[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zobowiązań, będącym zarazem środkiem i celem. Natomiast Duncan
Forsythe coś dla mnie znaczył. Nie mogłabym wykreślić go ze swojego
życia. Ileż uczuć przepełniało moje serce! Całowałam jego dłonie i stopy,
ujeżdżałam go, aż jego lędzwie wsunęły się między moje śliskie uda,
oplotłam go rękoma i nogami i walczyłam z nim, mięśnie przeciw
mięśniom, aż jego przeważająca siła przemogła mnie i zdobyła.
Został, aż minęła jedenasta. Wydawało mi się, że zupełnie stracił poczucie
czasu, ale raptem wyskoczył z łóżka i popatrzył na mnie z góry.
-Muszę już iść - rzekł. Nic więcej. Kiedy się ubrał i uczesał przed moim
lustrem, wrócił do mnie, nachylił się i przytknął policzek do mojego
policzka. - Mogę przyjść jutro o czwartej? - spytał.
- O, tak! - odparłam.
O, tak! Chyba się zakochałam. Bo inaczej jak mogłabym dopuścić do tego,
co się stało?
Niedziela.
29 maja 1960.
Toby'ego spotkałam, zanim poszłam o pierwszej na posiadówkę z panią
Delvecchio Schwartz. Nie mam pojęcia, w jaki sposób nowiny tak szybko
się rozchodzą, bo Toby już wiedział. Niby skąd?
- Jesteś głupia - rzucił porywczo. W jego oczach czerwień dominowała nad
brązem. - Jesteś głupsza od Pappy, jeżeli to w ogóle możliwe.
Nie zaszczyciłam go odpowiedzią, tylko wyminęłam i weszłam do salonu
pani Delvecchio Schwartz.
-150-
- Pojawił się król denarów - powiedziała, kiedy usiadłam i sięgnęłam po
szklaneczkÄ™ z logo pasty serowej Krafta.
- Nie do wiary - rzekłam, wstrzemięzliwie sącząc brandy. Lepiej się
powściągnąć, pomyślałam, skoro za parę godzin wróci pan Forsythe. -
Jakim sposobem wieści tak szybko się tu rozchodzą?
-Flo - odparła krótko, podrzucając naszego aniołka na kolanie.
Flo uśmiechnęła się do mnie smutno, zsunęła z kolan matki i poszła
gryzmolić na ścianie.
- Nie martwi cię, że jest żonaty? - spytała moja gospodyni, wykładając
wędzonego węgorza i chleb z masłem.
Zastanowiwszy się chwilę, wzruszyłam ramionami.
- Szczerze mówiąc, jestem z tego raczej zadowolona. Nie bardzo wiem,
czego chcę. Wiem natomiast z pewnością, czego nie chcę.
- A czego nie chcesz?
- Nie chcę zamieszkać na stałe w eleganckim domu i grać roli pani
doktorowej.
- No i dobrze - rzekła z wesołym uśmiechem. - Karty nie przepowiadają ci
życia na przedmieściach, Harriet Purcell.
- Czy czeka mnie życie w Kings Cross? - spytałam. Zrobiła unik, nie
chciała mi nic obiecywać.
- Wszystko zależy od tego. - Wskazała kryształową kulę.
Przyjrzałam się jej z zaciekawieniem i większą uwagą niż kiedykolwiek
przedtem. Nie była całkiem bez skazy, choć nie widać w niej pęknięć ani
banieczek powietrza. Jedynie cienkie smużki niczym gwiezdne mgławice
na niebie południa. Kula tkwiła mocno w czarnej hebanowej podstawie,
która musiała mieć odpowiednie zagłębienie, by utrzymać taki duży
przedmiot (o średnicy co najmniej dwudziestu centymetrów). Zauważyłam
też fałdkę czarnej tkaniny osłaniającej krawędz podstawy. No tak, pani
- 151 -
Delvecchio Schwartz musiała zabezpieczyć kulę przed zadraśnięciem o
heban. W bibliotece Queens zajrzałam do informatora Mercka pod hasło
 kryształ kwarcowy" i dowiedziałam się, że cechuje go  miękka"
twardość. Nie nadaje się do wykorzystania jako kamień szlachetny, można
go natomiast ciąć i polerować.
Dlaczego to powiedziała? To ma jakieś znaczenie. Ale jakie?
- Wszystko zależy od tego, co stanie się z kulą - powiedziałam.
- Zgadza siÄ™.
