[ Pobierz całość w formacie PDF ]

papilarne o średnicy osiemnastu stóp...
Przełożył z angielskiego Lech Jęczmyk
Michail Puchów - Wyprawa myśliwska
Stado odpoczywało właśnie w cieniu wielkiej geopodobnej planety, kiedy grupa rakiet
wypadła zza horyzontu, pędząc torem równoległym do orbity. Okręty szły lotem koszącym,
przedzierając się przez górną warstwę atmosfery, a potem wyskakiwały ku górze, zrzuciwszy
najpierw lekkie pojemniki z  harpiami , które już same robiły resztę.
- Tak - powiedział komodor.
Zciany sterówki flagowca były od góry do dołu usiane rozjarzonymi ekranami. Każdy z
nich odbierał sygnały nadawane przez jeden ze statków eskadry.
- Jeszcze trochę - powiedział komodor.
Ekrany przekazywały obraz planety. Krągły glob oplatany nićmi siatek celowniczych
zbliżał się i oddalał, olbrzymiał i malał, stawał się raz niewielką plamką, raz ostrym srebrzystym
sierpem, to znów ogromną dymną kulą zajmującą cały ekran. W ciemności nocnej strony globu
szybkie iskierki harpii ukryte wśród warstwy chmur posuwały się błyskawicznie do przodu.
- Chyba przeskoczyły - powiedział komodor.
Inne ekrany pokazywały obrazy widziane z dołu przez sfalowaną oponę chmur. Wszystko
mieszało się i kłębiło w zawirowaniach stratosfery. Przemykały kleksy chmur i strzępy lodowych
obłoków, a od czasu do czasu pojawiał się skrawek błękitnego nieba. Harpie wychodziły na cel.
- Niech pan przejrzy się w lustrze - powiedział inspektor. - Wygląda pan teraz jak jakiś
generał. Obrzydliwość!
Harpie wychodziły na cel. Podkradły się do niego od dołu, kryjąc się pod osłoną chmur, i
teraz zadzierały ku górze drapieżne dzioby, pędziły coraz wyżej i wyżej, niemal pionowo, aż
pomknęły prosto w zenit.
- Generał... - powiedział komodor. - Niech pan wreszcie zrozumie, że z naszych usług
korzystają wszystkie kolonie w okupowanej strefie Galaktyki. To przecież oczywiste. Statki są
potrzebne wszystkim, a żywe transportowce są o wiele tańsze od zwykłych gwiazdolotów.
- Pańskie słowa również wzbudzają obrzydzenie - powiedział inspektor. - Kolonie,
okupacja...
Stado poruszyło się niespokojnie. Samce pilnujące jego bezpieczeństwa dały sygnał
alarmowy, natychmiast wzmocniony do zespolonego radiokrzyku. Stado niemal natychmiast
rzuciło się do ucieczki. Ale było już za pózno...
- Dlaczego nie nazywać rzeczy po imieniu? - powiedział komodor.
***
- Humaniści! - burknął komodor. - Gdyby nie wy, bylibyśmy już w domu.
Siedzieli w przeciwległych kątach sterówki, ale myśleli o tym samym.
Inspektor czekał na Ziemię. Wszak Ziemia to jego własne osiemdziesiąt kilogramów
wsparte nogami o prawdziwy, twardy grunt. Ziemia to delikatne niebo zamiast bezbrzeżnej, lecz
dusznej otchłani, to swobodna przestrzeń zamiast ciasnoty statków i baz planetarnych, to ciekawa
praca zamiast nużących inspekcji i kontroli. Na Ziemi inspektor przestawał być inspektorem i
chciał się na niej znalezć jak najprędzej, żeby wreszcie zająć się prawdziwą robotą.
Komodor również myślał o Ziemi, ale myślał zupełnie inaczej. Na Ziemi czekał go
trybunał.
- Wasza instytucja to zwyczajne towarzystwo przyjaciół zwierząt - powiedział komodor. -
Zbiorowisko czułostkowych panienek!
- A pan jest zwyczajnym przestępcą - odparł inspektor.
