[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Woda parowała. Przy wannie paliły się świece. Poprosiła, żeby usiadł na tatami. Siedzieli,
stykając się kolanami, ich twarze dzieliło trzydzieści centymetrów.
- Hannibalu, jedz ze mną do Japonii. Mógłbyś założyć klinikę w wiejskim domu
mojego ojca. Jest tam tyle do zrobienia. Bylibyśmy razem. - Nachyliła się ku niemu.
Pocałowała go w czoło. - W Hiroszimie zielone pędy roślin przebijają się przez popiół ku
światłu. - Dotknęła jego twarzy. - Jeśli ty jesteś spaloną ziemią, ja będę ciepłym deszczem.
Wyjęła pomarańczę z miski przy wannie. Wbiła w nią paznokcie i przyłożyła
pachnącą rękę do jego ust.
- Prawdziwy dotyk jest lepszy od mostu marzeń. - Filiżanką do sake nakryła stojącą
tuż obok świecę. Filiżanki nie zabrała. Trzymała na niej rękę dłużej, niż musiała.
Pchnęła pomarańczę palcem i owoc potoczył się po płytkach, wpadając do wody.
Wtedy objęła Hannibala za głowę i pocałowała go w usta szybko rozkwitającym pąkiem
pocałunku.
Z czołem na jego wargach rozpięła mu koszulę. Odsunął ją na długość ramienia i
błyszczącymi oczami spojrzał na jej piękną twarz. Byli tak blisko i tak daleko zarazem, jak
lampa między dwoma lustrami.
Zrzuciła szlafrok. Oczy, piersi, plamki światła na jej biodrach, symetria na symetrii,
jego coraz krótszy oddech.
- Hannibalu, obiecaj mi.
Przyciągnął ją do siebie z mocno zaciśniętymi oczami. Jej usta, jej oddech na szyi,
oddech w zagłębieniu gardła, na obojczyku. Na clavicula. Waga świętego Michała.
Widział pomarańczę podskakującą na wodzie. Przez chwilę była czaszką jelonka
gotującego się w wanience, jelonka bodzącego, bodzącego ścianki w rytm stukoczącego
serca, jakby mimo śmierci rozpaczliwie chciał się z niej wydostać. Skazani na wieczne
potępienie przemaszerowali w łańcuchach przez pierś i przeponę do piekła pod wagą.
Mostkowo - gnykowy, Å‚opatkowo - gnykowy, tarczowo - gnykowy, aaamen.
Nadeszła pora i pani Murasaki o tym wiedziała.
- Obiecaj. Uderzenie serca.
- Obiecałem już Miszy.
Siedziała obok wanny, dopóki nie usłyszała, jak zamykają się drzwi. Wtedy włożyła
szlafrok i starannie zawiązała pasek. Wzięła świece z łazienki i postawiła je przed zdjęciami
na ołtarzyku. Ich płomień zamigotał na twarzach zmarłych i na czuwającej zbroi, a na masce
Masamune zobaczyła tych, którzy mieli dopiero umrzeć.
50
Doktor Dumas powiesił kitel na wieszaku i pulchnymi palcami zapiął górny guzik.
Policzki też miał pulchne i różowe, włosy jasne i zawsze świeże, a świeżość jego ubrania
utrzymywała się przez cały dzień, podobnie jak jego nieziemsko wesoły nastrój. W
prosektorium pozostało tylko kilku studentów, którzy sprzątali swoje stoły.
- Hannibalu - powiedział pogodnie Dumas. - Na jutro rano będę potrzebował obiektu z
otwartą klatką piersiową. Ma mieć rozchylone żebra, odsłonięte i skontrastowane żyły płucne
oraz aorty sercowe. Po zabarwieniu skóry wnoszę, że numer osiemdziesiąt osiem zmarł na
niewydolność wieńcową. Warto by było to zobaczyć. Aortę zstępującą i okalającą zrób na
żółto. Jeśli są zablokowane, wstrzyknij kontrast z obydwu stron. Zostawiłem ci notatki. Masz
dużo pracy. Jeśli chcesz, dam ci do pomocy Gravesa.
