[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nic pod względem jego powstania. Być może, że będzie to starszym uszom brzmieć niewy-
godnie i nieprzyjemnie, gdyż oddawna sądzono, że dający się wykazać cel, pożyteczność
pewnej rzeczy, pewnej formy, pewnego urządzenia tłumaczy także powód ich powstania, że
oko sporządzone jest d o patrzenia, ręka d o chwytania. Tak też wyobrażano sobie i karę, jako
wynalezioną d o karania. Lecz wszystkie cele, wszystkie pożytki są tylko o z n a k a m i tego,
że wola mocy stała się panią czegoś mniej mocnego i wycisnęła sobą na nich znaczenie funk-
cyi; i caÅ‚e dzieje jakiejÅ› »rzeczy«, jakiegoÅ› organu, jakiegokolwiek zwyczaju mogÄ… być w ten
sposób dalszym ciągiem łańcucha znaków, ciągle nowych tłumaczeń i przystosowań, których
same przyczyny nie muszą znajdować się nawet między sobą w związku przyczynowym, ra-
czej w danym razie przypadkowo tylko po sobie nastÄ™pujÄ… i zastÄ™pujÄ… siÄ™. »Rozwój« jakiejÅ›
rzeczy, jakiegoś zwyczaju, jakiegoś organu nie jest w ten sposób bynajmniej postępem (pro-
gressus) ku pewnemu celowi, tem mniej logicznym i najkrótszym, najmniejszym nakładem sił
i kosztów osiągnionym postępem, jeno kolejnem następstwem głębiej lub płyciej sięgają-
cych, mniej lub więcej wzajemnie niezależnych, odgrywających się w nim procesów przema-
gania, z dodatkiem oporu stosowanego każdym razem, usiłowań zmian formy w celu obrony i
reakcyi, i wyników udanych przeciwdziaÅ‚aÅ„. Forma jest pÅ‚ynna, lecz »sens« bardziej jeszcze...
Nawet wewnątrz każdego poszczególnego organizmu nie dzieje się inaczej: z każdym istot-
nym wzrostem caÅ‚oÅ›ci zmienia siÄ™ też »sens« poszczególnych organów, w pewnych razach
częściowe ich zanikanie, ich liczebne zmniejszanie się (naprzykład przez niszczenie członków
pośrednich) może być znakiem wzrastającej siły i doskonałości. Chciałem rzec: także czę-
ściowe b e z u ż y t e c z n i e n i e, niedołężnienie i zwyrodnianie, zatracanie się sensu i celo-
wości, krótko, śmierć, należą do warunków rzeczywistego progressus, który jawi się zawsze
w postaci woli i drogi ku w i Ä™ k s z e j m o c y i osiÄ…gany bywa zawsze kosztem licznych
mniejszych mocy. Wielkość »postÄ™pu«: m i e r z y siÄ™ nawet iloÅ›ciÄ… tego, co musiaÅ‚o mu być
p o ś w i ę c o n e m; ludzkość, jako masa poświęcona udaniu się jednej s i l n i e j s z e j spe-
cies człowieka t o b y był postęp... Podnoszę ten główny punkt widzenia metodyki histo-
rycznej tem bardziej, że sprzeciwia się właśnie panującemu instynktowi i smakowi czasu,
któryby raczej zgodził się jeszcze z bezwzględną przypadkowością, ba, z mechaniczną bez-
myślnością wszystkiego, co się dzieje, niż z teoryą, odgrywającej się we wszystkiem, co się
dzieje, w o l i m o c y. Demokratyczna idyosynkrazya do wszystkiego, co panuje i chce pa-
nować, nowoczesny m i z a r c h i z m (aby ukuć złe słowo na złą rzecz) przemienił i przebrał
się z czasem do tak duchowego i najbardziej duchowego stopnia, że dzisiaj krok za krokiem
wciska się, ś m i e się wciskać już w najsurowsze, pozornie najbardziej przedmiotowe umie-
jętności; ba, zdaje mi się, że stał się już panem całej fizyologii i nauki o życiu, ku jej szko-
dzie, jak się samo przez się rozumie, ukradłszy jej pojęcie zasadnicze, pojęcie właściwej a k t
y w n o Å› c i. Wzamian wysuwa siÄ™ pod naciskiem owej idyosynkrazyi na pierwszy plan
»przystosowanie«, to znaczy aktywność drugiego rzÄ™du, czystÄ… reaktywność, nawet życie
samo okreÅ›lono jako zawsze celowe wewnÄ™trzne »przystosowywanie« do zewnÄ™trznych oko-
liczności (Herbert Spencer). W ten sposób jednak nie rozumie się istoty życia, jego w o l i m
o c y; w ten sposób przeocza się zasadnicze pierwszeństwo, należne spontanicznym, zaczep-
nym, przekraczającym, wykładającym i kierującym w sposób nowy, kształtującym siłom,
których dziaÅ‚anie dopiero sprowadza »przystosowanie«; w ten sposób zaprzeczono w organi-
zmie nawet władczej roli najwyższych funkcyonaryuszów, w których wola życiowa objawia
siÄ™ aktywnie i ksztaÅ‚tujÄ…co. Przypomnijmy sobie, co zarzucaÅ‚ Huxley Spencerowi jego »ni-
hilizm administracyjny«: lecz chodzi jeszcze o coÅ› w i Ä™ c e j, niż o »administrowanie«...