Byli nadal na flagowcu eskadry, ale sama eskadra zmieniła już miejsce pobytu. Polowanie
skończyło się i teraz statki leciały szykiem torowym poganiając stado promieniami hipnotyzatorów,
utrzymując je na kursie wiodącym wprost ku coraz większej żółtawej tarczy.
Eskadra wchodziła do Układu Słonecznego. To inspektor rozkazał, aby się tam udała.
- Jestem myśliwym - ciągnął komodor. - Przez całe życie zajmowałem się tą robotą, lubię ją
i niezle sobie z nią radzę. Aż tu nagle dowiaduję się, że popełniam przestępstwo, że polowania
trzeba się wstydzić...
- Tak jest w istocie - powiedział inspektor.
- Dowiaduję się, że moja załoga jest aresztowana, majątek skonfiskowany, a my wszyscy
razem, nie wiadomo po co, musimy lecieć na Ziemię. - Wiadomo po co - rzucił sucho inspektor. -
Moi ludzie porządnie się napracowali. Wracamy z bogatą zdobyczą. Złowiliśmy przywódcę stada,
a to jeszcze nikomu się nie udało.
- Moje gratulacje.
- Wracamy bez strat.
- Szczerze współczuję.
Zamilkli.
- Nie - odezwał się po chwili komodor. - Pan jest Ziemianinem i pan tego nie zrozumie. Pan
wierzy w to, co mówi.
- To należy do moich obowiązków.
- Paskudne ma pan obowiązki - parsknął komodor. - Zamiast pracować jak każdy
przyzwoity człowiek, szwenda się pan po całym kosmosie i szuka ludzi, którzy robią coś, wedle
pana, niezgodnego z prawem. To znaczy akurat tych, którzy robią pożyteczną robotę.
- Tyle że kryminalną - dodał inspektor.
- Zciga pan porządnych facetów, którzy tu, w tym obcym dla nas świecie, powtarzają
bohaterskie czyny przodków oswajających wilki i siodłających dzikie konie. Prześladuje pan
chłopaków, którzy zaopatrują w transportowce kosmiczne całą Galaktykę. Nie wspomnę już, że
nadstawiają przy tym własne głowy.
- Gangsterzy również ryzykowali - powiedział inspektor.
- Powód może być tylko jeden: ktoś na Ziemi stara się utrwalić wasz monopol na produkcję
kosmicznych środków komunikacyjnych. Tylko po to wyłazi pan ze skóry. Takie to są pańskie
obowiÄ…zki, inspektorze.
- Proszę skończyć z tą demagogia! - wybuchnął inspektor. - Sam pan przecież doskonale
rozumie, że to było wstrętne. To pańskie tak zwane polowanie, to strzelanie brudnymi elektrodami
i podporzÄ…dkowywanie sobie wolnych istot.
- Ale to przecież nie ludzie, to tylko zwierzęta.
- Niech pan nie udaje naiwnego!
- Zaraz pan, inspektorze, powtórzy raz jeszcze, że astrobiolodzy nie dali negatywnej
odpowiedzi na pańskie pytanie. Ale nie dali też odpowiedzi pozytywnej!
- Proszę skończyć z tą demagogią - powtórzył inspektor.
- To nie jest demagogia. Ale pan jest Ziemianinem i dlatego nie potrafi tego zrozumieć.
Zapomnieliście już, co to łączy brak energii. Jeśli potrzebujecie statku, po prostu go wypożyczacie.
W koloniach jest zupełnie inaczej i nie należy o tym zapominać.
- Oczywiście - zgodził się inspektor, który jednak czymś zapomniał. - Pan za to o niczym
nie zapomina.
- Tak - powiedział komodor. - Właśnie dlatego zaopatrujemy w transport kosmiczny niemal
całą Galaktykę. Nie obchodzi nas, jak te transportowce są zbudowane i jak działają. Najważniejsze
jest to, że te pojazdy są lepsze i tańsze od wszystkiego, co kiedykolwiek udało się stworzyć
człowiekowi. Ważne jest to, że dziś nawet najmniejsza kolonijka może samodzielnie eksplorować
kosmos i że jedynym potrzebnym do tego celu urządzeniem technicznym jest niewielka kapsuła
orbitalna. Nigdy o tym nie zapominamy i żaden trybunał nas do tego nie zmusi! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl