[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale czy mê¿czyxni warci s¹ s³Ã³w?
Cymmerianin groxnie przypomnia³ dziewczynie:
Patrz pod nogi i uwa¿aj na smo³ê! I na inne rzeczy te¿&
156
Spêtana Wesz by³a pusta jak nigdy. Fendi samotnie siedzia³ za
sto³em, przed nim sta³ nietkniêty kubek z winem i talerz z zimnym
miêsem. MySla³ w napiêciu. O czym? nie urodzi³ siê jeszcze na
Swiecie taki cz³owiek, któremu pozwolono by poznaæ jego mySli.
Nagle otworzy³y siê drzwi. Gwa³townie. Ale nó¿ by³ szybszy. Zami-
gota³ jak srebrzysta rybka i wbi³ siê na poziomie piersi wchodz¹ce-
go. ¯aden z psów Fendiego nie Smia³by tak szarpaæ drzwiami, a wiêc
obcy. Obcym Smieræ. JeSliby miêdzy powstaniem mySli a wprowa-
dzeniem jej w czyn by³a choæby chwila pauzy, Fendi nie zaj¹³by i nie
utrzyma³ tronu vagarañskich z³odziei. Ataman odwróci³ siê, s³ysz¹c
skrzypienie i jednoczeSnie rzuci³ no¿em, który nie wiadomo sk¹d
pojawi³ siê w jego rêku.
Z uczuciem zdziwienia Fendi po¿egna³ siê dawno i na zawsze.
Od dzieciñstwa rzuca³o go po Swiecie, by³ w najokrutniejszych sytu-
acjach i widzia³ przeró¿ne rzeczy. Tak¿e wszelkiego rodzaju czary
i najdziwniejsze potwory.
Monstrum, które otworzy³o drzwi, w³adowa³o siê do Srodka, trzy-
maj¹c przed sob¹ tarczê z wbitym w ni¹ no¿em. Przera¿aj¹cy wy-
gl¹d syna piekie³ i nieudany rzut no¿em nie wywo³a³ u Fendiego ni-
czego poza pragnieniem dzia³ania. Gdy obcy zrobi³ krok po brudnej
pod³odze karczmy, niewysoki, ruchliwy Shemita pokona³ dziel¹c¹
ich odleg³oSæ i w¹skie, ¿ylaste d³onie króla z³odziei wyjê³y spod czer-
wonej koszuli dwa sztylety. Sta³o siê to tak szybko, ¿e potwór chyba
nie zrozumia³, gdzie podzia³ siê cz³owiek, którego dopiero co wi-
dzia³.
Ale dwa jeden po drugim ciosy w plecy podpowiedzia³y mu
gdzie. Ozdobiona koScianym guzem g³owa zaczê³a krêciæ siê w po-
szukiwaniu bezczelnej ofiary, siekiera zosta³a podniesiona przez
w³ochate ³apy do zadania Smiertelnego ciosu. Wtedy praw¹ stopê
potwora u¿¹dli³y dwa cienkie ostrza.
Tak jak zabija siê moskity nie patrz¹c, klepi¹c siê po tym miej-
scu, gdzie czuje siê obecnoSæ obcego cia³a i uk³ucie, tak w³aSnie
potwór machn¹³ siekier¹, kieruj¹c pó³ksiê¿yc tam, gdzie powinien
znajdowaæ siê bezczelny cz³owiek.
Gdyby Fendi umia³ siê Smiaæ, to teraz na pewno pozwoli³by so-
bie na tak¹ przyjemnoSæ, patrz¹c, jak potwór przecina swoim topo-
rem powietrze, obraca siê i gapi na to miejsce, gdzie w jego, potwo-
ra, rozumieniu powinien walaæ siê przeciêty na pó³ trup. Przera¿aj¹ce
straszyd³o zastanawia siê, gdzie Smia³ podziaæ siê ten owad z niepo-
wa¿nymi no¿ykami i jak mu siê uda³o uciec. A Fendi sta³ za w³ocha-
157
tymi plecami potwora, prawie siê o nie opieraj¹c. Nie spiesz¹c siê,
wybiera³ punkty, w które uderzy za chwilê. Cz³owiek widzia³ jasno
koniec pojedynku.
Potwór nie mia³ szans. By³ zbyt nieruchawy. Z tymi, którzy ustê-
powali Fendiemu pod wzglêdem szybkoSci reakcji i ciosów, szybki,
zrêczny, gibki Shemita rozprawia³ siê bez skrupu³Ã³w, nie daj¹c prze-
ciwnikowi ¿adnej szansy prze¿ycia. Ci, którzy mu pod tymi wzglê-
dami nie ustêpowali, musieli pope³niæ inny b³¹d skoro Fendi do tej
pory ¿y³ i cieszy³ siê dobrym zdrowiem. I nikt ani w Vagaranie, ani
nigdzie indziej nie ma prawa uwa¿aæ siê za najlepszego wojownika,
dopóki oddycha tym samym powietrzem, co Fendi. A jeSli ktoS za-
cznie mieæ o sobie zbyt wysokie mniemanie, to musi spróbowaæ szczê-
Scia i albo umrzeæ, albo zabiæ Fendiego. W Vagaranie ju¿ od dawna
takich nie ma&
Pozostali jednak przyjezdni. Na przyk³ad ten wychwalany bar-
barzyñca-gladiator, który jak mówi¹, nie ma sobie równych i który
zapewne te¿ tak s¹dzi. Ale to nic: wkrótce siê wyjaSni, kto umie le-
piej zabijaæ. Ju¿ nied³ugo siê spotkaj¹.
Ale najpierw ta jaszczurka z toporem. Mimo twardej jak skoru-
pa starego orzecha skóry, Fendi podziurawi j¹ sztyletami, wyk³uje
oczy. Straszyd³o zamieni siê w Slepe rzeszoto, i jeSli nawet jest z sa-
mego Rwiata Demonów, tam w³aSnie powróci. A on wyjdzie z tego
bez jednego zadrapania.
Prawie tak w³aSnie siê sta³o.
Fendi zada³ jeszcze trzy ciosy no¿ami w bok, plecy i w³ochat¹
nogê bestii i zupe³nie nieoczekiwanie dla potwora znalaz³ siê przed
nim i podskoczy³.
Zimny b³ysk metalu to by³a ostatnia rzecz, jak¹ zobaczy³ Sta-
ro¿ytny. Rozpalone prêty wbi³y siê w jego oczy i Swiat zgas³. Potwór
po raz pierwszy w ¿yciu wyda³ ochryp³y, wSciek³y ryk, zakrêci³ siê,
r¹bi¹c siekier¹ wszystko, co by³o za blisko. Z wyk³utych oczu s¹czy-
³a siê ¿Ã³³ta mêtna max.
Fendi odskoczy³ na bezpieczn¹ odleg³oSæ i wybra³ miejsce do
kolejnego, ostatniego ju¿ ciosu, gdy k¹tem oka zauwa¿y³ ruch
w drzwiach.
Odwróci³ siê, sta³o tam jeszcze jedno straszyd³o, a za nim b³ysz-
cza³ he³m trzeciego.
Decyzja zosta³a podjêta b³yskawicznie. No có¿, pierwszy po-
twór mia³ szczêScie. Ci, którzy teraz przybyli, równie¿. Król z³odziei
zupe³nie nie by³ ciekaw, co to za potwory i sk¹d siê wziê³y w jego
158
rezydencji, najwa¿niejsze, ¿e wrogów by³o du¿o. Rzucaæ siê do walki
z przewa¿aj¹cymi si³ami przeciwnika to g³upota, a nie odwaga
tak brzmia³a jego dewiza i dlatego postanowi³ uciec ze Spêtanej
wszy , wybieraj¹c do przymusowej i nie hañbi¹cej ucieczki najpew-
niejsz¹ drogê.
Z sali jadalnej do kuchni. Z kuchni do przybudówki, gdzie
dzielono tusze. Wszystkie drzwi za sob¹ zamyka³ na zasuwy. W przy-
budówce Shemita odsun¹³ stó³, otworzy³ klapê tajnego luku i sko-
czy³ do podziemnego przejScia, ³¹cz¹cego karczmê z oddalon¹ o piêæ-
dziesi¹t kroków stajni¹. Tunel wykopano w celu ucieczki przed
ob³awami, które co jakiS czas organizowa³a stra¿ miejska, ale korzy-
stano z niego rzadko ró¿nice zdañ za³atwiano zazwyczaj pokojo-
wo, jak to miêdzy swojakami.
Woda. ¯aden nie pilnuje. £otry. Ju¿ ja im dam . Fendi zrobi³
dwa kroki w wodzie, która siêga³a mu do kostek i przy trzecim po-
czu³, ¿e nie mo¿e wyci¹gn¹æ nogi.
Shemitê zawsze ratowa³a z opresji sprawdzaj¹ca siê zasada: po-
czujesz niebezpieczeñstwo b³yskawicznie zareaguj . Ataman pod-
skoczy³, uwolni³ nogi z safianowych butów i wpar³ siê rêkami i no-
gami w Sciany w¹skiego prze³azu. Nie wiedzia³ dlaczego, ale czu³
jeSli dotknie tego, w czym ugrzêz³y jego buty, zginie.
Pokonanie drogi do stajni po Scianach prze³azu by³o zajêciem
bardziej niebezpiecznym i wyczerpuj¹cym ni¿ powrót i opuszczenie
karczmy przez dach na linie. Przed jaszczurami z toporami uda mu
siê uciec, ile by ich tam by³o. A poza tym: po co potwory mia³yby
w³aziæ na dach?
I Fendi jak mucha na Scianie ruszy³ z powrotem.
Oto i luk. Uniós³ g³ow¹ klapê, wsun¹³ pod ni¹ praw¹ rêkê, chwyci³
za brzeg. Lew¹ otworzy³ luk, potem wczepi³ siê palcami w deski obok
prawej d³oni. Zacz¹³ wci¹gaæ cia³o na górê.
Jak oni zd¹¿yli tacy powolni, nieruchawi, przecie¿ nie powin-
ni byli zd¹¿yæ!&
Ale nad g³ow¹ zalSni³ pó³ksiê¿yc i odr¹bane d³onie zsunê³y siê
do podziemnego przejScia. Rozleg³ siê g³oSny plusk, gdy cia³o ata-
mana zetknê³o siê z grz¹sk¹ galaret¹.
Czarna, lepka, gêsta jak miód substancja wyda³a dxwiêk po-
dobny do cichego, zadowolonego burczenia, gdy uwi¹z³ w niej cz³o-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]