[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wdawać się w rozmowy na temat swojej rzekomej ciąży.
- Kochanie, jesteś bardzo dzielna - mruknął Zake. - Jak będziecie
gotowe, to odwiozÄ™ was na uczelniÄ™.
- Przyjedziesz kibicować? - Twarz Alison pojaśniała.
- Niestety, nie. Wysadzę was przed uczelnią, muszę zrobić kilka
pilnych zakupów do domu. Kran w kuchni cieknie, trzeba go zmienić, zanim
nas zaleje. Wolisz nowoczesny czy stylizowany na stary, kochanie? -
Spojrzał na Danę.
- Wolałabym zachować ten, który jest - odpowiedziała słodkim
głosem Dana.
Alison pozbierała talerze i wyszła z nimi do kuchni. Zake rozsiadł się
wygodniej na krześle, z kubkiem kawy w ręku.
- To nie pierwszy bubel, do którego jesteś dziwnie przywiązana -
powiedział.
- Nie prosiłam cię, żebyś zreperował mi kran. Nie chcę, żebyś
cokolwiek mi naprawiał! - wybuchła. - Wolałabym, żebyś zajął się sprawą
Tiffany - dodała już spokojniej.
- Myślę o tym, naprawdę - odparł. Podniósł głowę i zobaczył, że
wraca Alison. - Jesteś gotowa? - zapytał. Wyprowadził psa na zewnątrz i
otworzył samochód.
Na parkingu pod uczelnią nie było miejsca.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Dlatego właśnie zawsze chodzę do pracy piechotą - skomentowała
ten fakt Dana. - Możesz nas tu wysadzić i jechać.
- Nie martw się, zaraz coś znajdę -. odparł spokojnie Zake. Objechał
parking i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiło się wolne
miejsce. Zaparkował jaguara. - Zaniosę torbę Alison do sali. Nie może się
spóznić, a ty, kochanie, nie powinnaś się przemęczać -zwrócił się czule do
żony.
Studenci stali w niewielkich grupkach na głównym korytarzu Dressler
Hall i szukali swoich nazwisk na listach. Pierwsza runda miała się wkrótce
rozpocząć. Na schodach stała profesor Wells z kartką papieru w ręku i
odpowiadała najbardziej zagubionym, do której sali powinni się udać.
Na środku korytarza stał Barclay i również coś tłumaczył studentom.
Mimo że Dana go nie zapraszała, znając go, wiedziała, że będzie namawiał
przybyłych do podjęcia studiów na tej uczelni. Machał rękami i coś
zawzięcie tłumaczył, wyglądał, jakby był bardzo zaciekawiony wy-
powiedziami młodzieży. Ale Dana wiedziała, że mało go to obchodzi, bo
myślał jedynie o zapewnieniu uczelni stałego dopływu gotówki.
Spostrzegł Danę i Zake'a i w ciągu kilku sekund uwolnił się od
towarzystwa młodzieży. Podszedł do nich.
- Wyjeżdżasz, Zake? - spytał Barclay, spoglądając na torbę, którą
Zake trzymał w dłoni.
- Skądże - uśmiechnął się Zake. - Odniosłem tylko rzeczy Alison.
Dana patrzyła na Barclaya z lekkim niepokojem, nie była pewna, czy
będzie pamiętał o danej jej obietnicy. Bała się, że spróbuje wywrzeć presję
na Zake'a w sprawie dotacji.
- Chciałbym ci kogoś przedstawić, Dano - powiedział Barclay z
przejęciem. Rozejrzał się ponad głowami zgromadzonych. - Gdzie ona może
pona
ous
l
a
d
an
sc
być...
W pierwszej chwili pomyślała, że mówi o jakiejś przyszłej studentce,
ale po sekundzie coś ją tknęło. Zobaczyła, że Barclay patrzy na panią
Janowitz, która rozmawiała z drobniutką blondynką. Kobieta była ubrana w
błękitny kostium. Dana nie miała najmniejszych wątpliwości, że tak samo
błękitne są jej oczy. To mogła być tylko Tiffany Rowe! No nie...
- Jestem pewny, że słyszałaś to nazwisko - zaczął z przejęciem
Barclay. - Mamy przecież bibliotekę Rowe'a, audytorium imieniem Rowe'a,
wydział prawa założony przez Rowe'a...
- Tutaj? - Dana z trudem rozpoznała własny głos. Zake spojrzał na
nią, jakby usłyszał najgłupsze pytanie roku. Niestety ma do tego prawo,
pomyślała Dana. Zwietnie wiedziała, że ani tutejsza biblioteka, ani
audytorium, ani wydział prawa nie miały za patrona Rowe'a.
- Nie żartuj, przecież nie tutaj, te obiekty porozrzucane są po całym
kraju - wyjaśnił Barclay.
- I to wszystko dzięki Tiffany Rowe? - spytała Dana.
- No nie, jest na to za młodą. To zasługa jej wybitnych przodków -
wyjaśniał tylko trochę zniecierpliwiony Barclay. - Ale teraz, gdy Tiffany
zainteresowała się naszą uczelnią i opowie o niej osobom z zarządu
rodzinnej fundacji, to kto wie, kto wie...
- Ciekawe, co spowodowało jej zainteresowanie tym właśnie
uniwersytetem? - mruknÄ…Å‚ Zake.
- Cóż, myślę, że to oczywiste. - Barclay wyprostował się i napuszył. -
Od kiedy tu pracujÄ™, mamy bardzo dobrÄ… prasÄ™, ukazujÄ… siÄ™ liczne
pozytywne artykuły o naszej uczelni. Tiffany Rowe musiała słyszeć, co
dzieje siÄ™ na naszym uniwersytecie, podobnie zresztÄ… jak i inne osoby
zajmujące się biznesem na szeroką skalę. Wprawdzie nie lubię się chwalić,
pona
ous
l
a
d
an
sc
ale sądzę, że nie były zupełnie bez znaczenia moje... zalety osobiste. -
Barclay napuszył się jeszcze bardziej.
- Od razu polubiliśmy się z Tiffany, można powiedzieć, że od
pierwszej chwili znalezliśmy wspólny język.
- A jak się poznaliście? - spytała Dana.
- Poznaliśmy się wczoraj, Tiffany zadzwoniła do mnie - odparł
Barclay, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. - Mamy wspólnych
znajomych, jednym z nich jest tutejszy przemysłowiec, członek Rady
Dyrektorów szkoły.
Ciekawe, pomyślała Dana, Tiffany wspomniała wczoraj, że ma
spotkanie z dostawcą. W jakim celu chciała poznać Barclaya i czego tak
naprawdę próbowała się od niego dowiedzieć?
- Zaprosiłem ją, by mogła obejrzeć konkurs - powiedział Barclay. -
Jaka szkoda, że w tym tygodniu mamy tylko jedną imprezę...
- Gdybym wiedziała, stanęłabym na głowie, żeby zaprosić cyrk -
mruknęła Dana.
- Pójdę po nią. - Barclay nawet nie zwrócił uwagi na złośliwość Dany.
- A ty mówiłaś, że to moje ego rozrosło się do rozmiarów
kontynentu... Zastanawiam się, co skłoniło władze tej starej i renomowanej
uczelni do zatrudnienia tego obmierzłego typa na stanowisku dyrektora -
mruczał pod nosem Zake. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sloneczny.htw.pl