36
13.
Aby więc wrócić do przedmiotu, to jest do k a r y, należy w niej rozróżniać dwie rzeczy:
najpierw to, co w niej jest wzglÄ™dnie t r w a Å‚ e, zwyczaj, akt, »dramat«, pewnÄ… surowÄ… kolej-
ność procedur, z drugiej strony to, co w niej płynne, sens, cel, oczekiwanie, które się łączy z
wykonaniem takich procedur. Przytem przypuszczamy tylko, per analogiam, wedle wyłusz-
czonego właśnie zasadniczego punktu widzenia metodyki historycznej, że procedura sama
będzie czemś starszem, wcześniejszem, niż jej zużytkowanie do kary, że dopiero w ł o ż o n o
ją w procedurę i podsunięto jako tej procedury tłumaczenie (dawno istniejącej, lecz w innem
znaczeniu używanej), słowem, że rzecz n i e tak się ma, jak nasi naiwni genealogowie mo-
ralności i prawa dotąd przypuszczali, mniemając wszyscy razem, że procedurę w y n a l e z i
o n o dla celu kary, tak jak sobie niegdyś wyobrażano rękę wynalezioną celem chwytania. Co
siÄ™ tyczy jednak owego drugiego pierwiastku w karze, pÅ‚ynnego, jej »sensu«, to w pózniej-
szym stanie kultury (naprzykÅ‚ad w Europie dzisiejszej) pojÄ™cie »kary«: nie przedstawia fak-
tycznie wcale już jednego sensu, lecz caÅ‚Ä… syntezÄ™ »sensów«: dotychczasowe dzieje kary wo-
góle, dzieje jej wyzyskiwania do najróżniejszych celów, krystalizują się ostatecznie w pewien
rodzaj jedności, trudno rozpuszczalnej, trudnej do analizowania i, co podnieść trzeba, n i e d a
j ą c e j s i ę w c a l e z d e f i n i o w a ć. (N i e m o ż l i w ą jest dziś rzeczą powiedzieć
dokładnie, d l a c z e g o właściwie się karze: wszystkie pojęcia, w których się cały proces
semiotycznie streszcza, uchylają się od definicyi; definiować daje się tylko to, co nie ma żad-
nych dziejów). Natomiast w pewnem wcześniejszem stadyum okazuje się jeszcze owa synte-
za »sensów« bardziej do rozwikÅ‚ania, a także bardziej podatna zmianie; można zauważyć
jeszcze, jak w każdym poszczególnym przypadku pierwiastki syntezy zmieniają swoją warto-
ściowość i wedle tego inaczej się porządkują tak, że raz ten, to znów ów pierwiastek kosztem
pozostałych wybija się na czoło i dominuje, a nawet w pewnych razach jeden pierwiastek
(może cel odstraszenia) zdaje się unicestwiać całą resztę składników. Aby dać przynajmniej
wyobrażenie, jak niepewny, jak nastÄ™pczy, jak przypadkowy jest »sens« kary i jak jedna i ta
sama procedura ze względu na zasadniczo różne zamysły może być różnie zużytkowana, wy-
tłómaczona, przykrojona, niechaj posłuży tu schemat, do którego doszedłem na podstawie
małego stosunkowo i przypadkowego materyału. Kara jako unieszkodliwienie, jako prze-
szkodzenie dalszemu szkodzeniu. Kara jako odpłacenie poszkodowanemu szkody, w jakiej-
bądz formie (także w uczuciowem wynagrodzeniu). Kara jako izolowanie zakłócenia równo-
wagi, by zapobiec rozszerzeniu się zakłócenia. Kara jako wpajanie strachu przed tymi, którzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]