO  powiedzia³ Tennant, opadaj¹c na oparcie. Obróci³ siê i spojrza³
przez tyln¹ szybê. Burgess wykona³ obsceniczny gest pod jego adresem, po czym
chwiej¹c siê pomaszerowa³ przez ruchliw¹ jezdniê.
 Idiota  mrukn¹³ doktor.
 Przepraszam?  spyta³ kierowca.
 Nic, nic.
 Które wejScie, proszê pana?
 G³Ã³wna brama. Proszê jak najszybciej.
Minêli jad¹cego powoli fordsona, a po chwili Tennant dostrzeg³ wysokiego,
jasnow³osego kuriera. Skrêcili w prawo.
Wreszcie taksówka zatrzyma³a siê przed bram¹ ogrodu zoologicznego. Dok-
tor zap³aci³ kierowcy, da³ szylinga bileterowi i wszed³. Tu¿ przed nim wznosi³a
siê tylna Sciana ma³piarni. Wra¿liwe powonienie natychmiast zaatakowa³ smród
kilkuset st³oczonych w jednym miejscu zwierz¹t.
Po prawej i lewej stronie znajdowa³y siê wielkie ptaszarnie. Ich mieszkañcy
wype³niali powietrze jazgotliwym wrzaskiem. Zacz¹³ padaæ lekki deszczyk. ¯wi-
rowane Scie¿ki pomiêdzy klatkami, pawilonami i ma³ymi wybiegami zupe³nie opu-
stosza³y.
105
Od czasu, kiedy ewakuowano z Londynu dzieci, ogród zoologiczny straci³
najbardziej zainteresowan¹ publicznoSæ. Przez ostatnich dwanaScie miesiêcy liczba
zwiedzaj¹cych spad³a o ponad trzy czwarte. W d¿d¿yste poniedzia³kowe popo-
³udnie ZOO ca³kowicie siê wyludni³o.
Tennant podniós³ ko³nierz marynarki i czujnie zerkn¹³ przez ramiê. Nadal ani
Sladu Szweda i Sledz¹cego go cz³owieka. Psychiatra wiedzia³, ¿e kurier zawsze
idzie do stacji metra Regent s Park, a potem albo bierze taksówkê, albo podje¿d¿a
autobusem 74 do pó³nocnej bramy przy Albert Road. Tak czy owak, doktor mia³
kilka minut na przygotowanie.
Desperacko usi³uj¹c zebraæ mySli, skrêci³ w lewo, w stronê wschodniej pta-
szarni i wie¿y zegarowej. Je¿eli Szwed i jego  ogon wejd¹ g³Ã³wn¹ bram¹, znaj-
dzie siê na miejscu przed nimi, a je¿eli pó³nocn¹ i tunelem obok herbaciarni, za-
czeka.
Wie¿a zegarowa, dziwaczna wiktoriañska budowla, wzniesiona pomiêdzy
wschodni¹ ptaszarni¹ a zagrod¹ wielb³¹dów, wygl¹da³a jak wiatrak bez skrzyde³
wyrastaj¹cy z szopy ogrodniczej. Ca³oSæ wieñczy³, ku zdumieniu widza zielonka-
wy minaret.
Naprzeciwko znajdowa³ siê du¿y, poroSniêty drzewami skwer z ozdobny-
mi klombami, który przecina³a szeroka Scie¿ka dla s³oni. Na jego obrze¿ach
rozmieszczono kilka drewnianych i metalowych ³awek. Tennant wybra³ jedn¹
z nich, stosunkowo such¹ pod roz³o¿ystym parasolem ga³êzi wysokiego wi¹-
zu. Zerkn¹³ na tarczê zegara, zapali³ papierosa i zabra³ siê do uk³adania planu
dzia³ania.
Kontakty z ludzmi Heydricha w Hamburgu i Berlinie zorganizowa³ w spo-
sób prosty i, wydawa³o siê, bezpieczny. Wszystkie meldunki radiowe nadawa³
z pok³adu Sandpipera. Nie otrzymywa³ ¿adnych odpowiedzi, wiêc nie zagra¿a³y
mu radiopelengatory RAF.
Instrukcje z Niemiec wyszukiwa³ wSród og³oszeñ w  Daily Sketch trzecie-
go, pi¹tego i siedemnastego dnia po nadaniu meldunku. Reklama przeczyszczaj¹-
cych zió³ szwedzkich zosta³a opatrzona adresem Heydricha w Sztokholmie. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl