[ Pobierz całość w formacie PDF ]

twić podróż w celu odnalezienia rodzonego ojca, który choć
częściowo mógłby wynagrodzić jej utratę matki.
Gracie chciała spotkać się z ojcem, zanim zadecyduje, co
będzie robić dalej.
Czy ta Å›liczna, radosna dziewczynka zapragnie kiedyÅ› te­
go samego? Serce ścisnęło jej się z bólu. Nie wiedziała, czy
bardziej boi siÄ™ o LucÄ™, czy o MilÄ™.
Luca usÅ‚yszaÅ‚ jej cichy szloch i odwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™ w kierun­
ku drzwi.
- Cześć - powiedział.
- Cześć - odparła zdławionym głosem.
Mila ziewnęła głośno, przerywając ciszę.
- Nie chcesz spać? - spytała Gracie.
- Tak. Ale musiałam nauczyć tatę stawiać babki z piasku.
Luca z czuÅ‚oÅ›ciÄ… pogÅ‚adziÅ‚ córeczkÄ™ po czuprynie. O Bo­
że! Jak on ją kochał!
- Rozumiem - stwierdziła poważnie Gracie. - Czy tata już
się nauczył?
Luca wstał, otrzepał spodnie i skinął głową.
- Zwietnie - ucieszyÅ‚a siÄ™ Gracie. - W takim razie wszy­
scy idziemy spać.
Mila od razu podniosła rączki, żeby Gracie mogła zdjąć
jej sukienkę. Zawsze chciała, żeby pomagał jej w tym Luca.
Nawet kiedy jej prababcia była w pobliżu. I kiedy Domeni-
co był w domu. Nawet gdy żyła Sarina. Zawsze był on i jego
mała Mila przeciw całemu światu. A teraz ta obca kobieta
wkroczyła w ich życie i jego Mila ją pokochała.
Ale czy nie tego właśnie chciał? %7łeby przygotowała ją
do samodzielnego życia, gdy pójdzie do szkoły, a potem
w świat? %7łeby Mila mogła jej się zwierzyć, gdy po raz
pierwszy się zakocha? Biedny tata na pewno nie umiałby
jej doradzić.
Teraz patrzył na Milę, zastanawiając się, jak zniesie jej
pierwszy krok w samodzielne życie.
Gracie zawahała się, wyczuwając jego rozterkę.
- Pomóż jej - powiedział Luca, robiąc krok w tył.
Gracie posÅ‚uchaÅ‚a go, a potem poÅ‚ożyÅ‚a sukienkÄ™ dziew­
czynki na stojącym w kącie koniku na biegunach. Wyjęła
z szafy ulubioną koszulkę nocną małej i włożyła jej przez
głowę. Przemawiając czule, położyła Milę do łóżka. Potem
pocałowała ją w czoło i szepnęła coś do ucha.
Mała uśmiechnęła się i od razu zapadła w sen.
Luca nie wiedział, dlaczego wciąż czuje niepokój w obec-
ności Gracie. Myślał o niej nawet wtedy, gdy nie było jej
w pobliżu. Kiedy jej nie widział, bez przerwy się zastanawiał,
co ona robi i gdzie poszła.
W milczeniu szli korytarzem. Luca czuł się niezręcznie
jak na pierwszej randce w życiu.
Ale to przecież nie była randka.
ZerknÄ…Å‚ w bok. Dobrze widziaÅ‚ jej profil, bo Gracie by­
ła uczesana w koński ogon. Jej policzki były zaróżowione
od siedzenia przy kominku. Gęste czarne rzęsy przysłaniały
oczy. Jak zwykle miaÅ‚a na sobie wysÅ‚użony T-shirt, tym ra­
zem zachęcający do wizyty w zoo w Melbourne. Była taka
drobna, że instynktownie miaÅ‚ ochotÄ™ jej bronić, lecz z dru­
giej strony nie byÅ‚ pewien, czy zdoÅ‚aÅ‚by poskromić jej żywio­
łowy temperament. Poradziła sobie świetnie z Domem. Luca
był speszony, bo sam nie wiedział, dlaczego tak zależy mu na
tej niedawno poznanej kobiecie.
Kiedy stanęli przed drzwiami jej sypialni, w błękitnych
oczach Gracie czaił się niepokój.
- Chce ci się spać? - spytał Luca. Miał wrażenie, że zna
odpowiedz na to pytanie.
- Nie bardzo - odparła, wzruszając ramionami.
- Napijesz siÄ™ gorÄ…cej czekolady?
Spojrzała na niego, marszcząc brwi.
-Tak.
- To może spotkamy się za dziesięć minut na tarasie?
Przyniosę czekoladę, a ty krzesła.
Przez chwilÄ™ siÄ™ zastanawiaÅ‚a, a potem skinęła gÅ‚owÄ… i we­
szła do sypialni.
Chociaż to nie była randka, Luca był rozczarowany, że nie
doczekał się pocałunku.
Gracie oparÅ‚a siÄ™ o drzwi i wzięła gÅ‚Ä™boki oddech. GorÄ…­
ca czekolada o północy. Z LucÄ…. Na tarasie. W Å›wietle ksiÄ™­
życa. Sam na sam.
Jeszcze wczoraj byłaby zła na siebie, że zgodziła się na
coś takiego. Przez cały czas będzie marzyć o jego ustach.
Ale dziś jej pragnienia przyćmiła myśl, że Luca nie jest
naturalnym ojcem Mili. Nie zaÅ›nie, jeÅ›li nie dowie siÄ™ cze­
goś więcej.
Trzy minuty już minęły. Przebrać się czy nie? Zdjęła
T-shirt i dżinsy i włożyła czarne spodnie do ćwiczenia jogi,
czarny T-shirt i różowe nocne skarpetki. Kiedy wynosiła
drugie krzesÅ‚o na taras, Luca stawiaÅ‚ na rozkÅ‚adanym sto­
liku termos z gorÄ…cÄ… czekoladÄ….
- A gdzie twój T-shirt z Anonimowymi Pożeraczami Cze­
kolady? - spytał.
Miała nadzieję, że zapomniał, jaki strój miała na sobie
pierwszego ranka. Niestety po błysku w oku zorientowała
się, że tak nie jest
- Poszedł na emeryturę - warknęła.
- Szkoda - westchnÄ…Å‚, spoglÄ…dajÄ…c na swoje eleganckie
spodnie i koszulę, które włożył przed podróżą do Rzymu.
- Ale i tak czujÄ™ siÄ™ nieodpowiednio ubrany.
- Mogę pożyczyć ci nocne skarpetki - zaproponowała.
- Dziękuję - odparł, uśmiechając się pod nosem.
Potem nalał do dwóch aluminiowych kubków parującą
czekoladÄ™.
Gracie wzięła do ręki kubek, oparła nogi o balustradę
i objęła rękami kolana.
- Kelly i Cara byłyby zachwycone tym miejscem.
- To je zaproÅ›.
Gracie zgromiła go wzrokiem.
- Mam je zaprosić, żeby wpadły na weekend do Włoch
pooglądać piękne widoki?
- Nie tylko na weekend - odparÅ‚ Luca, wzruszajÄ…c ramio­
nami. - Mogą przyjechać, na ile chcą. Tu jest tyle miejsca, że
wszyscy twoi przyjaciele... - ZawiesiÅ‚ gÅ‚os, pozwalajÄ…c do­
kończyć Gracie.
- Nawet ich jeszcze nie zawiadomiÅ‚am, że tu jestem - wy­
znała.
- Muszą się chyba bardzo martwić!
- Nie. Moje przyjaciółki mają teraz co innego do roboty.
Obie są strasznie zakochane i ostatnio nie miały dla mnie
ani chwili czasu.
- Nie podobają ci się ich partnerzy? - spytał, popijając
czekoladÄ™.
- O Boże! Nie! Adam i Simon są wspaniali. Kelly i Cara
żyją jak we śnie. Po prostu nie chcę im przeszkadzać. Znają
mnie i wiedzą, że zawsze byłam zwariowana.
- Niemożliwe.
- O, tak.
- W takim razie są chyba święte, że to wytrzymują.
- Nie. Po prostu siÄ™ lubimy. Ale jestem nieodpowiedzial­
na. Ni stÄ…d, ni zowÄ…d wyjechaÅ‚am do Rzymu, nie zostawia­
jÄ…c im nawet adresu.
- Nie powinnaś być wobec siebie taka surowa, Gracie -
powiedział Luca. - Myślisz, że oddałbym ci pod opiekę Milę,
gdybym nie sądził, że jesteś odpowiedzialna?
Na wspomnienie jego córki Gracie przebiegł dreszcz.
- Kto wie? Może nie miałeś innego wyjścia. Gdybyś nie
spotkał mnie, pewnie zaprosiłbyś jakąś inną bezdomną,
zrozpaczonÄ… kobietÄ™.
Luca potrząsnął głową.
- To nie mógł być nikt inny. Jesteś z natury dobra, choć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl