X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uciekła z taksówki.
 Odprowadzę cię do drzwi  powiedział.
 Nie  zaprotestowała, chwytając klamkę.
Mogli przyciągnąć czyjąś uwagę.
 Dobrze.  Westchnął głęboko.  Cóż, było
ciekawie.
 Tak  zgodziła się.  Ciekawie.
Spojrzał jej w oczy i wyglądało na to, że chce jej
coś jeszcze powiedzieć.
 %7łegnaj  powiedziała, ułatwiając mu sytua-
cję.
Być gwiazdą 179
 %7łegnaj.
Otworzyła drzwi.
 Hej  powiedział i Meg odwróciła się.
 A może do zobaczenia?
Patrzyła na niego, w uszach słyszała bicie
swego serca.
 Może.
Potem wysiadła z samochodu i opuściła życie
Jaretta.
Latarnie oświetlały chodnik. Meg podeszła szyb-
ko do wejścia i zniknęła we wnętrzu sklepu.
Dzwonek nad drzwiami zadzwonił, strasząc ją.
Nagle poczuła się wyczerpana. To był niewątp-
liwie najdłuższy dzień w jej życiu.
Z wnętrza taksówki Jarett patrzył z zaschnię-
tymi ustami, jak Meg zamyka drzwi, po czym dał
znak taksówkarzowi, że może jechać.
Gdyby nie koncentrował wszystkich swoich sił
na zapamiętywaniu tej chwili, być może zauwa-
żyłby ciemny samochód, który po cichu zapar-
kował po drugiej stronie ulicy. I wysuwający się
przez jego okno obiektyw.
Rozdział czternasty
Jarett usiadł nagle, obudzony przez obcy
dzwięk wdzierający się w jego podświadomość.
Zanim zorientował się gdzie jest, minęło kilka
sekund. Usnął na siedząco, opierając się o ścianę
w głowach łóżka. Telewizor był włączony, ale nie
było fonii, a więc nie stąd pochodził ten dzwięk.
Jego umysł rozpoczął poszukiwania. Pokój hotelo-
wy. Chicago. Meg.
Wydarzenia poprzedniego wieczora powróciły,
kiedy poczuł ból w mięśniach. Ta kobieta była
nieprawdopodobna, zarówno jako Taylor, jak
i będąc sobą.
Rozległo się natarczywe pukanie do drzwi
łączących jego pokój z pokojem Taylor. Teraz
wiedział już, co to był za hałas. Westchnął,
przeciągnął się, po czym zerknął na zegarek. 9:15.
Być gwiazdą 181
Na ogół wstawał wcześniej, ale wczoraj położył
się spać około trzeciej nad ranem. A kiedy już
zasnął, prześladował go sen o błyszczących zielo-
nych oczachukrytych za zwyczajnymi okularami.
 Jarett!  krzyknęła Taylor, wciąż pukając.
 Wpuść mnie!
Nie znosiła, kiedy zamykał swój pokój, ale zbyt
wiele razy w trakcie ich podróży budziła go,
wślizgując się nago do jego łóżka.
Wstał i naciągnął spodnie. Perspektywa roz-
mowy z Taylor ciążyła mu jak kamień. Rosie
obiecała nic jej nie mówić, dopóki Jarett nie
wymyśli jakiegoś sposobu na przekazanie tej
informacji. Poprzedniej nocy, kiedy wrócił po
odwiezieniu Meg, obydwie spały twardym snem.
Miał nadzieję, że Taylor będzie przynajmniej
wyspana i w dobrym nastroju.
Otworzył drzwi i jego oczom ukazała się nabur-
muszona mina. Najwyrazniej dobry nastrój był,
dla Taylor zbyt optymistycznym wariantem.
 Dzień dobry  powiedział, przeczesując wło-
sy ręką.
 Co to jest, u diabła?  zapytała, wciskając mu
w rękę lokalną gazetę.
,,Taylor Gee zaatakowana przez działacza na
rzecz obrony praw zwierząt  . A żeby nie było
wątpliwości, pod spodem umieszczono jego wiel-
kie kolorowe zdjęcie, na którym pociesza po-
brudzoną farbą Meg.
182 Stephanie Bond
Jarett westchnął  przynajmniej nie będzie mu-
siał szukać pretekstu do rozpoczęcia rozmowy.
 Wejdz  powiedział.  Zrobię kawy.
Taylor weszła do pokoju.
 Nie chcę żadnej cholernej kawy. Chcę wie-
dzieć, jak to jest możliwe, że byłam z tobą gdzieś
wczoraj wieczorem, skoro nawet nie pamiętam,
żebym wychodziła z pokoju! Rosie nie chce mi nic
powiedzieć. Stoi tylko i trzęsie się jak mały
ratlerek.
 Usiądz, Taylor.
 Ale...
 Usiądz!
Usiadła.
Włożył filtr do ekspresu i nalał wody do pojem-
nika.
 Obiecałaś, że przestaniesz brać te proszki.
 A co to ma wspólnego z...
 Wszystko  przerwał jej Jarett, z trzaskiem
stawiając pojemnik na blacie. Woda przelała się
górą. Wziął głęboki wdech, po czym powoli wy-
puścił powietrze z płuc.  Twoje branie pigułek
ma dużo wspólnego z tym zdjęciem  dodał cicho.
 Nie rozumiem.
 Taylor, miałaś pojawić się na wczorajszym
przyjęciu. Mort Heckel tam był. Mac Peterson
powiedział, że ma wątpliwości na temat prze-
dłużania ci kontraktu po twoim wyskoku w Za-
 
go  . I dotarły do niego plotki, że coś bierzesz.
Być gwiazdą 183
Przełknęła ślinę i potrząsnęła głową.
 Więc?
 Więc Peterson kazał mi zrobić wszystko,
żebyś tam się pojawiła.
Na jej twarz wypełzł hardy uśmiech.
 Więc musiałeś dać mi całą garść jakichś
środków pobudzających, bo nic nie pamiętam.
 Nic nie pamiętasz, bo cię tam nie było.
Przestała się śmiać.
 Co powiedziałeś?
 Znalazłem ci sobowtóra.
Taylor otworzyła usta i podniosła gazetę do
oczu.
 To niemożliwe.
 A jednak  powiedział sucho, wlewając wodę
do ekspresu. Włączył go, po czym odwrócił się
z powrotem do Taylor.
Jej opalona twarz przybrała kolor purpury.
 Kto to był? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.