- ZrobiÄ™ to sam, panie profesorze.
- Tak myślałem. Mam dobre wiadomości: Albin Michel przysłał pierwsze ryciny.
Jutro je obejrzymy. Nie mogę się już doczekać.
Wiele tygodni przedtem Hannibal zaniósł swoje rysunki na rue Huyghens. Na widok
tabliczki z nazwą ulicy pomyślał o panu Jakovie i Traktacie o świetle Christiaana Huygensa.
Potem przez godzinę siedział w Ogrodach Luksemburskich, obserwując dziecięce żaglówki
na stawie i rozwijając w myśli spiralne zwoje pobliskiego klombu. Lecter - Jakov - rysunki w
nowym atlasie anatomicznym miały być podpisane dwoma nazwiskami.
Z laboratorium wyszedł ostatni student. Gmach był teraz zupełnie opustoszały i
ciemny z wyjątkiem jaskrawych świateł w prosektorium. Gdy Hannibal wyłączył piłę, słychać
było jedynie cichy jęk szybów wentylacyjnych, owadzie cykanie przyrządów i bulgotanie
kolorowych barwników w retortach.
Hannibal przyjrzał się obiektowi, krępemu mężczyznie w średnim wieku z otwartą
klatką piersiową i żebrami rozchylonymi jak wręgi lodzi. Były to miejsca, które doktor
Dumas chciał zademonstrować podczas wykładu, robiąc ostatnie nacięcia i własnoręcznie
wyjmując płuca. %7łeby wykonać rysunek, Hannibal musiał obejrzeć je od spodu, lecz
oczywiście nie mógł. %7łeby mieć jakiś wzór, poszedł do muzeum anatomicznego, zapalając po
drodze światła w długim korytarzu.
Zigmas Milko, który siedział w ciężarówce po drugiej stronie ulicy, widział go przez
wysokie okna gmachu. W rękawie marynarki miał krótki łom, w kieszeniach pistolet i tłumik.
Gdy Hannibal zapalił światło w muzeum, dobrze mu się przyjrzał. Kieszenie fartucha
były płaskie, puste. Wyglądało na to, że chłopak jest nieuzbrojony. Wyszedł z muzeum z
jakimś słojem i gasząc światła, wrócił do laboratorium. Teraz światło biło tylko zza
matowych szyb i ze świetlików prosektorium.
Milko nie przypuszczał, żeby robota wymagała specjalnej czujności i przebiegłości,
ale na wszelki wypadek postanowił zapalić papierosa - jeśli tylko szpicel z ambasady jakieś
mu zostawił. Co za kutas. Sępił i sępił, jakby nigdy w życiu nie widział porządnych fajek.
Zabrał całą paczkę? Niech to szlag, co najmniej piętnaście lucky strike'ów. Zrób to, a potem
kup w bal musette jakieś amerykany. Rozluznij się, włóż tłumik do przedniej kieszeni spodni,
poocieraj się o dziewczyny w barze, spójrz im w twarz, kiedy poczują tę twardość, a rano
odbierz pianino Grutasa.
Ten chłopak zabił Dortlicha. Dortlich ukrył kiedyś łom w rękawie i chcąc zajarać,
wybił sobie ząb.
- Scheisskopf, trzeba było wiać razem z nami - powiedział do niego Milko. Nie
wiedział, gdzie Dortlich teraz jest, ale był pewnie w piekle.
Wziął dla zmyłki drabinę i pudełko z lunchem, przeszedł przez ulicę i ukrył się za
żywopłotem przy bocznej ścianie gmachu. Postawił nogę na pierwszym szczeblu i mruknął:
- Pieprzyć wieprza. - Odkąd mając dwanaście lat, uciekł z domu, powtarzał to jak
zaklęcie przed każdą akcją.
Hannibal wstrzyknął do żył niebieski barwnik i zerkając na zakonserwowane
alkoholem płuca w słoju, kolorowym ołówkiem zaczął rysować je na podkładce z klipsem za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]