A więc zamierzała pozostać tajemnicza. Chcąc ją wybadać, zadałam od
niechcenia pytanie:
- Kto pierwszy wpadł na pomysł, żeby zrobić z kryształu kulę i użyć jej do
przewidywania przyszłości?
-W kuli niekoniecznie widać przyszłość. Przeszłość też. Nie wiem kto, ale
musiał być już stary, kiedy czarodziej Merlin był małym chłopcem -
odpowiedziała, nie dając się wciągnąć w dalsze dywagacje.
Wyszłam trochę wcześniej, żeby być na dole, kiedy przyjdzie pan
Forsythe. Nie wszystko miało się zmienić ze względu na niego. Czy mu
się to spodoba, czy nie, zamierzałam wziąć do siebie Flo na dwie godziny.
Pani Delvecchio Schwartz sprzeciwiała się, ale postawiłam na swoim. Po
przyjściu Harolda aniołek miał sfrunąć do mnie.
Harold jak zwykle czaił się w ciemności. Czekał. Z oczami pełnymi
nienawiści. Ignorując go, ruszyłam schodami w dół.
- Dziwka! - szepnÄ…Å‚. - Dziwka!
Pan Forsythe przybył punktualnie. Siedziałyśmy na podłodze, a wokół nas
leżały kredki, bo Flo nie chce się bawić niczym innym. Przyniosłam z
Bronte kilka własnych starych zabawek - lalkę z ubrankami, trójkołowy
rowerek, klocki z literami alfabetu. Ale Flo nie chciała nawet na to
spojrzeć. Interesowały ją wyłącznie kredki.
- Otwarte! - zawołałam.
-152-
Biedaczek! Kiedy wszedł, zobaczył swoją dziewczynę siedzącą na
plecionym dywaniku i bawiÄ…cÄ… siÄ™ kredkami z czteroletnim dzieckiem.
Ależ miał minę! Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Ona nie jest moja - wyjaśniłam.
Wstałam i podeszłam do niego. Ustami i nosem dotknęłam siwizny na jego
skroni. Pachniał rozkosznie, drogim mydłem, i nie smarował tych
cudownych włosów żadnym olejkiem. Wzięłam go za rękę i
podprowadziłam do Flo, która popatrzyła na niego bez strachu i od razu
się uśmiechnęła.
- To jest Flo, córka gospodyni. Każdej niedzieli pilnuję jej od czwartej do
szóstej, więc jeżeli się spieszysz, to, niestety, będziemy mogli najwyżej
porozmawiać.
Przykucnął i uśmiechając się, pogłaskał Flo po główce.
- Jak siÄ™ masz, Flo?
Ortopedzi z reguły nawiązują dobry kontakt z dziećmi, które często
bywają ich pacjentami, ale mimo usilnych starań nie udało mu się nakłonić
Flo do mówienia.
- Sprawia wrażenie niemej - rzekłam - ale jej matka twierdzi, że mała
mówi. Zrozumiem, jeżeli odniesiesz się do tego sceptycznie. Ja i mój
przyjaciel wierzymy, że porozumiewa się z matką bez słów, za
pośrednictwem telepatii.
Istotnie odniósł się sceptycznie - no cóż, jest chirurgiem. Chirurdzy nie
puszczajÄ… wodzy wyobrazni, a przynajmniej nie w zwiÄ…zku z telepatiÄ… i
postrzeganiem pozazmysłowym. Do tego potrzeba psychiatry, i to najlepiej
pochodzÄ…cego z Azji.
Pani Delvecchio Schwartz szybko rozprawiła się dziś z Haroldem. Wpadła
do mojego mieszkania, choć Flo nie była u mnie nawet pół godziny.
-Ach, tu jesteś, aniołku! - pisnęła sztucznym głosem, jakby szukając jej,
przetrząsnęła cały Dom. Potem podparła się pod boki jak cyrkowy komik i
udała, że dopiero w tej milisekundzie spostrzegła mojego gościa. - Oho!
- 153-
Król denarów! - ryknęła i porwała zdumioną Flo. - Chodz, aniołku, nie
przeszkadzaj. Państwo potrzebują trochę prywatności, he-he-he.
Rzuciłam jej spojrzenie, mówiące, że w życiu nie widziałam tak
kiepskiego występu, i dokonałam prezentacji:
- Pani Delvecchio Schwartz, doktor Duncan Forsythe. Doktor jest jednym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl